12. Nie gadaj tyle.

894 47 45
                                    


Zawsze wierzyłam w stwierdzenie, takie uczucie, które nazywane jest miłością. Mimo mojego młodego wieku zdobyłam wiele doświadczeń miłosnych, zbliżeń intymnych, tych cudownych chwil, gdzie każdy z nas daje się ponieść emocjom. Lecz od dłuższego czasu, być może jakiegoś roku, dwóch lat... Nie zaznałam niczego podobnego, a moje życie wyglądało jak jedna wielka rozrywka; cotygodniowe imprezy z Veronicą oraz Zach'em, częste zabawy, zbyt wiele wlanego w siebie alkoholu, zapominałam o Bożym świecie i zdołałam przespać się z kilkoma chłopcami.

I choć dalej nie znalazłam miłości mego życia, to mówiąc szczerze nie spieszyło mi się z tym. Uważam, że każdy człowiek na tej pięknej planecie, którą świadomie niszczymy i wyrządzamy na niej piekło mamy określone zadanie, zwykłą misję do wypełnienia, a także osobę, tą jedyną, z którą spędzimy całe życie i jeśli jeszcze jej nie znaleźliśmy - przyjdzie na to czas.

Z Maxi'm czułam się naprawdę cudownie i choć było nam świetnie to i tak wiedziałam, że nie jest on tą osobą. Nie kochałam go, nie darzyłam uczuciem, po prostu mi się podobał, uwielbiałam go, a każda wolna chwila spędzona w jego towarzystwie była świetna. Czasem nawet z Mai'ą bądź Sebastianem nie czułam tego, co z nim.

Moje samopoczucie od czwartku w żadnym stopniu się nie poprawiło, chociaż nie - wróć. Poprawiło i to całkiem nieźle, lecz po pewnej odbytej przejażdżce oraz wyprawie tu i tam, rozchorowałam się na dobre. Leżałam w łóżku od samego ranka, nie wychodząc nawet z łóżka na moment; ewentualnie do toalety załatwić potrzeby fizjologiczne bądź do kuchni coś przekąsić, choć mój apetyt rownież spadł. Miałam ochotę ukręcić łeb pewnemu wysokiemu brunetowi, przez którego nie mam możliwości znaleźć się w szkole, spotkać się z przyjaciółmi, a nawet chłopakiem.

Od ponad pół godziny zastanawiałam się w jaki sposób spędzić ten cholernie bezsensowny oraz dłużący się dzień. Warknęłam po raz kolejny w poduszkę, gdy nic nie przychodziło mi do głowy i wypełzłam z cieplutkiego łóżka, ubierając na stopy moje ulubione kapcie w króliczki, zarzucając na siebie biały kocyk i ubrana w tego samego koloru spodenki dresowe oraz szarą bluzkę na krótki rękaw, zeszłam na dół do kuchni.

Ponownie w moim żołądku było słychać wszelkie dziwaczne, nieproszone dźwięki, których nie potrafiłam kontrolować. Z każdym schodkiem czułam się mocniej osłabiona, byłam pewna, że wysoka temperatura jeszcze nie spadła do odpowiedniej dla każdego człowieka. Ból głowy się nasilał, również sprawiał, że odczuwałam niekiedy zawroty głowy, było mi przeokropnie zimno, uważałam, iż to jakaś cholerna grypa lub wirus. Tak czy inaczej jutro czekały mnie bardzo ważne egzaminy, których nie mogłam odpuścić, więc musiałam dać sobie radę i pokonać wszelkie trudności, choć przekonać moją mamę będzie ciężko.

Weszłam do pomieszczenia, od razu kierując swe kroki do lodówki, z której wyciągnęłam jogurt truskawkowy - mój ulubiony. Zamknęłam ją, otworzyłam opakowanie i wyrzuciłam papierek do kosza, wyciągając z szuflady łyżeczkę. Wzięłam pierwszą porcję do ust, gdy nagle usłyszałam głośne pukanie do drzwi, choć nie - to było wręcz walenie w powłokę, jakby co najmniej się paliło. Pomyślałam sobie, że to tylko wściekły Julio, który wracał ze szkoły i jak zwykle zapomniał kluczy.

Zrezygnowana ruszyłam do korytarza, nawet nie zwracając uwagi na mój dotychczasowy wygląd oraz samopoczucie. Po prostu odkluczyłam drzwi i pociągnęłam za klamkę, zauważając coś, czego w ogóle bym się nie spodziewała. A raczej kogoś.

- Jest twój brat? - spytał chłodno, nie spoglądając na mnie. Miał spuszczony wzrok, wbity w jakiś punkt, a jego oczy wyrażały ogromną złość, rozdrażnienie, bądź rozpacz? Miał widoczne fioletowo-zielone limo pod okiem, rozciętą oraz zakrwawioną wargę, jego dłonie były zaciśnięte w pięści, calutkie blade knykcie, z których leciała świeża krew.

𝙡𝙤𝙫𝙚 𝙢𝙚, 𝙙𝙚𝙫𝙞𝙡  ➸ 𝙧𝙪𝙜𝙜𝙖𝙧𝙤𝙡 ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz