MISJA 16 - SKORPION

608 75 15
                                    

Chciałam wspomnieć, że czytam każdy wasz przejaw aktywności. Z tymże w tygodniu nie bardzo mam czas odpisywać, od poniedziałku do piątku (często do soboty) pracuję, jestem wykończona i cudem choćby znajduję energię na pisanie dalszych rozdziałów. Jak się jakoś zbiorę, to w końcu daję radę, jak dziś i wczoraj. Może to też dlatego, że wena szaleje, bo w końcu doszliśmy do tych wszystkim momentów, które notorycznie widziałam w głowię, a może to przez Wasze pokrzepiające opinie - dlatego tym bardziej Was zachęcam do komentowania. Sama postaram się nadrobić zaległości w odpisywaniu do weekendu, najpóźniej w weekend do tego dojdzie. To tak na marginesie, chcę wspomnieć też, że bardzo Wam dziękuję za wsparcie! Za to, że tutaj jesteście i czytacie <3 Kocham Was z całego autorskiego serduszka! I mam nadzieję, że nie rozczaruję Was ostatnim tomem, a raczej, że będzie to niezapomniana przygoda 😉

„Okręt jest bezpieczny, gdy cumuje w porcie. Ale nie po to buduje się okręty."

Paulo Coelho

Sasuke kroczył przed siebie, nie patrząc na mijających go przechodniów. Nie pragnął być widoczny ani dla tej hołotny, ani dla kamer w pobliżu. Jeden błąd mógł go kosztować zbyt dużo, by mógł sobie na niego pozwolić. Tym bardziej odczuwał złość do samego siebie — wciąż czuł alkohol we krwi, jego gorzki smak w ustach i stęchły zapach. Koordynację również miał zaburzoną, choć nadal nie tak złą jak cywile w podobnej sytuacji. Niemniej nie świadczyło to o nim dobrze, wiedział, że schodzi na psy.

Zresztą zamordował pół ludzi przybocznego baru, co znaczyło, że sam się prosił o uwagę. Czy jednak nie byłoby łatwiej w takim wypadku odpuścić? Spotkać się wreszcie ze swoim końcem? Upaść całkowicie na samo dno i już nie wstać, oświadczając cholerne „mam, kurwa, dość?"?

Sasuke owszem, miał takie plany, ale jeszcze nie teraz. Niedokończone interesy go powstrzymywały zbyt skutecznie, by mógł się skusić. Lis nadal gdzieś oddychał, nie wiedząc, że Sasuke poprzysiągł go odnaleźć. Zabić z zimną krwią. Zemścić się za to, co Lis zrobił z jego cholernym umysłem.

Uchiha w końcu zatrzymał się przed jedną z tych starych, niezbyt ładnych i niezbyt drogich kamienic. W tych ponurych stronach było o tyle komfortu, że nie tułały się tu hordy gapiów. Ulice zazwyczaj były puste i dzięki temu prawie nikt nie widział, jak Sasuke wchodzi do budynku. Skradał się po schodach nie na górę, a w dół, w stronę ciemnych piwnic. Otworzył mosiężne drzwi, które zamknięte były na kłódkę, kluczykiem, po czym wsunął się do środka.

W pomieszczeniu na wstępie witały cię wilgoć oraz zimno, które dostawało się od niewielkich okien i betonowych ścian. Im więcej było śniegu na dworze, tym w tym miejscu zdawało się robić o kilka stopni mroźniej. Niemniej Sasuke nie skarżył się na te warunki, ponieważ w kącie leżał materac, choć istotnie niezbyt dobrze wyglądający i kołdra, też nie należąca do tych świeższych. Śmierdziała starością, jednak nie warto było przejmować się czymś takim.

Tym, co w ogóle nie pasowało do wyglądu prowizorycznego pokoju były trzy rzeczy. Pierwsza leżała obok „łóżka" i stanowiła dość sporych rozmiarów torbę wypełnioną banknotami. Dolarami, złotymi, rublami. Od wyboru do koloru — kpił w myślach zazwyczaj Sasuke, gdy się jej przyglądał. Drugim przedmiotem był otwarty laptop, położony na niewielkim stoliczku. Cały czas lśnił niebieskim ekranem i przejawiały się na nim niezrozumiałe, białe litery, czasami też skomplikowane wzory, liczby. Niebieska poświata była na tyle intensywna, że oświetlała cały przytułek. Nawet szorstkie oblicze Uchihy, który właśnie przetarł twarz dłońmi.

Trzecim natomiast, najbardziej zdumiewającym elementem wystroju, były liczne pistolety poukładane na jednym z dwóch krzeseł. Sasuke zazwyczaj przysiadywał na drugim i bawił się, rozkładaniem i montowaniem większego kalibru broni. Noże leżały wtenczas również na blacie stołu, rozłożone na ciemnej macie od najkrótszego do najdłuższego. Prawdziwe trofea zabójcy. Szkoda tylko, że ta klitka jasno mówiła, że świetność Uchihy się skończyła od przeszło pół roku. Gdy wspominał bogate wesele Orochimaru i Tsunade naprawdę miał ochotę zacząć się śmiać z samego siebie. Sądził wtedy, że świat należał do niego, że już nic nie jest wstanie go zagiąć. Nawet planował przyszłość, rozmyślał, czy za choćby trzydzieści lat wciąż będzie prowadził te chore zagrywki z Uzuma... Był głupcem. Istniała niepisana zasada, że jeśli świat był za długo po twojej stronie to tylko po to, by cię zmiażdżyć na tyle mocno, byś nie zechciał zmartwychwstać. I niech mu nikt nie pieprzy, że wcale tak nie było.

Zmysł Zabójcy || SasuNaru ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz