Chapter seventy

685 39 66
                                    

Gdy otworzyłam oczy zegar wskazywał już na ósmą. Niechętnie podniosłam się z łóżka, aby załatwić wszystkie poranne czynności. Po ubraniu się w białą, przewiewną sukienkę, na cienkich ramiączkach, udałam się w kierunku małego tarasu, który dołączony był do naszego pokoju. Uśmiechając się, objęłam umięśnione ciało boksera, które opierało się o barierkę.
— Bonjour, ma chérie (Dzień dobry, kochanie) — wymruczał Hero, obracając się przodem do mnie.
— Bonjour — rzuciłam, składając pocałunek na jego policzku. — Jakie plany na dziś?
— Porządne śniadanie, a potem wybieramy się na wycieczkę — oznajmił, puszczając mi oczko, na co zaśmiałam się.
— A gdzie jedziemy?
— Do Ajaccio — zdradził rąbek tajemnicy.
— A co tam będziemy robić? — zadałam kolejne pytanie, robiąc swoją słynną minę.
— Przekonasz się, kochanie.

Po dwóch godzinach drogi wreszcie dotarliśmy na miejsce. Tuż za naszym samochodem zaparkował czarny SUV. Jęcząc spojrzałam w lusterko i dojrzałam Mikey'go za kierownicą.
— Czemu nie możemy dać im dnia wolnego? — zapytałam lekko zdenerwowana. — Zobacz jak wiele rzeczy jest tutaj do zwiedzenia. Chłopaki też potrzebują rozrywki.
— Niestety, ale chłopaki pilnują twojego bezpieczeństwa — wymruczał, uśmiechając się zalotnie. — Szczególnie, że podzielają moje zdanie, twierdząc, że taki skarb trzeba chronić za wszelką cenę.
Na te słowa zachichotałam, po czym odpięłam pasy i zsunęłam się z siedzenia. Mercy i Ellie poszły w moje ślady, a chłopaki jeszcze przez chwile dyskutowali między sobą w środku. Rozglądając się po okolicy, nasunęłam na nos okulary przeciwsłoneczne, po czym przeczesałam palcami włosy, chcąc nadać im lepszej objętości. Z racji, że pogoda naprawdę nam dopisywała, moja biała sukienka, z dłuższym tyłem sprawowała się świetnie. Zastanawiałam się jednak ile potrwa nasza dzisiejsza wycieczka, bo owszem moje ulubione sandałki na platformie były prześliczne, ale nie nadawały się na cały dzień zwiedzania. Dłoń boksera, oplatająca mnie w talii zmusiła mnie do przerwania rozmyśleń.
— Może udamy się na mały spacer po plaży? — zaproponował Hero.
— Bardzo chętnie — rzuciła z podekscytowaniem Mercy.
Bokser uśmiechając się, pociągnął mnie za sobą, kierując się w stronę plaży, rozciągającej się tuż za nami. Gdy tylko przekroczyłam granice plaży, zsunęłam z nóg buty, chwytając je w jedną dłoń. Drugą natomiast wplotłam w rękę szatyna, który posłał mi szeroki uśmiech. Widok Nathana, który nieudolnie szukał czegoś w kieszeni, a potem ze zdenerwowaniem pocierał twarz, gdy Mercy podziwiała widoki, sprawił, że chyba zrozumiałam co jest grane. Nagle w tej samej chwili, Hero ujął mnie w talii i przerzucił sobie przez ramię.
— Ej! — pisnęłam zaskoczona. — Puść mnie! Hero postaw mnie na ziemi!
Ellie chichocząc położyła swoje rzeczy na piasku, po czym skierowała się w tym samym kierunku, co bokser - do wody. — Jak zamoczysz mi sukienkę, to cię zamorduje, Tiffin!
Wtedy niespodziewanie chłopak zatrzymał się i postawił mnie w wodzie, w ostatniej chwili łapiąc za koniec mojej sukienki.
— Wszystko jest pod kontrolą, maleńka — wyszeptał prosto w moje usta, na co zadrżałam.
— Czemu Nathan jest taki zdenerwowany? — zapytałam podejrzliwie.
— Myślę, że kto jak kto, ale to ty znasz go najlepiej. Pewnie już domyśliłaś się co jest grane.
— Jeszcze nie do końca, ale mam swoje podejrzenia — mruknęłam mrużąc oczy.

Po zabawie i krótkim odpoczynku na plaży udaliśmy się na ogromne targi owoców ciągnące się przez prawie połowę rynku. Uśmiechając się zaczęłam oglądać każde stoisko, szukając czegoś co mnie zaskoczy. Hero mocno trzymał moją dłoń, jakby obawiał się, że możemy zgubić się w tłumie. Wtedy jakiś mężczyzna wpadł na mnie popychając moje ciało do tyłu. Na szczęście bokser zareagował w ostatniej chwili i złapał mnie w talii, pomagając mi utrzymać równowagę.
— Wszystko w porządku? — zapytał z troską. Mimo że, naprawdę chciałam mu odpowiedzieć zamarłam. Kilka straganów przed nami stała kobieta łudząco przypominająca moją mamę. Zachłysnęłam się powietrzem, po czym wytężyłam wzrok, aby udowodnić sobie, że to nie ona. Dodatkowo jej włosy miały odcień jasnego blondu, a moja rodzicielka miała czarne włosy przez całe swoje życie. Gdyby nie tatuaż na nadgarstku, zdecydowanie uznałabym, że to nie może być ona.
— Excusez-moi, madame! (Przepraszam panią!) — krzyknęłam, ruszając w jej stronę. Kobieta spojrzała w moim kierunku, po czym zamarła i pędem wycofała się, znikając w tłumie.
— Co się dzieje, kochanie? — Hero przyciągnął moje ciało, próbując mnie uspokoić, ale to było na nic. To naprawdę była ona.
— Widziałeś tamtą kobietę? —spytałam, czując jak do oczu napływają mi łzy.
— Nie, czemu pytasz?
— To była moja mama — wyszeptałam, nie dowierzając w to co mówię.
— Phoebe, twoja mama nie żyje — jęknął, starając się ukryć przerażenie w głosie.
— Wyglądała tak jak ona. Miała ten sam tatuaż, a gdy mnie zobaczyła,  rzuciła się do ucieczki — wytłumaczyłam, spoglądając mu w oczy.
— Naprawdę myślisz, że to mogła być ona? — Szatyn lekko zaintrygowany moimi podejrzeniami, zmarszczył brwi.
— Na osiemdziesiąt procent — mruknęłam niepewnie.
— W takim razie sprawdzimy to — szepnął, po czym wysunął telefon z kieszeni. — Cześć, Dominic. Mógłbyś sprawdzić ile kobiet dokładnie cztery lata temu opuściło Stany, a ślad po nich zaginął? Podejrzewam, że mogła zmienić tożsamość i zamieszkać we Francji, okolice Korsyki. Prześlę ci za chwilę zdjęcie. Szukamy Stephanie Grey.
Milcząc wpatrywałam się w jego twarz, czując ciepło w sercu. Czy było coś, czego Hero by dla mnie nie zrobił? Nie czekając, aż skończy rozmawiać, wtuliłam się w jego klatkę piersiową, przymykając oczy. — Dobrze, dziękuje. W takim razie czekam na wieści. Będziemy w kontakcie.
— Dowiemy się co tak naprawdę przydarzyło się twojej mamie, maleńka — wyszeptał, po czym złożył pocałunek na moim czole.

Good Enough || Hero Fiennes - TiffinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz