Camila*
Od momentu feralnego dnia mija uwaga...dwa tygodnie. Dwa cholerne tygodnie gdzie Lauren dalej jest w śpiączce,a ta franca ma się lepiej i czeka w więzieniu na wyrok za wszystko co uczyniła. Szczerze powiedziawszy to niewiem jakim cudem ja jeszcze chodzić umiem. Nic innego nie robię tylko od rana do wieczora z drobnymi przerwami siedzę w szpitalu. Mam nawet w dupie naszą kancelarię którą opiekują się dziewczyny pod moją świadomą nieobecnością. Nie obchodzi mnie to. Ostatnie dni były dosyć mocno specyficzne. Jednak mąż,Shawna okazał się super typkiem. To on z dziewczynami mnie zmieniał gdy serio potrzebowałam iść do domu na trochę. Rozmawiałam też,sporo czasu z Shawnem gdzie dowiedziałam się wszystkiego.
Michelle rozmawiała z nim,tak na trzy do czterech miesięcy wcześniej. Po tym co się wydarzyło w więzieniu z Lauren miała obawy i podejrzenia,że na nią lub na nas obie czyha coś niedobrego. Z jednym miała rację. Czyhało. Jednak nie na nas,a tylko na mnie. Co najlepsze. Nie mam ochoty płakać bo nawet nie mam czym poprawdzie. Mam w sobie tonę złości i nienawiści do świata. Alexa którą obawiałam o wszystko i miałam za wroga,była ich przyjaciółką i zarazem naszą strażniczką. Wszystko było totalnie pojebane i takie skomplikowane. W szpitalu robiłam za narzeczoną w dodatku dosyć mocną w gębie. Chciałabym wiedzieć czy ona ma na tyle sił. Musi mieć. Naprawdę musi. Bez niej nie odtworze nagrania chociaż prawda jest taka,że boję się tego co tam będzie jednak nie o tym teraz. Wszystko w między czasie. Obecnie ponownie siedzę w szpitalu przy mojej Lo która jest podłączona do tego całego chujstwa. Wygląda tak spokojnie. Jakby naprawdę nic jej nie było pomimo tylu siniaków i obrażeń wewnętrznych i tych które są widoczne. Ciągle trzymam ją za dłoń i mówię do niej tak poprostu. Jakby była.
-Nie masz bladego pojęcia jak nudno i smutno jest nam...najbardziej mi bez ciebie. Nie potrafię myśleć,jeść czy to spać. Uwierz mi,wybaczę ci dosłownie wszystko co było do tej pory. Wybaczę,wszystko co ukryte i zatajone jeżeli tylko się poprostu obudzisz Lo. Nie ma chwili w której nie myślę o tobie. W domu jest cicho i pusto. W twoim zbiera się nawet kurz. O dziwo DJ chodzi z Mani sprzątać. Owszem...dobrze słyszysz,one obie poprostu sprzątają i ani ja,ani Alexa czy Ally im nieprzeszkadzamy. Kocham cię Lo...nie daj jej wygrać okej? Obudź się.
Nie miałam bladego pojęcia,że obserwuje mnie lekarz który dwa tygodnie temu przyjął i operował Lauren. Co było dziwne. On był uśmiechnięty. Poprostu wszedł do sali i usiadł na krzesełku po drugiej stronie łóżka Lo. Okej. Nie rozumiem lekarzy i tych sztuczek medycznych.
-Niech mi Pani wybaczy,jeżeli przeszkodziłem.-Uśmiecha się do mnie.
-Nie tyle,że Pan przeszkodził co nie rozumiem tego uśmiechu z Pana strony i spokój.
-Pracuję ponad dwadzieścia lat w tym szpitalu jak i zawodzie Pani Cabello,nie powinienem chodzić smutny przy rodzinach moich pacjentów,powinienem pokazywać im nawet po mojej minie,że nadzieja umiera ostatnia.
-I teraz też,mi to Pan stara się pokazać mam rozumieć?
-Owszem...jednak chcę by wiedziała Pani też,że Pani narzeczona jest bardzo silna pomimo tylu obrażeń. Walczy ale na spokojnie.-Nie rozumiem.
-Co mi chce Pan powiedzieć?
-Tamtego dnia dwa tygodnie temu nie chciałem bardziej,że tak powiem dowalać zmartwień ale normalnie po takiej ilości bólu i cierpienia,Pani Jauregui powinna umrzeć.-Muruje mnie.
-Pan,żartuje?
-Nie Pani Cabello. Ma Pani bardzo silną narzeczoną jak już,mówiłem wcześniej. Coś trzyma ją tutaj.
Wstał i ruszył do drzwi. Nim wyszedł obrócił się do mnie jeszcze.
-I zapomniałbym...Pan Mendes czeka na Panią na dole.
![](https://img.wattpad.com/cover/191775731-288-k359797.jpg)
CZYTASZ
"Reflection" // Camren [ Zakończone ]
FanfictionCzłowiek zaskoczy człowieka nawet w najgorszym momencie.