//44//

100 6 1
                                    

Biegnę na oślep. Nie zwracając większej uwagi gdzie dokładnie biegnę. Nagle nie zauważam dziury i potykam się o nią wpadając do ścieków. Szybko wstaje na równe nogi i odwracam się. Przede mną stoją dwa zmutowane genetycznie...wilki? Czy coś podobnego. Nie zauważalnie ściągam z ramiona broń i celuje do nich. Ze strachu nawet nie zauważam kiedy się na mnie rzucają. Na szczęście udaje mi się im wymknąć. Niestety nie na długo. Natychmiast zaczynają mnie gonić.
Skręcam do pomieszczenia z drabiną na środku. Próbuje się szybko po niej wspiąć. Zmiech chwytając za nogawkę zwala na dół. Czyli to mój koniec... Tak właśnie skończę swój żywot. Nie z rąk ludzi Snowa a jego zmutowanych pupilków.
Zamykam oczy szykując się na śmierć gdy nagle słyszę dwa strzały, jeden po drugim.
Otwieram oczy i widzę przed sobą dwóch mężczyzn z bronią.
- Żyjesz? - pyta brunet. Kiwam twierdząco głową. Z jego pomocą wstaje, gdyby nie jego ramię upadłbym z powrotem. Chyba złamałem nogę spadając.
- Jestem Castor - mówi - A to mój brat Pollux - wskazuje na blondyna.
- Peeta. - ściskam jego dłoń.
- Co tu robisz? - pyta mężczyzna.
- Ludzie Snowa mnie porwali. Jakoś udało mi się im uciec. A wy?
- Pracujemy tu.
- Czyli wiecie jak się stąd wydostać? - pytam z nadzieją.
- Pollux zna cały rozkład kanałów na pamięć. Jest tu znacznie dłużej niż ja.
- Pomożesz mi? - zwracam się do blondyna
- Nie pogadasz z nim. Ma odcięty język. - oznajmia jego brat, po czym pokazuje coś rękami w stronę brata. Blondyn kiwa głową i ruchem ręki pokazuje, że mamy iść za nim.

Johanna i Finnick szykują się do akcji. Ja niestety muszę zostać w domu. Bardzo bym chciała im pomóc, niestety mój błogosławiony stan mi to uniemożliwia.
Powoli wstaje z łóżka i schodzę na dół.
- Wszystko macie? - pytam stając w drzwiach.
- Chyba tak - rzuca Johanna.
- Uważajcie na sobie. Chcę mieć całą trójkę całą i zdrową z powrotem. - oznajmiam poważnie
- Obiecujemy - uśmiechają się, przytulamy się na pożegnanie.
- Nie próbuj nawet iść za nami - szepcze mi do ucha Finnick.
- Nie pójdę - odszeptuje, po czym oboje wychodzą. Zostaje sama. Znowu. Siadam na kanapie i wpatruje się w ścianę. Żyje jeszcze? Czy może już go zabili? Mam nadzieję, że jest cały i zdrowy. Chcę aby wrócił do nas. Nie chcę aby moje dziecko wychowywało tak jak ja bez ojca. Przez to porwanie nie pomyślałam aby spytać na ostatniej wizycie jaka jest Płeć dziecka. Teraz jak sobie myślę, chyba wolę poczekać aż Peeta wróci i będziemy mogli we dwoje radować się tą informacją.

Po jakiś dwóch, trzech godzinach udaje nam się wyjść na powierzchnię.
- Dzięki wielkie. Nie wiem co bym bez was zrobił. - oznajmiam przytulając mężczyzn w podzięce. - Pewnie zginąłbym pożarty przez zmieszańce - dodaje z delikatnym uśmiechem.
- Nie ma za co. - odpowiada Castor.
- Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy - mówię.
- Do zobaczenia.
Wychodzę na ulicę Kapitolu. Szybko orientuje się gdzie jestem więc szybkim krokiem zmierzam do bloku w którym mieszka moja ukochana. Mam nadzieję, że jeszcze nie zauważyli mojego zniknięcia. Szybko wchodzę po schodach budynku i pukam do jej drzwi. Po kilku minutach niepewnie otwiera drzwi i staje jak wryta.

Taki jakby prezent na Walentynki xD
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Zakochanych 😊❤️

Jak wam się podoba rozdział? 🤔

Zakazana Miłość - EverlarkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz