Witam, Kochani! W końcu napisałam ten rozdział, z którym długo się zmagałam. Trochę dlatego, że sprawił mi trudności, trochę przez to, że pracuję - w tym tygodniu mam popołudniówki i mniej czasu, szczególnie jeśli dodamy do tego dzienny trening i prowadzenie "zdrowego trybu życia". W ogóle, to mam nadzieję, że jednak uda mi się wytrwać w tym postanowieniu, szczególnie, że mam trzy zmiany w pracy i moje rozstrojenie emocjonalne jest na bardzo wysokim poziomie :/
W każdym razie cieszę się, że rozdział dwudziesty pierwszy jest za mną ^^ Miłego czytania!
„By dokonać wielkich dzieł, konieczne są dwie rzeczy: plan i nie dość dużo czasu."
Leonard Bernstein
Podeszła do okna z gracją i również z gracją ułożyła dłoń na zabrudzonym szkle. Lustrzane odbicie ukazało jej smukłą sylwetkę kobiety, o latynoskiej urodzie oraz mężczyznę, który przyczajał się tuż za nią, mając przy tym zimne, kalkulujące oblicze. Ostre rysy twarzy nie zdradzały żadnej niepożądanej emocji, jedynie oczy lśniły czymś dzikim i niebezpiecznym. Sylvii zdawało się, że blondyn czeka na słowa, które jeszcze nie padły, a które niedługo miała wypowiedzieć. Jakby potrafił przewidzieć, jakie wątpliwości nią targają w tym momencie.
Zmarszczyła nos, niby rozbawiona, choć do prawdziwego rozbawienia sporo jej jeszcze brakowało. Ale zawsze lepiej było grać, niż ukazywać słabości, szczególnie bliskim przyjaciołom.
— Minęło pięć dni i nic — orzekła w końcu sucho, przerywając napiętą ciszę. — Zaczynam wątpić w te twoje rokowania. Może się po prostu ze mną bawisz?
— To zamierzone działanie — odezwał się oschłym, cichym głosem. Sylvia drgnęła, po czym odwróciła się do mężczyzny. Zmierzyła go wzrokiem, wykrzywiając prawą brew ku górze.
— Zwlekanie — uściślił, widząc niezrozumienie w jej tęczówkach. Spokojnie odpierał to spojrzenie, w ogóle nieprzejęty zaistniałym problemem. Prawie jakby rozmawiali o pogodzie. Sylvia nie dała się zwieść. Musiał przecież czuć... cokolwiek.
— To nie ma sensu — prychnęła.
— Ma. Wzmaga napięcie, przez które łatwo o błąd — odparł natychmiast. — Nawet ten najdrobniejszy.
***
Skorpion odłożył w końcu roletkę na bok. Poprawił słuchawkę w uchu i uśmiechnął się do siebie. Jej sylwetka, odziana w czarny, obcisły strój, scalała się z liśćmi pobliskich roślin, które oplatały cały teren posiadłości Alvarez, przed jak i za ogrodzeniem. Karin aktualnie czuwała właśnie przed tą murawą, gdzie znalazła pewną lukę w betonie oraz żywopłocie. Niewielką, acz bardzo przydatną. Poza tym cieszyła się, że ogrodnik wyraźnie nie spisywał się tak, jak powinienem. Na jej użytek.
— Tak, jak mówiłeś, wzmogli ochronę. Przy oknach i drzwiach stoją uzbrojeni agenci — powiedziała szeptem. — Wydają się być, na moje oko, dość znużeni.
Zaśmiała się do siebie.
— Kiedy my pracowaliśmy, oni na nas czekali — odparł na to Uchiha. — W każdym razie, wycofaj się. My też musimy się odpowiednio przygotować.
***
— To szaleństwo — oświadczył Suigetsu, gdy cała czwórka siadła przy niewielkim stoliku w ich tymczasowej bazie. Był to jakiś nieużywany garaż, do którego się włamali. Stacjonował niewiele przecznic dalej od posiadłości Sylvii i stał się doskonałym miejscem, nie tylko na dwa sportowe samochody, które sprowadził Sasuke niedawno, ale również na opracowanie dalszej części planu. Właśnie dlatego w półmroku, pod niewielką żarówką, czwórka postaci nachylała się nad strzępkami papierów.
![](https://img.wattpad.com/cover/192642293-288-k996257.jpg)
CZYTASZ
Zmysł Zabójcy || SasuNaru ✔
FanfictionTOM III "TRYLOGII ZABÓJCY" Niebezpieczna potyczka to ta, w której zwycięzca bierze wszystko, a Ty nie masz do zaoferowania niczego prócz życia. Ta misja miała być w założeniu banalnie prosta. Jedna z tych, gdzie wystarczyło wejść i wyjść, potem zapo...