Lauren*
Pielęgniarka wróciła do pokoju z moim lekarzem i samym ordynatorem. Poinformowała mnie również,że zadzwoniła do moich sióstr. Tu mnie zaskoczyła,ale doszłam potem do wniosku,że to pomysł dziewczyn. Zamknęli salę i zaczęli ze mną powoli rozmawiać i też,badać. Nowa blizna do kolekcji,po postrzale. W dodatku złamania i mocne coś tam coś tam. Powiedziano mi również,że nie będę mogła mieć nigdy dzieci. Zrobiło mi się przykro w tym,momencie bo nie ukrywam...chciałabym mieć potomstwo. Jednak na chwilę obecną to nie jest ważne. Ja,żyję. Nie poddałam się i wygrałam. Ukradkiem słyszałam co do mnie mówiono.
-Jutro zaczniemy powoli Panią podnosić z łóżka,była Pani długo w stanie nieosiągalnym więc możliwe jest chwilo osłabienie mięśni.-Kiwam,że rozumiem.
-Dobrze Doktorze...podczas mego snu polepszyło się?
-Złamania same sie zrosły szybciej. Była Pani w stanie śpiączkowym więc organizm miał spokojny czas na regeneracje jednak ból troszkę da Pani o sobie znać.
-To niewielka cena...najlepszą nagrodą dla mnie jest to,że żyję.
-Jest Pani bardzo silna. To cud.
-Od dzisiaj w nie wierzę.
-Pani rodzina i narzeczona czeka.-Narzeczona?
-To miłe...dziękuję Panu.
Wyszedł. Do sali wleciały dziewczyny które rzuciły się na mnie od razu. Wszystkie zapłakane. Nie tylko one. Jednak się odsunęły bo czekałam najbardziej na tę jedyną osobę którą chce mieć obecnie w ramionach. Gdy zapłakana Camila mnie ujrzała...podbiegła i wręcz we mnie wpadła. Mocno ją przytuliłam. Położyła się wręcz na mnie. Nawet ból mnie nie obchodzi. Szeptała tylko do mnie i w między czasie ocierała łzy o mą szyję. Ja sama plamiłam jej koszulkę swoimi. Dziewczyny zrozumiały,że na razie nie jestem osiągalna z Camzi. Wyszły poprostu. Ona lekko uniosła głowę i odgarnęła mi włosy jak ja jej. Nasze ręce znalazły się na policzkach. Spojrzałam na nią.Zrozumiała co chcę jej przekazać,i złączyła nasze usta. Tego potrzebowałam od zawsze. Nawet nasze mieszane z sobą łzy mi nie przeszkadzały. Gdy brakowało nam obu powietrza to poprostu zaprzestałyśmy w swych poczynaniach. I jej czoło znalazło się na moim.
-Moja Lolo...tylko moja.-Szeptała do mnie z niedowierzaniem.
-Moja Camzi...nie mogłabym odejść.-Ocieram jej łzy i ponownie całuję.
-Jesteś...poprostu jesteś.-Prycham.
-Jak widać. Camz...
-Tak?
-Bardzo za tobą tęskniłam...ale cholernie bolą mnie żebra i...-Nie dokańczam zdania.
Zeskakuje ze mnie jak poparzona. Prycham lekko śmiechem. Siada na krzesełku.
-Wybacz mi.
-Nic nie szkodzi...dadzą mi leki przeciwbólowe Camzi.
Dostaję ponowny pocałunek. No i dziewczyny w końcu do nas wchodzą. Przytulają mnie bardzo delikatnie. Ale...heh Alexa to we mnie wlatuje jak dzika. Camila ma ochotę ją zamordować. Siadają wszystkie i opowiadają mi o tym co się działo. Byłam zdziwiona tym co usłyszałam. Ariana skazana...tylko jeszcze niewiedzą na co. Ale zaskoczyło mnie to,że kara śmierci jest brana pod uwagę. A potem to,że Alexa jest w naszej kancelarii. Camila nie ma ochoty jej zabić? Ciekawie. Opowiadam im o tym co powiedzieli mi lekarze. Wiedziały o tym i cieszą się,że jestem z nimi. No i ta suka nie wygra. Powiedziałam im,że nie chcę by ta kurwa wiedziała o tym,że się obudziłam. Jednak to jaką niespodziankę otrzymałam potem...w drzwiach ujrzałam Chrisa. Moje oczy chyba w tym,momencie były warte parę miliardów jak nie lepiej. Japierdole...zapytałam je czy mogą nas zostawić na chwilkę. Camila mnie pocałowała. Wyszły. Lekko się podniosłam,a on podszedł i z łzami w oczach mnie przytulił. Ja go. Jezu,nie...to sen.
CZYTASZ
"Reflection" // Camren [ Zakończone ]
FanfictionCzłowiek zaskoczy człowieka nawet w najgorszym momencie.