Ród człowieczy

646 85 67
                                    

Wasilija zabrali, a może raczej zabili, trzy dni temu.

Od tamtego czasu wesz prawie nic nie mówi, zachowuje się, jakby była w letargu, jakby też wtedy umarła. Idzie, je, śpi i tyle, żadnych komentarzy, docinek, pretensji. Nie żeby mi przeszkadzał ten stan, przynajmniej jest spokój, ale ta cisza jest jakoś osobliwie... nieprzyjemna...

- Nie sądzisz, że chyba czas się w końcu odezwać? - przerywam milczenie kolejnego marszu, zwracając na siebie jej uwagę. Zerka na mnie beznamiętnie, po czym znowu wraca do biernego wpatrywania się w przestrzeń. - Jesteś zła, że nie pozwoliłem ci mu pomóc i dać się bezsensownie złapać, i prawdopodobnie zabić? Nie musisz dziękować, co więcej, jak ci zależy, mogę to naprawić, naboi powinno starczyć - próbuję dalej, mając nadzieję, że moja uszczypliwość zmusi ją do gadania.

- Nie o to chodzi... - przemawia cicho i smętnie spuszcza na dół głowę. - I dziękuję... - dodaje niemal szeptem jakby delikatnie zawstydzona.

- Więc o co? Bo nie wiem, to ja podobno się dąsam - prycham delikatnie zirytowany, nie zwracając nawet zbytniej uwagi na jej niepotrzebne podziękowania.

- Myślisz, że mogliśmy coś zrobić, aby do tego nie dopuścić? - odrzeka, podnosząc głowę i w końcu porządnie na mnie spoglądając. Teraz nareszcie dobrze widzę w jej oczach powód tej całej cichości. Rozrywające, duszące poczucie winy. 

To współczucie ją kiedyś zabije.

- Wątpię, fakt, że się przewrócił i skręcił czy po prostu coś zrobił z nogą to wynik zwykłego przypadku, nic nie mogliśmy na to poradzić - odpowiadam, jasno wyrażając swoją opinię. - Mówi się trudno i idzie się dalej - dorzucam, dostrzegając jej wątpliwości.

- Nie rusza cię jego śmierć? - jęczy z wyrzutem, najwyraźniej zszokowana moimi słowami.

- Nie za bardzo, ludzie umierają codziennie, cały czas, a poza tym on mówił, że zrobił coś złego, tamci oskarżali go o kradzież, czy mieli racje, nie wiadomo, ale na pewno ten cały Wasilij nie był bez winy, coś zrobił, może im, może innym wieśniakom, ale akurat ci się zemścili i przy okazji coś zarobili, tak działa świat, taka jest natura wypaczonej ludzkości - tłumaczę nieporuszony jej reakcją, spokojnie analizując całą sytuację.

- Nawet bluźnić się nie boisz - prycha wzburzona. Przynajmniej humorek jej wrócił.

- Winnaś bać się nie boga, a ludzi - karcę ją nieco, co ewidentnie ją dziwi. - Twój bóg jest martwy, a jego kochane twory starają się, abyśmy do niego dołączyli - nadmieniam chłodno, wracając wzrokiem do otaczających nas ośnieżonych drzew.

- Dlaczego tak bardzo nie znosisz ludzi? - pyta wyraźnie zaintrygowana, a zarazem pełna politowania i zawodu.

- Bo wiem, jacy są - wzdycham głośno, bezsilnie i ponownie zerkam na nią. - Bogaci przeciw biednym, kłamstwo przeciw prawdzie, ludzie żyją, umierają i zabijają, w tym nie różnią się niczym od zwierząt, tylko wmawiają sobie, że robią to z większym wdziękiem, są zwykłymi bestiami, ukrytymi pod więzami społecznymi i zasadami - kontynuuję szorstko, nie ukrywając swego zgorszenia.

- Nie wszyscy są tacy, możemy być tak samo dobrzy, jak możemy być źli  - wtrąca się zdecydowanie, gotowa bronić nieistniejącej prawości ludzkiej rasy.

- Jednak większość taka jest, a ci, o których mówisz, są przez innych zadeptywani i okrutnie niszczeni - na chwilę przerywam, chcąc się wyzbyć niemiłych wspomnień. - Większość ludzi to zwykłe kreatury, które bez przerwy uczą się zachowywać i wchodzić w schematy, które dadzą im korzyści - pozostaję przy swoim, nie przejmując się jej lekkim wzburzeniem. - I dlatego potrzebują kogoś, kto ich naprostuje - dopowiadam nieco ciszej.

- I uważasz, że ty nadajesz się, aby być tym kimś? - rzuca szybko, wbijając we mnie ciut oskarżycielskie spojrzenie.

- Tego nie powiedziałem - odpowiadam odrobinę zmieszany, jednak nie zaprzeczam.

- Ale tak zabrzmiałeś - mówi trochę sceptycznie. - My też jesteśmy ludźmi, dość niezwykłymi, długowiecznymi i osobliwie wyglądającymi, ale dalej ludźmi - ciągnie po chwili, a jej głos jest znacznie łagodniejszy.

- Do czego zmierzasz? - przerywam jej, przeczuwając kolejne kazanie. Mogłem nic nie mówić, ale nie, pocieszać mi się zachciało, bo mi cisza przeszkadzała...

- Jaką masz pewność, że nie będziesz lub nawet po części już nie jesteś taki, jak te wszystkie bestie, którymi gardzisz? - zaczyna, a jej ton na nowo nabiera ostrości. - Też jesteśmy tylko ludźmi, to prawda, że nie jesteśmy normalni i nigdy nie będziemy, ale wewnątrz nie różnimy się od nich. Tak samo kochamy i nienawidzimy, śmiejemy się i płaczemy, powstajemy i upadamy, i też możemy w życiu pobłądzić... - przerywa swój wywód, zając sobie sprawę w wejścia w stan pewnej zadumy. - Skąd wiesz czy ten zwykły przypadek, który pokonał Wasilija, nie sprawi, że ty zgubisz się po drodze do swojego celu? - domawia dalej zamyślona, przypatrując się mi, jakby chciała zaglądnąć do wnętrza mojego umysłu.

- Więc co, ty nie masz zamiaru przewodzić swoim ludziom, bo możesz się w tym pogubić? To po co ty w ogóle do tej Europy wracasz? - dopytuję, zdziwiony i zmieszany jej punktem widzenia.

- Żeby ich wspierać, doradzać i dawać nadzieję, nie chcę rządzić nimi, a z nimi - mawia, mocno podkreślając ostatnią część zdania.

- To nie ma sensu, ludzie sami nas stworzyli, aby nimi przewodzić, taki jest cel naszego istnienia, oni sami mają świadomość, że nie powinni wyłącznie sami sobą rządzić - parskam, nie zgadzając się z jej idealistycznymi wizjami.

- Ale skoro według ciebie ludzie to złe kreatury, to czy powstanie z ich pragnienia też nie czyni cię chociaż po części złym? - ogłasza wątpliwie, niejako niepewna swoich słów, jednak spojrzenie, które niecierpliwie czeka na moją odpowiedź, wyraża coś zupełnie innego.

Tymczasem ja czuję się delikatnie zbity z tropu, jednak nie mam zamiaru przegrać tej dyskusji.

- Nie zaprzeczam, lecz mimo to... - staram się wybronić, ale nie jest mi dane to dokończyć.

- Эй! Вы там! Кто вы?! (Ej! Wy tam! Kim jesteście?!) - nagły krzyk. Jakiś mężczyzna. Za nami.

Сука блять.

Oboje zastygamy w bezruchu, głośno przełykając ślinę i powoli odwracamy głowy na bok, aby zobaczyć kim jest ten ktoś.

Naszym oczom ukazuje się wręcz toposowy Sybirak, nie taki podrabiany jak Wasilij, taki prawdziwy, ze strzelbą w dłoni i kilkoma kompanami w trakcie zimowego polowania.

Да, сука блять.

Dostrzegając nasze twarze, mężczyźni nieco drętwieją w zaskoczeniu, co my bez zastanowienia wykorzystujemy i poczynamy biec przed siebie.

- Cтоять! (Stójcie!) - gdy tylko się zrywamy, chłop reaguje wrzaskiem.

Po raz kolejny ogarnia mnie to niepohamowane uczucie paniki i adrenalina zaczyna mnie napędzać.

Znowu czuję się jak zwierze, które za wszelką cenę chce zachować swe życie.

Jednak.

Nim jesteśmy w stanie odbiec dość daleko przed nami pojawia się kolejny osobnik.

Gwałtownie przystajemy, chcąc skręcić w bok.

Lecz.

Tam już są następni.

Otoczyli nas.

---------

Wiem, króciutko, lecz potrzebowałam takiego małego przerywnika i jestem świadoma, że poruszone tu tematy są trochę zbyt filozoficzne, ale chciałam mam przybliżyć dokładniej różnicę ich poglądów, zanim przedstawię ich historię.

Życzę wam miłego dnia/nocy.

Zesłanie / countryhumans / Polska / ZSRROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz