Rozdział 5 - Urodzinowa gorączka

270 46 8
                                    

Zaczynałam się niecierpliwić. Minuty mijały, a ja dreptałam w miejscu. W końcu postanowiłam wrócić do mieszkania i opieprzyć Francję, że się opierdala, ale zanim doskoczyłam do drzwi wejściowych, te otworzyły się i stanął w nich uśmiechnięty Francuz.

— A ty co? Masz szczękościsk? — burknęłam. — Ile można wkładać jednego kwiatka do wazonu?

Ma chérie, jesteś w gorącej wodzie kąpana.

Przekręciłam oczami i wyszliśmy z bloku, by powolnym krokiem skierować się do supermarketu naprzeciwko. Nawijałam jak katarynka ciesząc się pięknym dniem, prezentami, obecnością przyjaciół, domówką, w sumie wszystkim wokół. Intrygował mnie słonecznik, ponieważ nie miałam kompletnie pomysłu na to, od kogo mogłam go dostać.

Francis słuchał mojego monologu cierpliwie, jednak po chwili zauważyłam, że jego wzrok wędrował wszędzie wokół, tylko nie na mnie, co dało mi jako tako do zrozumienia, że istniało pewne prawdopodobieństwo, że mnie nie słuchał.

— Co się tak rozglądasz?

— A nic. — Drgnął, a ja zmrużyłam oczy. — A właśnie, na którą jutro masz do szkoły?

— Na jedenastą dwadzieścia, ale pewnie nie pójdę. — Wzruszyłam ramionami. — Jak się rozkręcimy dzisiaj, to pewnie padnę na twarz i już nie wstanę.

Très bien. A we wtorek?

— Na ósmą. Francis, mój plan lekcji wisi w pokoju nad biurkiem. Doskonale go znasz, więc po co pytasz?

— Postanowiłem, że będę cię odwoził do szkoły. — Uśmiechnął się zniewalająco, a mój umysł nawiedziła wizja mnie samej wychodzącej z tego czerwonego auta pod szkołą oraz plotki na mój temat, które w sumie i tak były całkiem bogate. — A nawet i odbierał! Wtedy po szkole będziesz miała więcej czasu dla mnie~.

— Co za dużo to nie zdrowo — prychnęłam rozbawiona. — Nie musisz ze mną jeździć, dam sobie radę.

— Nalegam. — Uparł się.

— Pogadamy jutro, teraz trzeba się skupić na zakupach. — Uśmiechnęłam się do chłopaka.

Gdy szybkie zakupy oraz kłótnia przy kasie o to, kto płaci, zostały zaliczone, ruszyliśmy do mieszkania z powrotem.

Po powrocie pierwsze, co usłyszałam, to głośna muzyka dobiegająca z salonu. Towarzystwo zajęło się sobą i chociaż było dopiero południe, alkohol od razu poszedł w ruch.

— Gilbert! — Przedostałam się do Albinosa, a ten uśmiechnął się do mnie szeroko. — Pilnuj tego blond gnojka, bo dwa miesiące temu dopiero skończyła szesnaście lat, a ssanie ma lepsze ode mnie!

— Jasne, jasne. — Zaśmiał się. — Dostanie do picia Piccolo.

— Hej! — warknęła blondwłosa. — Ja wszystko słyszę!

— Miałaś słyszeć — odparowałam jednocześnie z Prusakiem, po czym wybuchliśmy śmiechem.

— Dibu, zaraz oberwiesz w ryj w swoje osiemnaste urodziny i się skończy, kurwa, impreza dla ciebie, do cholery! — Prawie się opluła, a ja zaśmiałam się jeszcze bardziej.

— EJ! — krzyknęłam. — Kto jest głodny? Zamawiamy pizzę?!
Po głośnym okrzyku radości z uśmiechem na ustach wykręciłam odpowiedni numer do pizzerii.


***

[28 listopada 2016 — poniedziałek]
Było grubo po pierwszej w nocy, kiedy Nela, Feliciano, Gil oraz szwab pomachali nam na do widzenia i opuścili moje domostwo. Jednak ja tego nie zarejestrowałam. Kolejne toasty coraz bardziej zwalały mnie z nóg, mimo że przez większość czasu czułam się świetnie. Lawirowałam po salonie w takt muzyki raz z Francją, raz z Hiszpanią, a raz z Romano.

Hetalia Axis... Poland?! - Tom 1 ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz