Zatracałam się coraz bardziej. Czułam, że powoli moje serce zaczynało bić tylko wtedy, gdy obok był Francja. Nie podobało mi się to. Cały czas z tyłu głowy miałam złe myśli i złe przeczucia i choćbym chciała, nie potrafiłam w pełni cieszyć się codziennością.
Bardzo brakowało mi Aresa. Francis zaproponował kupno nowego szczeniaka specjalnie dla mnie, ale ja się nie zgodziłam. Ilość biednych psów w schronisku był moim pierwszym argumentem, a niegotowość na kolejnego psa drugim i ostatnim.
Jedyne co mnie zmartwiło to to, że od dnia komisji Piwowarczyk nie pojawił się już w szkole. Ani w domu. Tak jak wyszedł z placówki, tak ślad po nim zaginął. Jego matka zgłosiła zaginięcie na komisariacie policji, ci jednak rozłożyli ręce. Nie chodziło o to, że tęskniłam za tym tępakiem. Ale miałam nieodparte wrażenie, że chłopaka pozbyli się moi lokatorzy, ale gdy zaczęłam temat, Francja wzruszył ramionami.
„Słyszałaś, że groził matce, że ucieknie za granicę. Nie jesteśmy mordercami, jeżeli to mi sugerujesz."
Nie uspokoiło mnie to. Co więcej, nie uwierzyłam mu, ale nie miałam odwagi drążyć tematu. Tak czy owak, na ślady Dawida nie natrafiono.
W szkole było całkiem zabawnie. Romano i Hiszpan tak dobrze poradzili sobie na komisji, że Alek został zawieszony w prawach ucznia. Bracia otoczyli mnie w szkole taką opieką, że kiedy jeden burak wyrzucił mi szyderczo w twarz na korytarzu co o mnie myślał (a myślał bardzo niepochlebnie), to Południowiec szybko postawił gościa do pionu.
Zauważyłam, że Paweł próbował kilka razy do mnie podejść, ale za każdym razem któryś z Włochów NAGLE miał do niego jakąś sprawę. Dotarło do mnie wtedy, że blond sukinsyn dał im cholernie jasne instrukcje co do ich pobytu w szkole. Bo poza robieniem za moich goryli, nic innego właściwie nie robili. Uczyć im się za bardzo nie chciało, co więcej nie potrafili wykorzystać swojej wiedzy na lekcjach. Hitlera jednak na razie nic nie pobiło. Jeszcze. Patrząc na braci wiedziałam, że to tylko kwestia czasu.
Romano i Feliciano nie potrafili odpędzić się od dziewczyn. Szlag mnie trafiał, kiedy rozwydrzone panienki z tipsami na pół metra obskakiwały moich kuzynów jak małpy bananowce. W jednym i w drugim przypadku chodziło wyłącznie o banany.
***
[3 lutego 2017 — piątek]
Tego dnia wróciłam do domu zmęczona, ale przeszczęśliwa widmem nadchodzącego weekendu i zaplanowanego spanka do późna. Trzasnęłam drzwiami wejściowymi o ścianę i od progu zawołałam:
— Piątek, piątek, weekendu początek!
Z salonu wyszedł przeciągający się Francis. Ziewnął potężnie i spojrzał na mnie bystro:
— Cieszysz się, że spędzimy wspólnie weekend~?
— Vector jest dobry, ale nie ten kierunek — powiedziałam zadowolona. — Co na obiad?
Zrzuciłam buty i kurtkę i potruchtałam do kuchni, zaglądając po kolei do wszystkich garnków.
— Gdzie Włochy?
Przystopowałam, bo wyczułam w jego głosie jakieś napięcie.
— Nie wiem. — Odłożyłam ostrożnie przykrywkę z powrotem na garnek. — Odstawili mnie grzecznie pod drzwi i ruszyli w stronę samochodu. A co?
— Nic. Umyj ręce przed obiadem.
Oho. Ktoś ma podły humor.
— Francis, coś się stało? — zapytałam nieśmiało.
CZYTASZ
Hetalia Axis... Poland?! - Tom 1 ✓
FanfictionBella zakochała się w wampirze. Julie w zombie. Niejednej dziewczynie serce zabiło mocniej dla wilkołaka. A gdyby tak dziewczyna, zwykła polska licealistka o mentalności Jasia Fasoli, zakochała się w personifikacji Państwa? To oznaczałoby tylko jedn...