Kolejny nędzny dzień.
Zawsze budzi nas ta sama, koszmarna melodia grana na bębnie przy wrotach. Chwilę później podoficer chodzi i otwiera koszary. Wtedy wszyscy, dygocząc z zimna, ponieważ jedyne co mamy do przykrycia, to marne półkożuchy, wstają z prycz, które składają się z trzech gołych desek i kierują się do wiader z wodą. Tam stłoczeni obmywają się, przygotowując do roboczego dnia. Jeden nieszczęśnik, zwany parasznikiem, musi dbać, żeby w baraku zawsze była świeża woda i żeby wynosić pełne wiadra ekskrementów po nocy, kiedy nie można z niego wyjść. Wielu z nich traci przez to węch, chociaż nie tylko oni, cały czas panuje tu odór wilgotnego, gnijącego drewna i niemytych ludzkich ciał oraz fekaliów.
Barak więzienny to jedno z największych wypaczeń i poniżeń ludzkości. Na kilku, może kilkunastu metrach kwadratowych przebywa od 80 do 100 ludzi. Żyjemy w tej ciasnocie upchani jak śledzie. Koszary to rozpadające się, drewniane budy, w dodatku źle zaprojektowane. Wszystkie podłogi są przegniłe i grubo pokryte błotem. Maleńkie okna nie dopuszczają do wnętrza ani odrobiny światła, a dach jest dziurawy i cały czas cieknie z pułapu. Latem jest tu zaduch nie do wytrzymania, a zimą mróz nie daje żyć. Do pieca, który jest w kącie, można wrzucić co najwyżej sześć szczap drewna, nic to nie grzeje, ale strasznie dymi, przez co nie da się oddychać. Tu, w tej zbiorowej celi musimy prać własne rzeczy, co powoduje wilgoć. Wszędzie zalęgnięte są roje pcheł, wszy i karaluchów, a ich ukąszenia zostawiają trudno gojące się bąble.
Panuje tu straszny harmider. Nieprzerwana mieszanina dźwięków, gadaniny, rechotów, modlitw, śpiewów i przekleństw. Tu ktoś zaczyna siorbać i jeść, tam jakiś Żyd szlocha nad psalmami, a jeszcze tam wciąż nie do końca trzeźwi zaczynają się bić. Części skazańców brzęczą kajdany. Części, ponieważ ci pracownicy kopalni i warsztatów, którzy nie są uznawani za niebezpiecznych, ich nie mają. Ale reszta, między innymi ja, mają na nogach kajdany składające się z żelaznych prętów, grubych niczym palec lub więcej, połączonych trzema ogniwami. Do jednego z nich uwiązany jest rzemień połączony z pasem zakładanym na koszulę.
Kiedy już zakończymy całą poranną rutynę, odsłuchamy apel, policzą nas, wtedy idziemy do pracy.
Po zejściu na dół, za pomocą łomów i młotów, cały dzień odłupujemy ze ścian skaliste bryły pełne rudy. Następni mielą je, po czym na zewnątrz przesiewają przez sita. Czasem, aby przebić się dalej musimy używać materiałów wybuchowych, niejednokrotnie ktoś przy tym ginie z powodu eksplozji, spadających skał czy przywalony przez pękające podpory. Niekiedy ludzie po prostu duszą się trującymi oparami. Cały czas panuje tu nieznośny skwar, a po ścianach cieknie woda, spływająca nierównymi rynsztokami. Część szybu zawsze jest zalana. Wdzierające się w zbocza wzgórz szyby, które wykuwamy, to prymitywne, wąskie tunele. Są tak źle i chaotycznie zaprojektowane, tak usiane wybojami i dziurami, że trudno używać na nich zwykłych taczek, nie mówiąc o wagonikach. Rudę wynosi się na powierzchnie na prymitywnych noszach.
Jednak najgorsza nie jest uciążliwość i monotonność tej pracy, ale świadomość, że duża część naszej pracy powinna być wykonywana przez zwierzęta pociągowe i płynące z tego przeświadczenie, iż tym właśnie dla tych urzędasów jesteśmy - bydłem, które żyje tylko po to, aby mu służyć.
Jednak kopalnie i więzienne baraki to nie tylko miejsca ludzkiej deprawacji i upokorzenia.
W nocy stają się bazarami i warsztatami. Niektórzy cerują ubrania, szyją buty czy różne części garderoby. Inni naprawiają zegarki, rzeźbią ozdoby, biżuterię czy nawet zabawki. Przy każdej możliwej okazji sprzedają je w okolicznych miasteczkach, aby zarobionymi pieniędzmi trochę polepszyć swoje warunki. Ale pieniądze można też produkować. Większość włóczęgów jest tak doświadczona w sztuce fałszerstwa, przemytu i kradzieży, że podrobione banknoty są niemal niemożliwe do odróżnienia.

CZYTASZ
Zesłanie / countryhumans / Polska / ZSRR
AdventureOdwiecznym, sprawdzonym sposobem pozbywania się problemów w Imperium Rosyjskim było wysyłanie niewygodnych delikwentów w głąb ośnieżonych odmętów kontynentu. Ten sam los spotyka młodą Polskę, kiedy jednak dociera na miejsce swej kaźni, okazuje się...