"Umieramy w liczbie pojedynczej, zawsze sami."
Mirosław Welz
Sakura raz jeszcze musiała udać się do łazienki. Tym razem jednak skorzystała z tej na dole. Nie miała w żadnym razie ochoty oglądać trupów, które po sobie zostawiła w poprzedniej. Szczególnie, że w tych okolicznościach nie były one niczym przyjemnym.
Szczerze mówiąc, całe to przyjęcie zaczynało przybierać gorszy obrót, niż przypuszczała. Z tym przekonaniem weszła do środka pomieszczenia, odpierając sztuczny uśmiech napotkanej kobiety, która właśnie stała przy lustrze. Sakura sama udała, że poprawia oczy, by przeczekać aż ta wyjdzie. Nie trwało długo, gdy nieznajoma naprawdę zniknęła, zaś Haruno została sama w dużej, niezwykle pięknej łazience.
Odetchnęła i ściągnęła białe rękawiczki. Zaczęła przemywać palec, który ociekał krwią. Nie wszystkie szwy się zerwały, więc nie było źle. Zresztą co innego teraz martwiło Sakurę. Zmarszczyła czoło.
— Naruto, słyszysz mnie? — zapytała, posiadając wciąż w uszach słuchawkę. Wcześniej nie miała powodu by sprawdzać łączności, co teraz wydawało jej się absurdalne. Dlaczego nie zrobiła tego wcześniej?
Nie uzyskała odpowiedzi, co potwierdziło jej najgorsze obawy. Byli w pułapce, odcięci od świata. Zapewne agencja musiała również stracić z nimi kontakt, gdy wkroczyli tylko do tej cholernej posiadłości Alvarez. Sakura zaczynała sądzić, że mogą stąd nie wyjść.
— Sasuke? — upewniła się jeszcze, ale i brunet nie wydawał się być na linii. Oczywiście istniała opcja, że miał ją wciąż wyłączoną. Niemniej Naruto, sama widziała, uaktywnił ją niedawno, więc i tak wszystkie domysły uznała za prawdziwe. Ku swemu niezadowoleniu.
To oznaczało tylko jedno — zmiana swoich planów z przechwycenia pendrive'a na ucieczkę z posiadłości. Musieli stąd wyjść. Żywi.
Sakura założyła brudne rękawiczki i zerknęła na swoje zimne, srogie oblicze. Jej mięśnie były spięte, zielone tęczówki ciemniejsze i przejawiała się w nich determinacja. Włosy zgarnięte klamrą nagle rozsypały się po ramionach, gdy Sakura wyciągnęła ozdóbkę.
Przyjrzała się małemu monitorowi, który był do niej przypięty. Była dobrym informatykiem i liczyła, że chociaż to pomoże.
***
Kurenai siedziała na leżaku, delektując się słońcem oraz alkoholem, który trzymała w drugiej dłoni, a który przed chwilą doniósł kelner przy barze. Drink był słodki, choć dzisiaj zdecydowanie jej smakował. Może dlatego, że miała dobry humor, a i w basenie nie było tyle ludzi, więc nie musiała niszczyć sobie widoków.
Nagle tę rozkosz przerwał telefon. Kurenai najpierw chciała go zlekceważyć, ale gdy nie przestawał wydobywać ten irytujący dźwięk, ostatecznie po niego sięgnęła, odkładając na stolik przy okazji alkohol.
— Czego chcesz, Kakashi? Czy ja nie mogę w spokoju chociaż raz przeżyć te obiecane wakacje, przy ostatnim...
— Kurenai, Su kazała do ciebie zadzwonić... Ja...
— Jest środa, Kakashi, ale gówno mnie to obchodzi. Nie mieszaj mnie w swoje spra...
Kurenai nagle przerwała, widząc za sobą nagły cień. Czyjeś zimne ostrze musnęło jej szyi, a potem precyzyjnie, w ułamku sekundy, poderżnęło gardło. Agentka w szoku upuściła telefon, a intruz wycofał się, gdy tłum zaczął panikować.
Kobieta osunęła się na ziemię, w morzu krwi, słysząc w tle powtarzający głucho głos Kakashiego. I to właśnie przy nim umierała, próbując mu wyjaśnić, że nie może jej już pomóc. Ale istotnie nic nie odpowiedziała, nie potrafiła, a potem już wcale nie mogła.
***
Decyzja Tsunade zapadła natychmiast po rozmowie z Kakashim. Z powrotem udała się do agencji i nakazała rozesłać wiadomości do wszystkich aktywnych agentów. Z tymże było za późno — serwery okazało się, że były już zajęte. Czyli jej przepuszczenia okazały się słuszne, pozostała nadzieja, że chociaż Kakashi zdołał dodzwonić się na prywatny numer Kurenai, by ją ostrzec.
— Co teraz, szefowo? — zapytała Mia, jedna z agentek w centrali. Wszyscy inni też zamarli w jednym momencie, patrząc z uwagą na Tsunade. Ta próbowała zachować zimną krew. — Pakujcie się, rozłączcie nasz serwer całkowicie, skopiujcie dane i zniszczcie resztę.
Odwróciła się, nie chcąc patrzeć na rzeź, którą tymi słowami rozpoczęła. Wycofała się do windy i wyszła na kolejnym piętrze. Wtedy właśnie czyjeś ciało na nią nagle naskoczyło. Uderzyła o ścianę z hukiem oraz bólem. Mroczki przed oczami były tak potężne, że nagle ujrzała jedynie ciemność. Ta ciemność zaskoczyła szok.
***
Itachi siedział w skromnie umeblowanym pokoju. Znajdowała się tu jedynie wersalka, fotel oraz niewielkie okno, teraz szczelnie zasłonięte. Oraz kawowy stolik, na którym leżał telefon, teraz intensywnie wibrujący. Uchiha jednak nie odbierał.
Nie miał potrzeby.
Potem, gdy ucichły nagle wibracje, rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Itachi uśmiechnął się i nakierował spluwę. Strzelił sobie w głowę, nim drzwi zostały staranowane.
***
Orochimaru siedział do późna w gabinecie. Był już wykończony i to odbijało się na jego twarzy. Nic więc dziwnego, że musiał wypić kawę. Czarną konkretnie. Więc mimo wszystko nakazał przynieść sobie jedną. Otrucie w tym samym dniu dwa razy zakrawało o absurd, prawda?
Blade lico Orochimaru po wypiciu łyka natychmiast uderzyło o blat. Z trzaskiem. Mężczyzna nad nim nie mrugnął okiem, gdy filiżanka rozbiła się w drobny mak o podłogę.
— Wybacz, szefie — powiedział Sui, patrząc na rozlaną kawę, która prawie musnęła jego butów.
***
Sylvia czekała przy wspominanym stoliku. Piła wino, z nogą nałożoną na nogę. Jej oczy cały czas obserwowały Sasuke, póki nie usiadł. Wokół nich nie było prawie nikogo, nie licząc osiłka, stojącego w kącie i ogarniającego całe otoczenie z groźną miną. Nawet kelner zdawał się nie zainteresowany tą częścią sali.
— Długo ci zeszło w tej łazience — stwierdziła z błyskiem. Sasuke spiął się na to, ale zdecydował się odpowiedzieć:
— Była kolejka. — Głos miał klarowny, nie szło wyczuć w nim kłamstwa, a mimo tego Alvarez parsknęła krótkim śmiechem.
— Uznajmy, że ci wierzę — mrugnęła okiem, po czym dodała kokieteryjnie — W ogóle... mam do ciebie pytanie...
— Tak?
Zastanowiła się chwilę, jakby nie mogła się sama zdecydować, o co tak naprawdę miała ostatecznie zapytać. Wygięła przy tym kusząco usta.
— Co, gdybyś miał stracić wszystko? — powiedziała w końcu.
Udawane zadowolenie na lico Sasuke natychmiast zniknęło. Przechylił się, zmrużył powieki. Teraz rozmawiali na poważnie, wiedział to. Bez tego kłamstewka wokół, mimo że Sylvia zdawała się świetnie bawić. Wyczuwał w powietrzu nie smród alkoholu, papierosów, a satysfakcji. To, zdecydowanie, nie napawało go optymizmem. I pomimo tego zdołał siedzieć tam wciąż spokojnie, niemal nonszalancko.
— Już raz straciłem wszystko — odparł obojętnie. Jego ciemne oczy stały się nasiąknięte czymś okrutnym. Sasuke przypominał sobie śmierć własnych rodziców. Tamtego dnia naprawdę stracił wszystko, mimo że niedane było mu się nawet pożegnać.
— A gdybyś miał stracić drugi raz? — dodała z wyraźnym zainteresowaniem. — Co wtedy byś zrobił?
— To groźba? — zdecydował się upewnić Uchiha, ręką muskając szlufek spodni.
— Jedynie czysta ciekawość, Sasuke.
![](https://img.wattpad.com/cover/192642293-288-k996257.jpg)
CZYTASZ
Zmysł Zabójcy || SasuNaru ✔
FanfictionTOM III "TRYLOGII ZABÓJCY" Niebezpieczna potyczka to ta, w której zwycięzca bierze wszystko, a Ty nie masz do zaoferowania niczego prócz życia. Ta misja miała być w założeniu banalnie prosta. Jedna z tych, gdzie wystarczyło wejść i wyjść, potem zapo...