23.

913 30 11
                                    

Jest czwartek wieczór. Piosenkę z Victorią mamy dopracowaną na sto procent, jestem podekscytowana jutrem i naprawdę się cieszę, że się na to zgodziłam.

Spaceruję właśnie po gospodarstwie i obserwuję sąsiadów bawiących się ze swoimi dziećmi, grających w piłkę, lub siedzących po prostu w ogrodzie wszyscy razem. Ja od około siedmiu lat nie doświadczyłam prawdziwej, rodzicielskiej miłości. Zawsze dzieci spotykające się w szkole opowiadały gdzie były z rodzicami na weekendzie, co ciekawego robili. Moi teraźniejsi rodzice nigdy w dzieciństwie nie zabierali mnie gdzieś, gdzie moglibyśmy dobrze spędzić czas. Usiadłam na ławeczce przy jeziorze, odpięłam naszyjnik, który wisiał na moje szyi i wzięłam w dłonie małe serduszko, które było jego częścią. Otworzyłam je i zobaczyłam dwie postaci przytulające się, momentalnie w moich oczach pojawiły się łzy, których nie chciałam wypuścić. To byli moi rodzice, moi prawdziwi rodzice.

Nie wytrzymałam i z moich oczu puściły się niekontrolowane łzy. Nawet nie ścierałam ich, bo wiedziałam, że ich przybywa. Już dawno nie płakałam z tego powodu, myślałam, że przyzwyczaiłam się do tego, że ich nie ma. Jednak nie.

- Ariana? Nigdzie nie mogłem Cię znaleźć, nie widziałem Cię przez dwa dni, już nie wiedziałem, czy coś się stało - usłyszałam za swoimi plecami śmiech Justina, a ja szybko otarłam dłońmi twarz, udając, że wszystko jest w porządku.

- o hej, Justin - wymusiłam uśmiech, kiedy chłopak usiadł obok mnie

- co się stało? - złapał mnie szybko za nadgarstek, kiedy spojrzał na moją twarz

- co? U mnie wszystko dobrze - znowu wymusiłam uśmiech starając się nie rozpłakać.

- kogo próbujesz oszukać? Co się stało? - zapytał i spojrzał na otwarte serduszko, które trzymam w dłoniach - kto to?

- A, Justin, to... - odpowiedziałam niepewnie, delikatnie się uśmiechając, spojrzałam na zdjęcie i kolejna łza spłynęła po moim policzku  - to moi rodzice

- jak to? - zapytał zdezorientowany

- zginęli w wypadku, kiedy miałam dziesięć lat - spojrzałam na niego wzrokiem pełnym smutku. Widziałam, że chłopak nie wie co powiedzieć, więc po prostu przyciągnął mnie do siebie w uścisku. - nadal nie mogę się z tym pogodzić, cały czas mam nadzieję, że gdzieś tam są - zaśmiałam się smutno, pociągając nosem

- bo oni są - odpowiedział, biorąc moją twarz w dłonie i patrząc mi głęboko w oczy - są przy Tobie cały czas, teraz też. Kochają Cię - poczułam przyjemne ciepło w sercu, kiedy to powiedział, poczułam jakby naprawdę byli tu ze mną.

- dziękuję Justin - popatrzyłam mu w oczy - dziękuję za wszystko. Gdyby nie Ty i to miejsce, zapewne nadal byłabym zapatrzoną w siebie, rozpieszczoną smarkulą, wyżywającą się na wszystkich dookoła z powodu tego co czuje w środku. - łza spłynęła po moim policzku kolejny raz

- przestań, od zawsze wiedziałem, że jesteś dobrą osobą - odpowiedział i kciukiem wytarł spływającą łzę.

- moi dziadkowie to rodzice moich rodziców - wypaliłam - wiem, że to wszystko jest pokręcone

- opowiadaj dalej - powiedział pokrzepiająco

- moi teraźniejsi "rodzice", to tak naprawdę brat mojego taty i jego żona - westchnęłam - tak było najprościej zastąpić mi prawdziwych. Robili wszystko, żebym miała co tylko zechcę, aż w końcu doszłam do takiego stanu, że piłam, paliłam i robiłam dużo innych rzeczy, przy czym stałam się obrażoną na cały świat nastolatką, która jak już mówiłam wcześniej miała wszystko czego chciała - Justin jest pierwszą osobą, która dowiedziała się o tym co stało się w moim życiu, tylko przed nim się otworzyłam.

- dziękuję, że mi o tym powiedziałaś - Justin pogładził moją twarz dłonią, na co delikatnie się uśmiechnęłam

- bardzo ich kocham - westchnęłam i popatrzyłam w niebo - ale nie byłam gotowa na to, żeby tak szybko ode mnie odeszli - westchnęłam - mam nadzieję, że są tam razem szczęśliwi

- na pewno są - Justin uśmiechnął się

- zginęli, kiedy jechali po mnie do szkoły, wjechał w nich samochód z ogromnym impetem, przez co zginęli na miejscu. Byłam w takim wieku, że nie do końca jeszcze wiedziałam co to jest śmierć i nie pojmowałam tego, że moich ukochanych rodziców już ze mną nie będzie. Kilka tygodni po tym wydarzeniu musiałam przeprowadzić się z Londynu do Nowego Jorku, gdzie miałam zacząć życie od nowa, z nowymi rodzicami. - opowiadałam wyczerpanym tonem - wiem, że teraz zastanawiasz się co odpowiedzieć. Nic nie musisz, wystarczy, że już wiesz - popatrzyłam na chłopaka i uśmiechnęłam się do niego.

- jesteś naprawdę bardzo dzielna - odwzajemnił uśmiech i ponownie przyciągnął mnie do siebie

- powinnam już chyba wracać. - wstałam z ławki i otrzepałam swoje szare, przylegające dresy - muszę się przygotować przed jutrem.

- a, tak, jasne - odpowiedział Justin i również wstał i spojrzał na mnie

- przyjdziesz? - zapytałam patrząc mu w oczy

- nie mógłbym tego nie zrobić. Muszę w końcu usłyszeć tą piosenkę - uśmiechnął się

- postaram się was wszystkich nie zawieść - odwzajemniłam uśmiech i odwróciłam się w kierunku domu moich dziadków - do zobaczenia, Justin

*

Ubrana w piżamę wyszłam z toalety i pokierowałam się do swojego pokoju. Rzuciłam swój telefon na łóżko, opatuliłam się kocem i wyszłam na balkon. Oparłam się rękami o barierkę, uniosłam głowę ku górze i zaczęłam patrzeć w gwiazdy.

- zawsze będę was kochać, choćby nie wiadomo co miało się dziać

___

Ktoś się tego spodziewał?

HOLIDAYS x JBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz