Chapter sixty-two

553 40 56
                                    

Dzień walki nadchodzi szybciej, niż się spodziewałam. Atmosfera między moimi porywaczami od wczoraj stała się napięta i gęsta. Nerwowo przemierzali dom, szykując się do wyjazdu. Dokładnie tłumaczyli Peach, jak ma się zachowywać i postępować wobec mnie, a ja starałam się zapamiętywać każde ich słowo. Z niecierpliwością wyczekiwałam na wyjście Taylora i Petera.
Leżąc na łóżku z zamkniętymi powiekami zastanawiałam się nad tym co mógł robić teraz Hero. Co planował? Czy był spokojny jak zawsze, a może ledwo nad sobą panował? Nagle niespodziewanie poczułam oddech na swojej szyi. Czyjeś usta zaczęły muskać moją skórę, zsuwając się coraz niżej. Gdy poczułam dłonie na swoich piersiach, jęknęłam pod nosem. Mimo przyjemności doznań, byłam przerażona. Wtedy niespodziewanie ta osoba zaczęła składać namiętne pocałunki na moich ustach. Swoim językiem chłopak przejechał po mojej dolnej wardze, po czym przygryzł ją. Tylko jedna osoba, tak robiła!
— Hero? — wyszeptałam z zaskoczeniem.
— Jestem tu maleńka — wychrypiał, po czym zsunął ze mnie koszulkę i spodnie. — Jesteś już bezpieczna. 
Jego dłonie drażniły moje piersi, usta namiętnie całowały moje, a jego biodra napierały na mnie, doprowadzając mnie na skraj wytrzymałości. Gdy usta szatyna zaczęły zsuwać się ku dolnym partiom ciała, jęknęłam ponownie. Jego dłonie zsunęły moją bieliznę, po czym jedną z nich wbił w mój pośladek, a drugą zaczął zataczać koliste ruchy na mojej kobiecości. Wzdychając wierciłam się, nie mogąc doczekać się upragnionego orgazmu. Czując jak jego język dołącza do zabawy, zacisnęłam uda, a chłopak przestał. Uchyliłam powieki, aby na niego spojrzeć i zauważyłam jak mierzy mnie wzrokiem z łobuzerskim uśmiechem. 
— Nie zaciskaj ud, maleńka — warknął, a gdy wykonałam polecenie, kiwnął głową na znak, że wykonałam dobrą robotę, po czym oblizał swoje wargi w ten cholernie seksowny sposób i wychrypiał, przyprawiając mnie o ciarki — grzeczna dziewczynka. 
Do otwarcia oczu zmusił mnie dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Cholera, to tylko sen!
Wtedy drzwi od pokoju się otworzyły, a do środka wszedł brunet z uśmiechem na twarzy. Niepewnie przysunęłam się do zagłówka łóżka, naiwnie myśląc, że to pomoże mi odsunąć się od niego jak najdalej. Taylor objął dłoniom mój policzek, po czym nachylił się i złożył na moich ustach namiętny pocałunek. Brunet ściągnął mnie z łóżka, po czym przygniótł do ściany. 

— Mam nadzieję, że Hero jednak to wygra — szepnął, śmiejąc się pod nosem. — Wtedy byłabyś moja już na zawsze, mała. Uwierz mi nie byłoby, aż tak źle. Z czasem nauczyłabyś się kochać mnie na nowo. Hero w końcu się stoczy. 
— Zapomnij o tym, James — wysyczałam, mierząc go wściekłym wzrokiem. — Nigdy nie byłabym w stanie cię pokochać. Gdy cię poznałam byłeś kimś innym, ale tego Taylora już nie ma. Zniszczyłeś go. 
— Dbaj o siebie, kochanie. Obiecuję ci, że jeszcze się zobaczymy — mruknął, muskając mój policzek. Nagle niespodziewanie jego usta zaczęły podgryzać skórę na mojej szyi, a dłoń chłopaka uniosła moje ręce nad nasze głowy i przyszpiliła je do ściany. Drugą ręką za to, zaczął błądzić po moim ciele, przyprawiając mnie o ciarki. Co on wyrabia, do cholery?!
— Nawet nie wiesz, jak ciężko było mi powstrzymywać się od wykorzystania okazji, że tu jesteś. Co noc marzyłem o tobie w moim łóżku. Co noc śniłem o tym, że naga leżysz tuż obok. Podobno to jaki byłem ci nie wystarczało, podobno potrzebowałaś większej agresji. Czy Tiffin też tak potrafi? 
Po tych słowach szarpnął moim ciałem i popchnął mnie na biurko stojące w kącie. Boże, błagam nie! On nie może teraz tego zrobić!  Gdy jego ciało zaczyna napierać na moje, po moich policzkach zaczynają płynąć łzy. Mężczyzna zsuwa moje dżinsy, po czym wymierza mi klapsa. Szlochając zaczynam błagać, aby przestał. 
— Co  ma on, czego nie mam ja? — spytał warcząc, po czym owinął swój nadgarstek moimi włosami, po czym z całej siły pociągnął za nie. Jęknęłam pod nosem, zaciskając najmocniej jak to było tylko możliwe powieki. Wtedy jego dłoń zaczęła sunąć po moich dolnych partiach ciała. Nabrzmiałe przyrodzenie mężczyzny napierało na moje pośladki, przyprawiając mnie o mdłości. 
— Taylor, proszę cię, przestań — jęknęłam, starając się oddychać ze spokojem. 
— Jesteś. Kurwa. Moja. — warczał przyśpieszając ruchy dłoni. 
— Nigdy nie będziesz nim! Pogódź się z tym do cholery! — krzyknęłam, zaczynając się szarpać. Pożałowałam tego, bo w tej samej chwili brunet wymierzył cios w mój policzek. Wtedy drzwi ponownie się otworzyły, a do pomieszczenia wpadł Peter. 
— Tay, stary, odsuń się. Nie możemy jej skrzywdzić, jeśli chcesz stąd wyjechać i zacząć od nowa — mruknął mierząc chłopaka wzrokiem. 
— Wiem co robię, Peter. Wyjdź, zaraz przyjdę. 
Bokser posłał mi zmartwione spojrzenie, po czym opuścił pospiesznie pomieszczenie. Taylor nasunął moje spodnie, po czym odwrócił mnie na biurku, tak że leżałam przed nim, wbijając zapłakany wzrok w jego oczy. — Uwierz mi, że mam ogromną ochotę, aby zrobić to ten ostatni raz, ale potrzebuję nowego startu, więc nie mogę. Przekaż pozdrowienia, Tiffinowi. 
Po tych słowach naparł na mnie swoimi biodrami, otaczając się moimi nogami, po czym przyssał się do mojej szyi. Gdy się odsunął ciężko dyszał, a jego usta rozciągały się w szerokim uśmiechu. Zostawiając mnie w takiej pozycji, złożył pocałunek na moim podbrzuszu, po czym odszedł. Szlochając zsunęłam się z biurka i opadłam na ziemię, chowając twarz w dłoniach. Skóra na mojej szyi pulsowała, nieprzyjemnie szczypiąc. Czy on mnie, do cholery oznaczył?!  Kurwa! 

Nim zdążyłam się obejrzeć nastał wieczór. Walka powinna się niedługo zacząć, a ja poprzez swój atak paniki, straciłam trochę cennego czasu. Musiałam działać. Układając plan w głowie, zaczęłam walić w drzwi, wołając Peach. Ku mojemu szczęściu dziewczyna dotarła do pomieszczenia w szybkim tempie. 
— Czego chcesz? — spytała. Wtedy dostrzegła moją twarz. Czyli naprawdę musiałam wyglądać tak tragicznie. — Co ci się stało?
— Taylor — mruknęłam, udając obojętną. — Mogłabyś przynieść mi coś do jedzenia? Zbliża mi się okres i potrzebuję czegoś więcej. 
— Niech będzie — syknęła, po czym opuściła pomieszczenie. 
Nie chcąc zmarnować, ani chwili więcej, chwyciłam za lampę stojącą na biurku i zajęłam swoją pozycję. Kiedy drzwi otworzyły się ponownie, a Peach weszła do środka, mówiąc coś co miało być żartem, zadałam pierwszy cios. Z rąk dziewczyny wypadła taca, która upadła tuż obok jej ciała. Nie czekając nawet na to, czy się podniesie zaczęłam zadawać kolejne uderzenia. Gdy na dłoniach poczułam ciepłą ciecz, opamiętałam się i wytarłam dłonie w jej bluzkę. Pędem podniosłam się z ziemi i udałam się do pomieszczenia obok, gdzie przy odrobinie szczęścia, znalazłam swój telefon i kluczyki do samochodu. Nie oglądając się za siebie, wybiegłam z domu i wpadłam do samochodu, wykręcając numer telefonu Hero. Niestety włączyła się poczta głosowa. Thomas, ani Theo również nie odebrali. To znak, że walka już się zaczęła. Nie zwlekając wybrałam numer Nathana i otarłam twarz z krwi i łez. Od hali dzieliło mnie jakieś dziesięć minut drogi, bez korków. 
— Phoebe? Wszystko w porządku? — Na dźwięk jego głosu, rozpłakałam się.
— Nathan, co z nim? — spytałam, przyspieszając. 
— Coraz gorzej, poddał się już na samym starcie. Jego stan jest coraz cięższy, gdzie ty do cholery jesteś?! Jak się czujesz?! — pytał ze zmartwieniem i przerażeniem w głosie. 
— Nie dajcie mu przegrać! Powstrzymajcie go! Za pięć minut będę, proszę cię Nathan, nie pozwól im go skrzywdzić — błagałam szlochając. 
— Wszystko będzie dobrze, mała. On musi cię zobaczyć, inaczej nie uwierzy.
— Bądź pod wejściem za pięć minut, zaraz będę — poprosiłam, starając się opanować swój płacz.
— Do zobaczenia, kochanie — szepnął, po czym zakończył połączenie. 
Gdy dojeżdżałam pod budynek, nie płakałam. Moja twarz wyglądała naprawdę tragicznie, ale w tamtej chwili liczył się tylko on. Musiałam go uratować. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie zdążyła na czas. Hero był dla mnie wszystkim, a ja byłam gotowa zrobić dla niego wszystko. Gdzieś w głębi mnie wyrzuty sumienia zaczynały zżerać mnie od środka, ze względu na Peach. Gdy ją zostawiałam miałam wrażenie, że przestała oddychać. Mimo to, zostawiłam ją tam. Miałam dość litowania się nad nią. Całe życie o nią dbałam i robiłam wszystko, aby uratować naszą więź, a ona mnie zdradziła. Szczerze mówiąc, to nawet miałam nadzieję, że ją zabiłam. Chciałam się od niej uwolnić raz na zawsze, a to był jedyny sposób. Idealna nauczka. Może pozostali dzięki temu zrozumieją, że nie zadziera się ze mną, jeśli chodzi o życie osób, które kocham całym sercem i byłabym gotowa poświęcić dla nich wszystko. Taką właśnie osobą był Hero. Był wszystkim. Był mój. 

Kolejny rozdział po 14 głosach i 55 komentarzach! 

Good Enough || Hero Fiennes - TiffinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz