Kwestia honoru

530 77 73
                                    

Maszerujemy w ciszy, powoli pokonując las. Od mojego małego żartu w rzece wesz nie odzywa się do mnie, co dodatkowo mnie cieszy, ponieważ w końcu jest spokój. Jest tak urażona, że nawet nie chce spojrzeć w moją stronę, tylko cały czas rozgląda się na boki, podziwiając piękną przyrodę.

Да, całkiem miłe popołudnie.

- Kozacy! - on nagle krzyczy przerażona, zaczynając szaleńczo biec przed siebie.

Kilka sekund zajmuje mi przetworzenie tych słów i zrozumienia grozy, którą niosą. Udzielająca się mi panika każe zrobić to samo i rozpocząć kolejną gonitwę.

Zerkam za siebie. 

Jest ich trzech. Są w oddali. Jadą konno i zaraz nas dogonią.

Płynąca w mych żyłach adrenalina i poczucie nadchodzącego końca, jak długo was nie odczuwałem? Tydzień?! 

Las jest rzadki, drzewa są liche, jest to bardziej zagajniki.

Nie ma gdzie się schować. 

Gnamy na oślep, ile tchu, omijając wystające korzenie i gałęzie.

Tętent koni. Trzaski łamanych gałęzi. Strzały. Z każdą sekundą są się coraz głośniejsze. 

Są coraz bliżej.

- Rozdzielmy się! - Польшa krzyczy płochliwie, gwałtownie skręcając w prawo. Mnie pozostaje lewa strona.

Rozbiegamy się niemal w linii prostej, zaczynając kluczyć między cienkimi drzewkami.

Ponowie spoglądam za siebie.

Dwóch jedzie za mną.

No oczywiście, jakby inaczej?!

Mój wzrok szaleńczo szuka jakiegoś wyjścia. 

Lecz żadnego nie ma. Nie ma gdzie się ukryć, gdzie ich zgubić, można tylko biec... lub próbować walczyć. 

W końcu dobywam mojego ostatniego ratunku.

Naganta i ostatnie trzy naboje.

Muszę trafić.

Oni na razie przestali strzelać.

Zamiast tego wyjęli szable.

Ten szybszy jest tuż za mną. Kundel chce mi głowę odciąć. 

W ostatniej chwili odskakuję na bok. Upadam na ziemię. Różne fragmenty leśnej ściółki wbijają się w moją skórę.

Broń kozaka klinuje się w korze. On traci równowagę. 

Ja mam szansę wycelować.

Jego oczy wyglądając jak ślepia królika, który wpadł w paszczę lisa. 

To naprawdę satysfakcjonujący widok.

Naciskam na spust.

Trafiam go idealnie między oczy, a on momentalnie opada bezsilnie, częściowo zjeżdżając z siodła. Jego koń przerażony hukiem ucieka, ciągnąc truchło za sobą po ziemi.

Jednego mniej.

W tle słychać strzały.

Czyżby było już po niej? 

- Cтерва! (Ścierwo!) - żołnierz wrzeszczy, osaczając mnie z drugiej strony. Cudem unikam kolejnej szabli, która przelatuje tuż obok mojej twarzy.

Moje ręce drżą, cały niezwykle się pocę, próbuję wycelować.

Strzelam.

Chybiam.

Zesłanie / countryhumans / Polska / ZSRROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz