Informuję, że troszkę poprawiłam poprzedni rozdział, bo nie wydawał mi się zadowalający. Co do tego zaś, mam nadzieję, że poczujecie szczyptę adrenaliny, czytając go ;)
„Zasiej niepewność w obozie wroga, a wygrana będzie twoja."
Margit Sandemo
Kisame naciskał spust raz za razem. Pośród dymu i tego chaosu tylko podczerwień go ratowała, aby mógł ujrzeć swoje cele, ale pojawiały się przy tym inne nieudogodnienia — wystarczyło, żeby zgubił Suigetsu w tym tłumie, a agent już by nie żył, pomylony z wrogiem. Obaj o tym wiedzieli lepiej, niż ktokolwiek inny. Alfa dlatego czuł pulsowanie adrenaliny we krwi, gdy serce z kolei biło mu w takt z ruchem karabinu snajperskiego.
Czuł się niczym sam Bóg. Mógł odebrać życie za pstryknięciem przysłowiowego palca. Tego chyba najbardziej mu brakowało, po zrezygnowaniu ze służby. Poczucia władzy i tej ekstazy, która zwiększała się z każdą kolejną sekundą, z każdym kolejnym ciałem, które niczym w zwolnionych klatkach, upadało na ziemię.
Wszystko to działo się w zawrotnej prędkości, ale dla Kisame czas właśnie zwalniał. Jego oko najpierw obserwowało żółto-czerwone kontury, a potem „puff" niebieski kolor zalewał większą część obrazu. Cel opadał, a Kisame odnajdował kolejny.
Ta karuzela zdawała się trwać prawie że wieczność.
***
Sasuke zmrużył oczy. Stał po drugiej stronie ulicy ze stoickim spokojem, przyglądając się z daleka posiadłości Alvarez, z której słychać było lekko przytłumione krzyki oraz strzały. Oczywiście wycie syreny strażackiej je z powodzeniem zagłuszało, co oznaczało, że raczej nikt nie zauważy niczego niepokojącego, szczególnie, że posiadłość stała na sporym uboczu. I znana była z ognistych imprez.
Sasuke zerknął pobieżnie na zegarek. Poruszył się wolno. Przeszedł swobodnie przez gorący asfalt, a potem przez chodnik, aż otoczył go dym.
— Osłaniaj mnie, Karin — nakazał, przechodząc przez jedną z tych sporych wnęk w murku, które wytworzył Lalkarz za pomocą swoich zabawek. Wiedział, że i on zresztą gdzieś tutaj był i oczyszczał teren.
— Się robi, szefie — usłyszał odpowiedź. Głos Skorpiona, mimo że zadyszany, oprócz tego wydawał się być zadowolony.
Sasuke miał w dłoniach broń, przezornie wycelowaną przed siebie, aczkolwiek nim jakikolwiek agent się pojawiał, od razu kula trafiała prosto w głowę. Trupy przez to zdawały się mnożyć, ale Uchiha ani razu nie mrugnął okiem, powoli podążając do celu — prosto do zabarykadowanych drzwi frontowych.
Ale nie wszedł po wszystkich schodach. Zatrzymał się w połowie drogi. Odchylił głowę, a z góry opadła czarna, mocarna lina. Jej haczyk Sasuke sprawnie chwycił i podpiął pod metalowy pasek. Po kilku sekundach wzbił się, nogami odpychając marmurowych ścianek willi. Jego ciężar dzięki temu nie był aż takim obciążeniem dla Skorpiona.
Uśmiechnął się, gdy na samym końcu ujrzał wyciągniętą dłoń w czarnej rękawiczce. Przyjął ją, ostatecznie lądując na dachu.
Na twarzy Karin dostrzegał krople potu, ale jej oczy błyszczały rządzą krwi. Obok kobiety zaś walała się lina, która także ciągnęła się aż do komina, którego oplatała. Teraz koniec sznura Sasuke odpiął od siebie, sprawiając, że już nie był naprężony.
Karin nie zdecydowała się jej zwinąć i z powrotem włożyć do torby, leżącej obok. Na tym etapie nie miało to znaczenia. Szczególnie, że właśnie odbezpieczała własną spluwę, rezygnując ze snajperki, która pomagała osłonić Uchihę wewnątrz posiadłości. Ją też pozostawiła w takim stanie, jakim była; opartą o zadaszenie.
CZYTASZ
Zmysł Zabójcy || SasuNaru ✔
FanficTOM III "TRYLOGII ZABÓJCY" Niebezpieczna potyczka to ta, w której zwycięzca bierze wszystko, a Ty nie masz do zaoferowania niczego prócz życia. Ta misja miała być w założeniu banalnie prosta. Jedna z tych, gdzie wystarczyło wejść i wyjść, potem zapo...