Chapter sixty-five

653 44 50
                                    

Nim zdążyłam się obejrzeć, dostałam wypis i opuściłam szpital. Rana po postrzale tylko czasami dawała o sobie znać, ale Hero stał się, aż nadto opiekuńczy. Dni spędzał na porannym biegu, a gdy otwierałam oczy siedział już obok z gotowym śniadaniem. Gdy je kończyłam szykował nam wspólną kąpiel. Czasami miałam już dość, ale miałam wrażenie, że on tego potrzebuje, więc milczałam.
— Wychodzisz? — spytałam z zaskoczeniem, gdy chłopak naciągał na siebie dżinsy.
— Yhm, tak, muszę na chwilę wyjść — rzucił  unikając udzielenia pełnej odpowiedzi, która by mnie satysfakcjonowała.
— Powiedz całą prawdę, Tiffin — mruknęłam, marszcząc brwi.
— Razem z Nathanem jedziemy do tego cholernego domu, w którym cię przetrzymywali. Chcemy go przeszukać, nim sprzątną wszystkie ślady.
— Chcę jechać z wami — oznajmiłam, po czym skierowałam się w kierunku garderoby, aby znaleźć coś sensownego.
— To nie jest dobry pomysł — warknął, ruszając za mną.
— Hero nie pojedziesz tam sam — rzuciłam, naciągając na siebie czarne spodnie z wysokim stanem oraz golf i skórzaną kurtkę w tym samym kolorze.
— Te spodnie mogą ocierać się za bardzo o twoją ranę — jęknął, powoli i delikatnie obejmując mnie w talii. W jego oczach dostrzegłam cierpienie.
— Nic mi nie będzie. W końcu od tego jest opatrunek. — Zaśmiałam się, po czym ujęłam w dłonie jego twarz. — Będzie dobrze.
— To ja powinienem cię o tym zapewniać — mruknął urażonym tonem, na co zaśmiałam się głośniej.
— To zachowuj się jak facet i udowodnij, że nie muszę zostawać w domu i mogę iść z tobą, a ty w razie takiej potrzeby mnie ochronisz — zaproponowałam, zaczesując włosy na ramię.
— I tak będzie. Choćbym musiał oddać za ciebie życie.
— Zagalopowałeś się! — syknęłam uderzając go lekko w klatkę piersiową. Tym razem to on się zaśmiał, a ja poczułam nieprzyjemny ból i przerażenie.

Nim zdążyłam się obejrzeć byliśmy już pod ceglanym budynkiem na totalnym odludziu. Przez całą drogę głowiłam się, czy coś się zmieniło od mojej ucieczki. Gdy Hero zatrzymał samochód przy samym wyjeździe, Thomas pojechał dalej, aby dać nam chwile przestrzeni. Hero wyłączył radio, po czym odpiął swoje pasy i zmierzył mnie wzrokiem.
— Jesteś pewna? — zapytał ze smutkiem w głosie.
— Owszem, Hero. Jestem tutaj z wami, nic mi już nie grozi — zapewniłam go, starając uśmiechnąć się jak najszerzej. Wtedy szatyn odpiął moje pasy i delikatnie przeniósł mnie na swoje kolana, po czym wtulił twarz w moje włosy.
— Nikt nigdy więcej cię nie skrzywdzi, obiecuje ci — wyszeptał do mojego ucha, po czym wysiedliśmy.
Gdy tylko dotarliśmy pod same drzwi, Hero gwałtownie ujął moją dłoń, dodając mi otuchy.
— Phoebe musisz opowiedzieć nam wszystko od początku — mruknął Thomas. — Wiemy, że wszystko co powiedziałaś policji było dla ciebie ciężkie i domyślam się, że nie chcesz tego powtarzać, ale może znajdziemy coś co będzie pomocne.
Starając się być jak najbardziej dokładną opowiadałam im szczegół po szczególe, niczego nie pomijając. W chwili, gdy dotarliśmy do dnia, w którym uciekłam, stanęliśmy w drzwiach pokoju, gdzie mnie przetrzymywali. Krew Peach została już dawno zmyta, a po potłuczonej lampie nie było śladu. Ciekawe czy chociaż się wybudziła? A jeśli tak, to pamietała co tak naprawdę się stało?
— Tego dnia próbował się do mnie dobrać — wyjaśniłam wskazując głową na biurko.
Oddech Hero gwałtownie przyspieszył, a Thomas cały się spiął. Przeczuwaliśmy, że bokser w każdej chwili może wybuchnąć, dlatego też pędem opuściliśmy pomieszczenie. Theo i Nathan razem z Ellie i Mercy rozglądali się po innych pokojach, a my opuściliśmy dom pierwsi. Hero nalegał, abyśmy wracali.
— Wszystko w porządku, maleńki? — zapytałam z niepokojem, gdy bokser odpalał samochód.
— Potrzebuję potrenować i to jak najszybciej — jęknął, pod nosem zaciskając z całych sił dłonie na kierownicy.
— Mogę poprowadzić? Będziemy szybciej — zapewniłam go, zaczynając naprawdę martwić się o jego stan.
— Niech będzie.
Po kilku minutach drogi w zupełnej ciszy, chłopak lekko się uspokoił, po czym ułożył swoją dłoń na moim udzie.
— Nie mogłem wytrzymać w tym miejscu, ani minuty dłużej — wytłumaczył wzdychając pod nosem.
— Coś zobaczyłeś? — zapytałam z zaciekawieniem, nie odrywając wzorku od drogi.
— Spojrzałem na pomieszczenie, a potem na ciebie. To w zupełności mi wystarczyło — syknął przez zaciśnięte zęby. — Tak cholernie cię przepraszam, maleńka. Żałuje, że cię nie uratowałem. Naprawdę robiłem wszystko co w mojej mocy.
— Wiem o tym — szepnęłam uśmiechając się szeroko. — Może wolisz wziąć ze mną prysznic, niż iść nawalać w worek?
— Nie dzisiaj, Febe — mruknął ze smutkiem, po czym złożył na moim policzku pocałunek i gdy tylko zgasiłam silnik, wysiadł z samochodu.

Resztę dnia spędziłam na czytaniu i oglądaniu seriali. Z resztą paczki mieliśmy spotkać się jutro na wspólnym obiedzie. Podobno coś się szykuje. Mercy wydawała się bardzo podekscytowana, gdy rozmawiałyśmy przez telefon. Nie czekając na Hero, wzięłam szybki prysznic i ułożyłam się wygodnie w łóżku, mając nadzieję, że wkrótce do mnie dołączy. W końcu ile można ćwiczyć? Niestety tak się nie stało, a ja zasnęłam w samotności.
Ku mojemu zdziwieniu mój sen nie trwał długo. Kiedyś słyszałam, że sny są odzwierciedleniem naszych najgłębszych marzeń i koszmarów. Mimo, że nie pokazywałam tego po sobie, ostatnie wydarzenia utknęły w mojej głowie. Sen o dobierającym się do mnie Taylorze i braku możliwości ucieczki, sprawił, że obudziłam się z krzykiem, łapczywie łapiąc powietrze. Dalej miałam wrażenie, że jego lodowate łapy zaciskały się na mojej szyi. Szlochając narzuciłam na nagie ciało szlafrok, po czym udałam się w kierunku łazienki, aby przemyć twarz zimną wodą. Gdy opuszczałam pomieszczenie do pokoju wpadł Hero, dysząc głośno. Musiał tu biec, a skoro był w siłowni, przebiegł cały dom. Jakim cudem usłyszał krzyki?
— Co się dzieje, Phoebe? — zapytał z przerażeniem. Jego klatka piersiowa unosiła się w bardzo nieregularnym tempie, a mięśnie były ewidentnie napięte.
— Miałam zły sen, przepraszam, że oderwałam cię od treningu — jęknęłam z wyrzutami sumienia.
— Żartujesz, prawda? — Po tym pytaniu posadził mnie na brzegu łóżka, po czym ukląkł między moimi nogami. Jego oczy wpatrywały się w moje, a kciukami ocierał łzy moczące policzki.
— Myślałam, że naprawdę się już z tym uporałam — szepnęłam ze smutkiem.
— Z tym nie można uporać się tak szybko. Owszem jesteś najsilniejszą kobietą jaką znam, ale nie zapomnisz o tym w ciągu jednego dnia. Potrzebujesz małych kroczków i wsparcia. Nie zrobisz tego sama — upomniał mnie z troską w głosie, po czym uśmiechnął się pocieszająco.
— Pokaż mi — szepnęłam nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
— Co mam ci pokazać, maleńka? — Jego zaskoczenie, sprawiło, że ledwo powstrzymałam uśmiech.
— Jak zachowuje się prawdziwy mężczyzna — mruknęłam, wzruszając ramionami.
— Skoczę tylko pod prysznic, a potem utulę cię do snu — wytłumaczył z podekscytowaniem.
— Chyba się nie zrozumieliśmy, maleńki — jęknęłam chwytając jego nadgarstek w ostatniej chwili. — Potem pójdziesz pod prysznic, ze mną.
Chłopak zmierzył mnie wzrokiem, po czym niepewnie pochylił się nade mną, sprawiając, że musiałam położyć się na łóżku.
— Jesteś pewna? Nie chcę cię skrzywdzić.
— Tylko ty możesz coś zmienić — szepnęłam, obejmując go za szyję i złączając nasze usta w namiętnym pocałunku.
— Będę delikatny — zapewnił mnie, usadawiając się nade mną. Powoli uniosłam dłonie ku górze, aby mógł przyszpilić je do materaca, ale ku mojemu zaskoczeniu odłożył je po moich bokach, kręcąc głową z niedowierzaniem. — Zapomniałaś, że dzisiaj mam pokazać ci jak to powinno wyglądać? Nie przesadzajmy, maleńka. Ma być romantycznie, nie psuj tego!
Nie mogąc się powstrzymać, wybuchnęłam głośnym śmiechem, jednak zamilkłam, gdy tylko zsunął z mojego ciała szlafrok. Z trudem przełknęłam ślinę i zacisnęłam powieki. Jednak tak szybko jak je zamknęłam, byłam zmuszona do otworzenia ich, bo szatyn przestał. Jego szmaragdowe oczy wpatrywały się w moją twarz z zatroskaniem i miłością.
— Ufasz mi? — zapytał niepewnie.
— Oczywiście, że tak — potaknęłam, po czym uśmiechnęłam się - tym razem szczerze.
Bokser zmarszczył brwi, a następnie powrócił do wcześniejszych czynności. Jego dłonie zwinnymi, a zarazem delikatnymi ruchami badały moje ciało, jakby uczył się go na pamięć. Usta muskały moją skórę, jakby za każdym razem chciał ją oznaczyć. Miał rację. Tej nocy było inaczej. Tej nocy poznawaliśmy się na nowo. Stworzyliśmy nowych siebie, którzy byli silniejsi i co najważniejsze, nie mogli bez siebie żyć. Wtedy zrozumiałam, że to mi wystarczy, nie potrzebuję jakiegoś głupiego papierka, żeby należeć do Hero. Skoro nie chciał brać ślubu byłam gotowa to zaakceptować. Należeliśmy do siebie i nic więcej się nie liczyło...

Przepraszam was, że tak dawno nie pojawił się żaden rozdział, ale miałam bardzo ciężki tydzień. Dajcie znać co o nim sądzicie! Następny pojawi się po 19 głosach i 50 komentarzach. Miłego weekendu!

Good Enough || Hero Fiennes - TiffinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz