Chapter seventy-five

653 37 54
                                    

Gdy tylko wytłumaczyłam pozostałym zaistniałą sytuację, Hero zmusił Mercy do pozostania na wyspie. Chciał, aby uniknęła wszelkiego smutku, dlatego też miałam wrażenie, że nie powiedział jej całej prawdy, bo o dziwo zgodziła się zostać. Nasz lot do Londynu minął w ciszy. Nie chciałam zmuszać go do rozmowy, ale tak bardzo się martwiłam. Marzyłam o tym, aby w jakiś sposób odczytać jego myśli.
— Nie podoba ci się? — zapytał Hero wyciągając mnie z zamyślenia.
— Słucham? — Lekko zdezorientowana przeniosłam spojrzenie z mojej dłoni na jego zmartwioną twarz.
— Twój pierścionek — zaczął, wskazując na dłoń z przepięknym pierścionkiem. — Nie podoba ci się?
— Czemu tak sądzisz?
— Gapisz się na niego od godziny — mruknął, wzruszając ramionami. — Jeśli ci się nie podoba, to możemy go wymienić. Znaczy tak naprawdę to pierścionek mojej mamy, tylko trochę odnowiony i ulepszony, ale mogę kupić inny.
— Oszalałeś? — pisnęłam, po czym podniosłam się z fotela i usiadłam mu na kolanach, wtulając się w jego klatkę piersiową. — Jest prześliczny. Czemu nie powiedziałeś, że należał do twojej mamy?
— Zależało mi na tym, abyś go miała. Jej tak samo. Nie chciałem cię jednak zawieść, więc skontaktowałem się z Prudence, bo ona się na tym zna. Teraz nie wygląda jak stary pierścionek, ale dalej ma swoje wspomnienia. Myślałem, że chciałabyś mieć jakiś piękny, drogi pierścionek. W końcu nie jestem biedny, więc to byłby wstyd.
— Przestań gadać takie głupoty, Tiffin — wymruczałam, spoglądając w jego oczy. — Nie mogłam wymarzyć sobie tego lepiej. Dziękuje.
— To ja dziękuje, Phoebe — wychrypiał, ujmując moją twarz w swoje dłonie. — Za wszystko.
Nie odpowiadając wpiłam się w jego wargi, oplatając go udami w pasie. Dłonie szatyna zacisnęły się na moich biodrach przyciągając mnie jeszcze bliżej.
— Uhm, panie Tiffin. — Na głos jednej ze stewardess podskoczyłam, po czym odsunęłam się lekko od boksera, starając ukryć swoje zawstydzenie. Dziewczyna posłała mi przyjazny uśmiech, po czym spojrzała ponownie na Hero. — Przepraszam, że przeszkadzam, ale zbliżamy się do lądowania.
— Dziękuje, Clarisso — mruknął szatyn, na co blondynka skinęła głową i wycofała się. — Zapnij pasy, maleńka.
Po tych słowach Hero zsunął mnie ze swoich kolan i usadził na siedzeniu obok, nie biorąc pod uwagę, że wcześniej siedziałam na przeciwko i tam były wszystkie moje rzeczy. Gdy opadłam na fotel, błyskawicznie zapiął moje pasy, po czym ujął dłoń i przysunął do swoich warg.

Po dotarciu do szpitala, Hero stał się wrakiem człowieka. Wystarczyło tylko na niego zerknąć, a odpowiedź sama cisnęła się na usta. Był zraniony, przerażony. Ostatni raz, gdy widziałam taki wyraz jego twarzy, nie skończyło się to dobrze. Leżałam we własnej krwi, a on błagał mnie, abym nie zamykała oczu. Na samo wspomnienie tych wydarzeń mój oddech przyspieszył, a ja zmusiłam się, aby to ukryć. Tak jak fakt, że zaczynało mi się kręcić w głowie i robiło się naprawdę duszno. Gdy zatrzymaliśmy się przed salą, Hero poprosił, abym zaczekała na zewnątrz. Nie protestowałam. W końcu tylko tyle mogłam dla niego zrobić. Nie czując się najlepiej usiadłam na krześle, które stało tuż za mną i zaczęłam łapczywie nabierać powietrza. Powieki stawały się cięższe, a ja nie mogłam pozbyć się sprzed oczu obrazu zakrwawionej mnie i przerażonego Hero. Nim zdążyłam się obejrzeć, drzwi się otworzyły, a po korytarzu rozniósł się głos boksera.
— Phoebe, dobrze się czujesz? — zapytał z troską, klękając między moimi kolanami. Nie przestając oddychać głębiej, pokiwałam głową, nie chcąc go martwić. — Maleńka jesteś blada jak ściana.
— Co z Marthą? — wyszeptałam, udając, że mi lepiej. Hero podejrzliwie zmierzył mnie wzrokiem, po czym podniósł się i zaczął przemierzać korytarz.
— Tata twierdzi, że jest lepiej. Niedługo ma pojawić się lekarz i powiedzieć coś więcej — wytłumaczył, na co potaknęłam głową. Starałam się skupić i uspokoić zbyt szybko bijące serce, ale nie mogłam odzyskać kontroli nad swoim ciałem. Co było grane? — Podobno ma złamaną nogę i pęknięte żebra. Nad ranem przeszła jakąś poważniejszą operację, ale nie chciał powiedzieć mi nic więcej. Boże nie wybaczę sobie tego. Dorwę tego sukinsyna.
Wsłuchując się w słowa Hero, zamarłam. On również, gdy dotarło do niego co powiedział.
— Wiesz kto to był? — zapytałam tracąc panowanie nad swoim głosem. Chłopak jednak milczał. — To był on prawda? Teraz będzie się na tobie odgrywał? I to wszystko jest moją winą?! Czemu mi nie powiedziałeś?!
Nie zważając na to, że nogi miałam jak z waty, zerwałam się z krzesła, po czym naparłam na boksera, uderzając go w ramię. Gdy chciałam uderzyć w jego pierś, szatyn objął moje ciało i zamknął w swoich ramionach, uspokajając mnie.
— Przepraszam, maleńka. Nie mogłem. Muszę cię chronić, wiesz o tym.
— Nie widzisz tego?! On nigdy nie odpuści! Czego on tak naprawdę chce? — załkałam, próbując uchylić powieki szerzej, ale było tylko gorzej.
— Chce udowodnić mi jak cholernie bolała go strata ciebie. Będzie wybijał każdego kto stanie na drodze do ciebie. Niestety jest w błędzie, bo nigdy nie pozwolę mu do ciebie dotrzeć, ale muszę przemyśleć jak zadbać o innych naszych bliskich. Będziemy musieli wyjechać.
— Nie — jęknęłam, odsuwając się od boksera. Zachwiałam się, ale na szczęście udało mi się utrzymać na własnych nogach. — Nie pozwolę, aby każdy się za mnie poświęcał.
— Ale tak będzie, Phoebe. Jesteś naszą rodziną i będziemy cię chronić, a mój syn wsadzi tego gnoja do pierdla szybciej, niż się spodziewamy. — Na głos George'a zamarłam.
— Nie możecie — wyszeptałam, czując jak łzy zaczynają zalewać moje policzki. Chciałam zrobić krok do tyłu, ale wtedy moje ciało ponownie się zachwiało, a ja straciłam nad nim panowanie. Potem nastała tylko ciemność.

Gdy otworzyłam oczy pierwsze co zobaczyłam to zmartwiona twarz Hero. Jego ramiona obejmowały moje ciało, a on szeptał w kółko: "— Proszę obudź się".
Wspomnienia zaczęły powracać do mnie jedno za drugim, sprawiając, że moim ciałem ponownie wstrząsnęły spazmy.
— Maleńka — wychrypiał, wtulając mnie w swoje ciało.
— Ostrożnie z nią. — Głos pielęgniarki sprawił, że mięśnie boksera się napięły. — Jak się pani czuje?
— Wszystko jest już w porządku. Naprawdę przepraszam za kłopot. Nie jadłam dzisiaj śniadania, to pewnie dlatego.
— Nie chciałaby pani zrobić dodatkowych badań, aby się upewnić? — zaproponowała, uśmiechając się zachęcająco.
— Nie ma takiej potrzeby, ale dziękuje — zapewniłam, po czym wzruszyłam ramionami.
Kobieta uśmiechnęła się i pokiwała głową na znak, że rozumie, po czym opuściła pomieszczenie.
— Wystraszyłaś mnie — wyszeptał Hero, składając pocałunek na czubku mojej głowy.
— A ty mnie okłamałeś — mruknęłam spoglądając mu w oczy.
— Nieprawda. Gdybyś spytała o to, czy wiem kto był sprawcą i powiedziałbym, że nie mam pojęcia, wtedy owszem bym skłamał. Jednak ty nie pytałaś, a ja się nie wychylałem.
— Myślałam, że to był wypadek — jęknęłam dusząc łzy.
— Ja też tak myślałem, dopóki ojciec nie powiedział mi jak wyglądał mężczyzna i co powiedział, gdy wysiadł na chwilę z samochodu.
— Co powiedział? — spytałam z przerażeniem. Szatyn ewidentnie żałował, że znowu coś mu się wymsknęło, ale wiedział, że nie odpuszczę.
— Żeby podziękował swojemu synowi. Wyznał, że gdy wyjawi gdzie jesteś oszczędzi im kolejnych przykrości — wyszeptał zachowując kamienną twarz.
— Boże. — Widząc przerażenie i panikę w moich oczach, bokser otulił mnie ramionami i przyciągnął bliżej.
— Nie myśl o tym, kochanie. Zajmę się nim. Wszystko się ułoży, obiecuję ci — wychrypiał, po czym uśmiechnął się pocieszająco. — A teraz czas wracać do domu. Musisz odpoczywać. Gdy byłaś nieprzytomna pobrali ci krew. Tylko się nie złość! Musiałem się upewnić — rzucił uprzedzając mnie. — Jesteś przemęczona i twoje wyniki nie są najlepsze.
— Dobrze, w takim razie zamów mi taksówkę — jęknęłam, podnosząc się z leżanki.
— Słucham? Taksówkę? — mruknął zaskoczony.
— Tak. Taksówkę. To taka taryfa. Ogarniasz?
— Nie pojedziesz żadną taksówką, do cholery. Jadę z tobą — warknął, po czym również wstał i poprawił swoją bluzę.
— Ty zostajesz tutaj. Przyleciałeś do Londynu dla swojej mamy, a teraz ją zostawisz?
— Nie pozwolę ci wracać samej. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby tobie też coś się stało, a mnie nie byłoby obok. Wrócę wieczorem.
Nie chcąc się kłócić pokiwałam głową, po czym pozwoliłam mu, aby ujął mnie pod ramię i powoli ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Przez resztę drogi zastanawiałam się tylko nad jednym: kiedy ten cały koszmar minie, a Taylor ostatecznie zniknie z mojego życia?

Rozdział na umilenie poniedziałku! Następny za 18 głosów i 50 komentarzy. Miłego tygodnia❤️

Good Enough || Hero Fiennes - TiffinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz