Witajcie, Kochani <3333 Dzisiaj byłam na nadgodzinach, znaczy nie nadgodzinach, bo odrabialiśmy przez święta dzień... w każdym razie cudem napisałam rozdział. Przypuszczałam, że będę zbyt zmęczona, by cokolwiek nabazgrać, ale wyjątkowo dopadła mnie wena :D Cieszcie się więc :P No i jak zwykle — życzę miłego czytania ^^
„Życie to brutalna, zapierająca dech w piersiach zabawa"
Paulo Coelho
W pomieszczeniu rozbrzmiał kobiecy głos automatu, oznajmiający płynnie, że połączenie zostało zakończone. Potem zapanowała głęboka cisza, w której mężczyzna, siedzący na krześle obrotowym, się zatracił. Jego powieki zmrużyły się, a twarz stężała, muskana nitkami cieni. Zasłonięte kotary powodowały półmrok, który jedyna lampka biurowa nie niwelowała całkowicie. Szarość zawładnęła wnętrzem i zdecydowanie nie chciała teraz odejść. W całej tej aurze zaś wyczuć można było dziwne napięcie. I chociaż żadne słowa jak dotąd nie padły, oblicze Węża zdradzało więcej niż słowa. A przynajmniej dla Kakashiego, kiedy zerkał na te kościste, wyniosłe lico.
Hatake przystawał oparty o ścianę w gabinecie Orochimaru i obserwował szefa w skupieniu, nie pozwalając ani na sekundę spuścić go z oczu. Skłamałby również, gdyby powiedział, że to nie sprawiało mu przyjemności. Po ostatnich wydarzeniach, czuł błogą satysfakcję.
— Niedługo Tsunade przybędzie — powiadomił mimochodem szefa, wydmuchując z ust dym.
Mimo że ten wyglądał na nieobecnego, w istocie nie tracił kontaktu z rzeczywistością, dlatego teraz lewy kącik ust prześmiewczo uniósł się do góry. Orochimaru miał to do siebie, że nie tracił gardy, o czym Hatake czasami zapominał. Teraz też popełnił błąd, ale nie było to tak bardzo niespotykane — mina Orochimaru zawsze przypominała minę szaleńca. Niekiedy mogło się zapomnieć, że Węża nazywano znakomitym aktorem. A może jednak nie należał do nich? Hatake w sumie nie do końca był przekonany, czy Orochimaru całkowicie grał popaprańca, czy tylko udawał.
— Piesek królowej puszczony ze smyczy — szepnął Orochimaru dziwnym trafem na tyle głośno, aby nie ominęło to Hatake. — Szkoda, że nie zdaje sobie sprawy, iż wciąż jest tylko psem.
— Wykonuję jedynie rozkazy — odpowiedział szarowłosy, niezbyt przejęty opinią drugiego agenta. — O czym dobrze wiesz.
— Obserwując mnie, nic nie zyskasz — westchnął Orochimaru, ostatecznie obracając się w stronę mężczyzny. Poprawił przy tym swoje długie, jak zawsze nieskazitelnie wyglądające włosy z godną podziwu precyzją. Hatake wiedział, że te dłonie, które jeszcze przed chwilą czule muskały długie pasma, zadały więcej śmierci niż ktokolwiek by zliczył. — Jestem grzeczny.
— Potulne węże są groźniejsze niż te, które ostrzegają przed ukoszeniem — dodał Hatake szorstko, po części odnosząc się o porównaniu do psa. — A w twoim wypadku wątpię, żebym się mylił.
— Och — mruknął Orochimaru z uśmiechem — schlebiasz mi, Hatake. Chociaż zawsze byłeś bystry, to trzeba ci przyznać...
Uśmiech Orochimaru tak szybko jak się pojawił, tak szybko zniknął. Jego spojrzenie pociemniało, nadając mu groźnego wyrazu. Nawet Kakashi zamarł z papierosem w ustach, drugą ręką odruchowo sięgając do kieszeni spodni, gdzie trwała lufa. Zrobił to nie dlatego, że się bał, ale z zaskoczenia. Wiedział, że Orochimaru to nie byle kto i czasami było lepiej go nie drażnić. Gdy z kolei przejawiał nienaturalne zachowania, tym bardziej trzeba było zważać na własne życie.
— Odłóżmy animozję na później... — oświadczył niespodziewanie Wąż, zdumiewając tym samego Hatake. — Mam bardzo złe przeczucia. Zresztą słyszałeś naszą rozmowę... pytanie, które mnie nurtuję, to dlaczego Rosjanie wiedzieli gdzie Drużyna Siódma będzie?
![](https://img.wattpad.com/cover/192642293-288-k996257.jpg)
CZYTASZ
Zmysł Zabójcy || SasuNaru ✔
FanficTOM III "TRYLOGII ZABÓJCY" Niebezpieczna potyczka to ta, w której zwycięzca bierze wszystko, a Ty nie masz do zaoferowania niczego prócz życia. Ta misja miała być w założeniu banalnie prosta. Jedna z tych, gdzie wystarczyło wejść i wyjść, potem zapo...