Podstawową różnicą między drogą, którą pokonaliśmy, a którą jeszcze musimy pokonać, jest gęstość zaludnienia. W tej części Zachodniej Syberii, w której będziemy się przemieszczać przez najbliższe dwa tygodnie, osady ludzkie są znacznie częstsze, niejednokrotnie mniej liche i większe. Trudniej wybrać trasę, która byłaby z dala od dróg handlowych czy siedlisk, a zarazem nie byłaby przesadnie długa, uciążliwa lub nawet nie byłaby wyrokiem śmierci, dlatego postanowiliśmy wykorzystać jedną z rad Dmitrija.
W umysłach Rosjan zamieszkujących Syberię głęboko zakorzeniona jest tradycja gościnności wobec wędrownych, przejawiająca się w postaci drobnych datków. Tym podarkami jest najczęściej wystawiane za okna jedzenie, jakaś kasza, gotowane ziemniak, chleb, suszone mięso, ale zdarzają się również pieniądze czy małe przedmioty. Co prawda w dzisiejszych czasach ten zwyczaj jest raczej podyktowany lękiem przed kradzieżą, kiedyś nazywali podobnych nam "nieszczęśnikami", a teraz mieszkańcy widzą w nich groźnych przestępców i często mają rację.
Lecz im dalej na zachód, tym stosunek do włóczęgów ulega większej zmianie. Nie są aż tak ścigani, a to dlatego, że jest ich po prostu za dużo. W okolicach większy miast chowają się ich nawet setki, kilka lat temu, podczas obławy na Tobolsk, tuż przed zimą, wyłapano ich ośmiuset. Sybiracy w tych stronach, świadomi bezsensowności tej walki, nie przejmują się nimi, jeśli nie robią niczego złego.
I z tej racji doszliśmy do wniosku, że skoro i tak nie będziemy mogli tych wiosek zbytnio ominąć, to dlaczego tego nie wykorzystać? Na pierwszy rzut oka nie wyglądamy na włóczęgów, więc od razu się nas nie zaatakują, jeśli zbliżymy się późno w nocy to i tak nie będzie nas widać, ponieważ nocą ludzie nie wychodzą z domów, a zapasy musimy oszczędzać, bowiem okolice Uralu i same góry już nie będą tak przyjazne.
Przynajmniej tak mówi wesz, a związać się mi jej nie udało. Niestety.
A inne argumenty do niej nie przemawiają.
Obecnie jest trochę przed północą i staramy się zakraść na skraj miasteczka. Nigdzie nie widać nawet czyjegoś cienia. Udało się nam trochę wzbogacić nasze zapasy i zdobyć trochę pieniędzy, nie wiem, jak mielibyśmy je wydać, ale powiedzmy, zawsze mogą się przydać.
Mamy właśnie znikać, kiedy nagle na ulicy pojawia się pewne poruszenie i widać przechodzącą przez miasto małą grupę żołnierz oraz prawdopodobnie zarządcę mieściny. Wychodzą komuś na przywitanie.
Wolałbym udać się we względnie bezpieczniejszą głuszę, ale oczywiście mała, ciekawska pchła już przemyka pomiędzy budynkami, aby przyjrzeć się, co się dzieje.
Сука блять.
Spanikowany podążam za nią, mając nadzieję, iż kolejny wspaniały pomysł nas nie zabije.
Ostatecznie wesz zatrzymuje się za jednym z budynków, przykucając i delikatnie wychylając zza niego głowę. Podchodzę do niej ostrożnie, gotowy w każdej chwili ją udusić, jeśli będzie to konieczne.
- Czyś ty do końca oszalała?! - syczę rozjuszony, starając się nie podnieść za bardzo głosu, jednak ona nie reaguje.
- Patrz - odzywa się cicho, oszołomiona, wskazując na źródło całego zamieszania.
- Рад видеть тебя, мой друг! (Miło cię widzieć, mój przyjacielu!) - rozlega się piskliwy, denerwujący głos, który jest mi znany aż za dobrze, a samo jego usłyszenie wywołuje we mnie niepohamowany gniew, wstręt i żądzę krwi.
- Григорий Таскин! Что привело тебя сюда? (Grigorij Taskin! Co cię tu sprowadza?) - drugi urzędas odpowiada rozweselony, witając się z jedną z największych zakał ludzkości. Ścierwo nie zmieniło się ani trochę, dalej wygląda jak zawodowy żigolak.
![](https://img.wattpad.com/cover/201904722-288-k647549.jpg)
CZYTASZ
Zesłanie / countryhumans / Polska / ZSRR
AvventuraOdwiecznym, sprawdzonym sposobem pozbywania się problemów w Imperium Rosyjskim było wysyłanie niewygodnych delikwentów w głąb ośnieżonych odmętów kontynentu. Ten sam los spotyka młodą Polskę, kiedy jednak dociera na miejsce swej kaźni, okazuje się...