16.

987 31 3
                                    

Obudziłam się nagle, bardzo szybko unosząc się do pozycji siedzącej. Moją pierwszą myślą po tak gwałtownym obudzeniu się było Justin ma dziewczynę. Jestem jaka jestem, ale chłopaka innej dziewczynie nigdy bym nie odbiła. Chonor jeszcze mam.

Szybko się ocknęłam z amoku w jakim byłam przez kilka minut. Moje myśli cały czas krążyły wokół Justina i jego dziewczyny. Przeraża mnie myśl, że akurat on jest tym facetem, którego zaczynam lubić, on, chłopak, który ma dziewczynę i zapewne jest z nią szczęśliwy. Jaka ja jestem głupia. Mogłam wcześniej o tym pomyśleć. Rozmyślając tak, usłyszałam pukanie do drzwi.

- Ariana, mogłabyś pomóc mi dziś przy zwierzętach? - do pokoju wszedł dziadek, a ja nie wiedziałam co odpowiedzieć. Wiadomo, że nie chciałam tego robić, ale jest to starszy człowiek i jeśli prosi, to nie wypada odmawiać. Sama zdziwiłam się, że tak ładnie to ujęłam. Justin dużo mnie nauczył.

- tak, pomogę Ci, tylko zaczekaj. Ubiorę się i zejdę, dobrze? - zapytałam wstając z łóżka, na co dziadek tylko się uśmiechnął, przytaknął i wyszedł z pokoju.

Jednym ruchem podniosłam się z miękkiego łóżka i pokierowałam się do szafy. Przeglądając ubrania pomyślałam, że nie mam nic, co nadawałoby się do pracy ze zwierzętami. Mam same eleganckie i ładne ubrania. Po długim przemyśleniu stwierdziłam, że założę jedyne spodenki jakie tu mam, a do tego zwykła koszulka z krótkim rękawem, potem od razu dam to do prania. Zeszłam w samych skarpetkach na dół, przecież nie pójdę w obcasach, ani moich trampkach. Muszę coś tu znaleźć.

- dzień dobry Ariana - powiedziała babcia - co tam szukasz? - zapytała z uniesionymi brwiami patrząc na moje stopy

- dzień dobry - odpowiedziałam przelotem szukając nadal czegoś co mogłoby być moimi potencjalnymi butami. - a wiesz, jakieś buty szukam, dziadek prosił mnie o pomoc przy zwierzętach - zignorowałam jej zdziwione spojrzenie i czekałam aż coś odpowie

- no to nic innego jak gumniaki - powiedziała, a mi mina zrzedła. Takie używane przez kogoś, brudne, śmierdzące gumniaki? - chodź za mną, dam Ci

- Czekaj, to ja pójdę sobie jeszcze założyć inne skarpetki - szybko odpowiedziałam, wręcz biegnąc do swojego pokoju. Wzięłam z szuflady skarpetki, które sięgają mi kolana, całe czarne, z dwoma białymi paskami na górze. Wolę tak wyglądać, niż potem mieć jakąś grzybicę. Zeszłam na dół, a przed drzwiami tarasowymi stały już moje piękne buciki robocze.

- myślę, że to Twój rozmiar - powiedziała babcia myjąc naczynia. Wzięłam wysokiego buta do ręki, po chwili zakładając go, babcia miała rację, rozmiar pasował. Nie myśląc nad tym jak wyglądam, wyszłam na zewnątrz. Idąc w stronę dziadka, do stodoły.

- o, jesteś. Musisz narazie nakarmić zwierzęta, resztę powiem Ci jak skończysz. Tu masz paszę - pokazał mi na worki z jedzeniem dla zwierząt. Jezu, no dobra, raz mogę zrobić coś dobrego. Dziadek wytłumaczył mi jak odpowiednio wszystko robić i zaczęłam swoją pracę. Chodziłam z tym workiem i wysypywałam w odpowiednim boksie daną ilość jego zawartości. Nawet to nie było takie złe. Przynajmniej nie myślę o Justinie.

Moje zajęcie zeszło mi około dwadzieścia minut, nie jakoś długo, a mogłam pomóc. Miło mi z tego powodu.

- skończyłam, więc co teraz? - zapytałam dziadka robiąc sobie daszek z dłoni, kładąc ją na czole. Słońce świeciło dziś jak szalone

- wiesz co, dziś Ci się upiekło. Dzwonili do mnie z miasta i muszę tam pojechać. Wrócę dopiero wieczorem, jutro dokończymy - powiedział szybko i poszedł w kierunku domu, zapewne się przebrać z ubrań roboczych.

Postanowiłam nie iść do domu, tylko korzystać z pogody. Mogłam lepiej przyjrzeć się gospodarstwu. Mimo tego jak bardzo na nie narzekałam na początku, jest tu całkiem ładnie i wszystko jest naprawdę zadbane. Podziwiam moich dziadków za to, że to wszystko tak wygląda i jeszcze nie znudziło im się zajmować ie tymi wszystkimi zwierzętami. Podeszłam do zagrody koni, zerwałam kępkę trawy, po czym wystawiłam rękę do konia, który był najbliżej mnie. Szybko zobaczył to co robię, podszedł i w ekspresowym tempie zjadł trawę z mojej dłoni. Pogłaskałam go i momentalnie się zerwałam, gdy usłyszałam za sobą czyjś głos.

- nie sądziłem, że kiedyś zobaczę taki obraz w moim życiu - zaśmiał się Justin podchodząc obok mnie i również pogłaskał zwierzę. - sama tu przyszłaś, czy ktoś Cię zmusił?

- oj przestań już - popatrzyłam na niego z małym uśmiechem - pomagałam dziakowi ze zwierzętami i przyszłam tu po drodze

- twój dom jest w tamtą stronę - śmiał się pokazując kciukiem za siebie

- no dobra, dobra - również się zaśmiałam. - miałam potrzebę tu przyjść - wzruszyłam ramionami

- zmieniłaś się - popatrzył na mnie z uśmiechem - na dodatek jesteś bez makijażu, widzisz, to wcale nie jest takie trudne, wcale nie musisz się malować do pracy. Cieszę się, że w końcu to zrozumiałaś - kiedy to powiedział, poczułam, że robię się cała czerwona. Zapomniałam o makijażu, jak mogłam, Boże. Teraz wyglądam jak pajac przed Justinem

- o matko, przepraszam - rzuciłam szybko odwracając się od niego zawstydzona

- a jednak nie zrozumiałaś - podkręcił głową - fajne wdzianko - pokazał na moje obuwie

- weź, babcia mi je dała, wolałam nie niszczyć swoich butów

- te skarpetki w sumie pasują - uśmiechnął się, a ja popatrzyłam na moje nogi

- mogę iść już na pokaz mody? - zapytałam z dużym uśmiechem na twarzy. Nie sądziłam, że kiedyś będę miała coś takiego na sobie, ale nie jest nawet tak źle.

HOLIDAYS x JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz