What The...

2K 111 37
                                    


Taehyung

      Otworzyłem drzwi mojego pokoju, ukazując tym samym jego nienagannie wysprzątane (oczywiście pod naciskiem Hoseoka) wnętrze. Od wczoraj nie walały się tu żadne niepotrzebne rzeczy, zagracające każdą możliwą powierzchnię, żadne skarpetki rzucone gdzieś w pośpiechu czy też inne należące do mnie (czy czasem też do któregoś z moich przyjaciół) części garderoby. Cóż, groźby Junga robią swoje.

    Podszedłem powoli do łóżka i usiadłem na nim opierając plecy o wygodne poduszki, a Jimina sadzając ponownie na swoich kolanach. Pogładziłem wierzchem swojej dużej dłoni gładki, delikatny policzek chłopca i uśmiechnąłem się promiennie patrząc mu w ciemne oczka, na co ten zarumienił się nieznacznie i spuścił wzrok na swoje rączki, bawiąc się przy tym nerwowo palcami. Po chwili znów spojrzał mi w oczy i posłał w moją stronę niewymuszony, nieśmiały uśmiech, który uznałem za niezwykle uroczy. Jimin ułożył się wygodnie, wtulając wciąż zarumieniony policzek w materiał okrywający moją klatkę piersiową, a ja złożyłem ledwo wyczuwalny pocałunek za jego uchem, obejmując szczelnie ramionami szczupłą, lecz mimo to lekko umięśnioną talię tej słodkiej, małej istotki. Przez dość długi czas żaden z nas się nie odzywał, a ciszę w pokoju przerywały tylko nasze ciche oddechy. Nie wiedziałem ile minut minęło, ale leżąc z zamkniętymi oczami i przytulonym do mnie chłopcem, od którego biło przyjemne ciepło, zacząłem powoli odpływać.

- Tae? - głos chłopca wyrwał mnie nagle z błogiego lawirowania między jawą a snem, jednak czy mogłem być na niego o to zły? W żadnym wypadku.

- Słucham cię, aniołku - to absolutnie nie tak, że nazywając go w ten sposób chcę go zawstydzić i móc obserwować wykwitający na jego lekko pulchnych policzkach rumieniec. W zasadzie działało to na początku, ale teraz wszystko piorun zaczął strzelać, bo ten chyba najzwyczajniej w świecie powoli przyzwyczajał się do tego określenia i zbyt wiele sobie z niego nie robił.

- Chyba jestem głodny - oznajmił, a ja, mimo jego poważnej miny, miałem ochotę wybuchnąć śmiechem. Prawdę mówiąc myślałem, że chłopak wystrzeli z jakimś wyznaniem, czymś bardziej zaskakującym niż tylko informacją o tym, że w jego brzuszku było pusto. Cóż, wydawało mi się że chwila raczej odpowiadała różnego typu zwierzeniom, ale jak widać nie zawsze to co mi się wydaje ma jakąś szansę istnienia w rzeczywistości. Dlatego, zamiast bezsensownie to komentować pokręciłem głową i podniosłem się razem z nim z posłania, kierując się ze zrezygnowaniem w stronę drzwi i głośno przy tym ziewając.

   Chwilę później znajdowaliśmy się już w naszej jasnej kuchni, gdzie posadziłem Jimina na blacie, samemu podchodząc do jednej z szafek.

- A na co masz ochotę, Jiminnie?

Chłopak zmarszczył brwi i w tej chwili naprawdę wyglądał, jakby przeżywał rozterkę życia, próbując wymyślić rozwiązanie. A przecież chodziło tylko o jedzenie.

- Ja... - zaczął, ale nie skończył swojej wypowiedzi, gdyż przerwał mu trzask drzwi, a dosłownie nanosekundę później dobiegły nas podniesione głosy Seokjina i Namjoona, którzy widocznie wrócili ze szpitala w dość dobrych humorach, bo po tonie głosów tej dwójki domyśliłem się, że raczej nie przynoszą złych wieści.
Zaraz też owe osobistości zjawiły się w progu pomieszczenia, z uśmiechami na twarzach patrząc raz na mnie, raz na Jimina, a moment później poznaliśmy powód ich szczęścia.

- Za dwa dni Jungkooka wypiszą ze szpitala! - oznajmił szczęśliwy Seokjin, a Jimin pisnął radośnie, machając nóżkami, zwisającymi kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią.

- To świetnie! - powiedziałem, czując jak na moje usta wpływa szeroki, charakterystycznie kwadratowy uśmiech. Jungkook nareszcie wróci do domu.

- Prawda że tak? - cmoknął Namjoon - Jestem tylko ciekawy, czy policja mając tak mało danych będzie w stanie znaleźć cokolwiek, co doprowadzi do odnalezienia sprawcy.

Zawiesił się na chwilę, co zauważyli chyba wszyscy przebywający w kuchni, ale nie trwało to długo, bo Jin, mistrz zmiany nieprzyjemnych tematów, przyszedł z pomocą.

- Oczywiście że tak, a jak nie to im skopię tyłki. A teraz mówcie kto jest głodny.

Na to zdanie dłoń Jimina jak rakieta poszybowała w górę, a oczy powiększyły się z zachwytu, gdy Seokjin zaczął przygotowywać składniki potrzebne do przyrządzenia posiłku.

Cóż, może geniuszem w dyskretnej zmianie tematu nie był, ale gotował znakomicie i niepodważalnie lepiej ode mnie.

- Pójdę sprawdzić co robią Yoongi i Hobi - rzuciłem, a gdy Namjoon skinął głową na moje słowa, ruszyłem w stronę pokoju Yoongiego, lecz ten okazał się być pusty. Podreptałem więc pod drzwi pokoju należącego do Hoseoka i już miałem w nie zastukać, gdy usłyszałem zza nich przeciągły jęk, a chwilę później kolejny, tylko nieco cichszy. Moje oczy powiększyły się w wyrazie zdziwienia.

- Co do... - wyszeptałem, ale zanim zdążyłem wykonać jakikolwiek ruch, drzwi stanęły otworem, a z pomieszczenia wyszedł, niezwykle podkurwiony, Yoongi, który, zupełnie mnie ignorując, z podniesioną głową ruszył w kierunku schodów.

- Min Yoongi! - wrzasnął za nim Hobi, niemal wybiegając z pokoju i patrząc na oddalającego się rapera - Nie bądź zły!

Min odwrócił się i mierząc Hoseoka chłodnym spojrzeniem, odparł wyniośle.

- Przez ciebie spadłem z jebanego łóżka! - jego krzyk słyszał już chyba każdy w dormie, jak nie w zasięgu kilku sąsiednich domów. Na litość wszystkich bóstw, co go ugryzło?
- Mam poobijane żebra, bo zachciało Ci się wiercić przez sen, ty glonomózgu!

Nie wiecie nawet jaką ulgę poczułem, słysząc co tak naprawdę się wydarzyło. I nie, nie chodzi o to, że snuję jakieś dziwne teorie na różne tematy i mam ciągle nieczyste myśli. Po prostu te dźwięki aż się prosiły o wysnucie dziwnych podejrzeń - na całe szczęście nie trafnych.

- No Yoongi, przepraszam! - Hoseok nie zamierzał się poddać i ruszył w ślad za starszym, zbiegając ze schodów, a ja postanowiłem zrobić to samo, nie widząc kompletnie sensu w staniu pod drzwiami hoseokowego pokoju jak kołek. W końcu i tak zignorowali mnie totalnie, zupełnie jakbym nie istniał.

   Na dole panowała wrzawa, jeśli można było to tak nazwać. Hobi próbował udobruchać rozeźlonego (by nie powiedzieć wkurwionego) Yoongiego, co chyba nie przynosiło oczekiwanych rezultatów, przynajmniej narazie. Jin zawzięcie odpychał ręce Namjoona, próbującego grzebać w garach, bo jak wszyscy wiemy, 'destrukcja' to jego drugie imię, a nie chcemy by zepsuł jedzenie przygotowane przez najstarszego. Z kolei Jimin siedział na kanapie w salonie, obserwując to drące się towarzystwo. Oczywiste chyba jest to, że chwilę później dołączyłem do niego na meblu i zaśmiałem, patrząc na błagalny wzrok Hoseoka, skierowane na niby niewzruszonego Mina, ale zastanawiałem się w którym momencie pęknie i ulegnie szczenięcemu spojrzeniu tancerza.

- Są głośni, irytujący, bałaganiarze z nich nieźli i potrafią pożreć się o nic, ale i tak kocham ich wszystkich najbardziej na świecie - zachichotał siedzący obok mnie chłopak, kładąc głowę na moim ramieniu - Nie zamieniłbym was na nikogo innego, przysięgam.

Patrzyłem na niego z uśmiechem na ustach i przytuliłem jego szczupłe ciałko do siebie.

- Ja też bym was nie zamienił na nikogo, choćby nie wiem co - zaśmiałem się szczerze i oparłem głowę o tą Jimina, oplatając go ręką w talii.

Słuchalibyśmy tych sprzeczek i wrzasku Seokjina (którego gniew był oczywiście skierowany na bogu ducha winnego Namjoona, wciąż kręcącego się w pobliżu garnków i innych naczyń) jeszcze chyba przez długie minuty lub nawet godziny, ale wystarczyło jedno krótkie zdanie, byśmy poderwali się w pośpiechu z kanapy i ruszyli w stronę stołu.

- Dobra dzieci, obiad gotowy!!

Seokjin, najlepszy kucharz wszechczasów, zaserwował swoje kolejne popisowe danie, którym wszyscy zajadaliśmy się ze smakiem. I muszę przyznać, że mówiłem całkiem szczerze - nie zamieniłbym mojego zespołu za nic w świecie.

Mყ ᥣιttᥣᥱ Moᥴhι 🍡 ᵛᵐᶤᶰ ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz