U kresu naszej wędrówki

1.1K 91 158
                                    

Grudniowym wieczorem, ośnieżonymi i szarymi ulicami Moskwy powoli przechadzała się drobna sylwetka, jeszcze kilkanaście miesięcy temu przysięgała, że już nigdy bez powodu nie postawi swojej stopy w tym mieście ani bardziej w miejscu, które było celem jej dzisiejszej podróży.

A jednak znowu tu była i znowu tam zmierzła.

Śpieszyła na zachodnie obrzeża rosyjskiej stolicy, a przez jej głowę przebiegała nawałnica myśli, które krążyły wokół wydarzeń ostatnich kilku lat, burzliwych przemian, rozlewów krwi i wielkich przewrotów, lecz one wszystkie niemal dobiegły końca. Ostatnim razem, gdy dane jej było iść tą trasą, kroczyła ją w gniewie i pewności, a teraz walczyła sama ze sobą, szukając dobrego powodu, aby zawrócić.

Minęła już większość metropolii, przechodząc do jej mniej zaludnionych części, gdzie wielkie budynki zastępowane są coraz mniejszymi, a sceneria zaczęła nieco się jej kojarzyć z mały miastem czy miasteczkiem. Zawsze wolała tę część Moskwy, nieznacznie przypominała jej własny dom, ukochane miasta, które przez wszystkie przeżycia znielubiła opuszczać.

Przedzierając się źle odśnieżonymi chodnikami, umykając ciekawskim spojrzeniom i podziwiając z wolna czerwieniące się niebo, w końcu dotarła na miejsce.

Stanęła przed wielkim domem na moskiewskich przedmieściach, drętwo wpatrując się w dobrze jej znane drzwi. Mogłaby zadzwonić lub zapukać, lecz wiedziała, że to i tak nic nie da. Nikt bez pozwolenia nigdy nie mógł tam wejść czy stamtąd wyjść. Te drzwi zawsze były zamknięte. 

To przypomniało jej pytania, które zadawała sobie nieustannie od dłuższego czasu. Po co tutaj w ogóle przyszła? Dlaczego postanowiła zmarnować jeden ze świątecznych dni, aby przyjść akurat tutaj? 

Jednak nie miała na razie chęci na nie odpowiadać. Panika, niepewność oraz wiele innych emocji sprawiły, że chciałaby mieć już to wszystko za sobą. Przekonać się jak najszybciej, że przyszła tu na próżno i wrócić do siebie.

Z wahaniem chwyciła klamkę, gotowa spotkać opór, który pozwoliłby jej odejść bez wyrzutów, lecz ku jej zaskoczeniu drzwi okazały się otwarte i rozwarły się na oścież, ukazując wnętrze domu. Mroczny hol, w którym słabe światło delikatnie podkreślało krawędzie mebli, tych samych od wielu lat, oraz mieszczące się w jego głębi przejście na wyższe piętra.

Dla obcych przechodzenie przez to pomieszczenie rzadko oznaczało cokolwiek dobrego, nawet dla domowników zdarzało się oznaczać coś złego, w zależności od tego, co było miejscem przeznaczenia ich wędrówki. Jej punkt docelowy był najgorszym z możliwych, przed laty niemal zawsze równoznaczny z nieszczęściem, lecz to była już przeszłość, która nie wróci.

Dlatego postanowiła wejść.

Delikatnie przymykając za sobą drzwi, zdjęła buty i płaszcz, ostatecznie zakładając go na stojącym z boku wieszaku. Po chwili niepewności zaczęła kroczyć przed siebie, nieznacznie przyglądając się prostemu wystrojowi domu, który tylko zwiększał jego chłód. Toporne, drewniane komody, na których z rzadka pojawiały się polne kwiaty, pustawe wnętrza, które w swej wielkości wyglądały nieżyczliwie i kilka starych, skrzypiących drzwi, prowadzących do oficjalnych pomieszczeń, gdzie czasami rozgrywała się polityka tego kraju, choć najważniejszy dla jego losów pokój znajdował się trochę wyżej.

Na końcu tego holu były schody prowadzące na pierwsze piętro, jedyną część tego budynku, która przynajmniej odrobinę zasługiwałaby na nazwanie jej domem. Kierując się do innych partii tego domostwa, rzuciła tylko krótkie spojrzenie na ten korytarz, uśmiechając się delikatnie na drobne wspomnienie jego mieszkańców.  

Zesłanie / countryhumans / Polska / ZSRROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz