Wzięłam go za ucho i poszłam z nim do mojego gabinetu. Gdy tylko tam się znalazłam westchnęłam. Po chwili patrzenia się na papiery, w końcu się otrząsnęłam. Podeszłam do biura. Usiadłam na swoim krześle i zaczęłam podpisywać jakieś dokumenty. Chyba trzeba będzie znaleźć lub wyszkolić jakiegoś wilkołaka ze sfory by on za mnie wypełniał papiery. Wiecie taki mój osobisty księgowy. Nawet nie zdążyłam jednak podpisać pierwszego z nich ponieważ poczułam zapach dymu. O nie! To już nie wróży nic dobrego. Szybko zerwałam się z fotela i używając całej swojej wilczej szybkości pobiegłam na zewnątrz. Wokół nowych członków watahy to znaczy tych z ,,Wilczej bogini" znajdował się ogień. Zamknęłam oczy, by wyciszyć się z otaczających mnie krzyków odbiegających z rodziny mojego nowego bety. Po chwili pomyślałam o mojej mocy, która ugasza pożar. Posłuchała się mnie jak zresztą zawsze. Ale nie zastosowała do tego wody, którą też się posługuję tylko lodu. Chwilę później nie było już żadnego śladu po ogniu.
— Nathan!!!— zawołałam głosem alfy jednego z moich przyjaciół.
Zjawił się przede mną od razu. Był on przystojnym blondynem z pięknymi oczami, co do wzrostu to ja przy metr siedemdziesiąt sięgałam mu ledwo do brody. Lecz miał on jedną wadę. Bardzo szybko się wkurzał.
— Co tym razem zrobiłeś?— spytałam się go już z normalnym głosem
— Użyłem trochę mocy?— odpowiedział. No to pięknie. Może wy nie wiecie, o co mi chodzi i sądzicie, że mój przyjaciel jest magiem ale tak nie jest. Czas byście poznali całą prawdę o tym jak poznałam moją watahę. Wiecie już, że przez to, że biegłam za szczeniakami i znalazłam się w jakieś wiosce a przede mną stanął wilk. Ale nie zastanawialiście się co się później wydarzyło? Teraz zdradzę wam to. Otóż wtedy Dafne po raz pierwszy przejęła kontrolę nad moim ciałem. Wilk rzucił się na mnie ale Daf była szybsza. Gdy nieznany mi osobnik leżał na ziemi a moja wilczyca stała koło niego. Czarny wilk myślał, że go zabijemy więc zamknął oczy a chwilę później zniknął. Początkowo myślałam, że mój wzrok szwankuje ale wilk pojawił się za mną. Po czym zaczął zamieniać się w człowieka a ja ujrzałam jakiegoś mężczyznę jak się później okazało był to tata Diany. Dowiedziałam się że on był opiekunem stada i czekał na odpowiedniego alfę. I wiecie kto nim został. Oczywiście, że ja. Później wytłumaczył mi dlaczego prawie każdy z nich posiada moc. Otóż nikt z nich z nią nie urodził tylko ją nabyli. Większość z nich była świadkami umierania czarownic przez jakiegoś potwora. A ponieważ byli najbliżej umierających dusza wilka połączyła się z mocą czarownicy.
A wracając:
— Co tym razem się stało, że musiałeś wykorzystać magię.
— On — wskazał na betę, którego imienia nawet nie znam — przeszkodził mi w walce z Melanie — jego mate. Obydwoje lubią walczyć, więc i przy tym są jednymi z najlepszych wojowników, codziennie rano ćwiczą ze sobą.
— Mel na pewno będzie chciała powtórzyć pojedynek — popatrzyłam się na moją koleżankę, na co ona przytaknęła, więc nie masz się co gniewać.
Odeszłam od towarzystwa i poszłam z powrotem do domu. W gabinecie przesiedziałam aż do obiadu. Gdy tylko je zjadłam poszłam do pokoju i tam zaczęłam zastanawiać się co dzisiaj włożyć. No bo przecież dzisiaj rada a ja muszę się tak uszykować by mój mate był o mnie zazdrosny.
551 słów
CZYTASZ
Luna(Zakończone)
De TodoUrodziłam się w dzień krwawej pełni i jako jedyna przeżyłam. Co prawda rodziły się też inne dzieci ale po tygodniu umierały. Ja jestem wyjątkiem. Okładka mojego autorstwa