MISJA 17 - DRUGA RUNDA

625 74 15
                                    

Dodaję na  "żywca", nie miałam czasu sprawdzić błędów, więc za wszystkie literówki przepraszam :p

„Myślenie jest czymś, co następuje po trudnościach i poprzedza działanie."

Bertold Brecht

Dym unosił się, owlekał twarze wokół, powodując, że stawały się niewyraźne, zlewające się jedna w drugą. Mężczyzna, siedzący na bordowej kanapie, patrzył na to beznamiętnie, niczym szmaciana lalka, która nie mogła się poruszyć. Lalka wypruta z emocji, empatii, czegokolwiek. Była tylko ta pieprzona, pogłębiająca się z każdą sekundą, pustka. Hałasy, rozmowy, nawet odór alkoholu nie miał w tym momencie żadnego znaczenia. Naruto trzymało wrażenie, że wcale tutaj go nie było. I naprawdę chciał w to wierzyć. Chciał móc się ulotnić i już nigdy nie wrócić do tego żałosnego życia.

Koło niego trwały trzy, skąpo ubrane dziwki. Śmiały się, siedząc z nim na kanapie, ćpały bez umiaru i notorycznie dotykały blondyna, nie zdając sobie sprawy z jego niewzruszonej postawy, ze spojrzenia, które spoglądało w punkt na ścianie od przeszło dwóch godzin. Z dłoni, mocno zaciśniętych na spodniach. Niemal do krwi.

Naruto drgnął wtedy, kiedy jedna z tych dziwek rozpięła mu rozporek i ze zdumieniem odkryła, że jest cholernie miękki. To był przełomowy moment, w którym mężczyzna powrócił do własnej skóry i odepchnął ją od siebie brutalnym, nie znoszącym sprzeciwu ruchem. Jego twarz, gdyby potrafiła teraz ukazywać cokolwiek oprócz chłodu, ukazałby jawne obrzydzenie. Do siebie oraz tego syfu naokoło.

— Ile to jeszcze potrwa? — zapytał sucho w przestrzeń. Sylvia Alvarez, która stała po drugiej stronie z winem w ręce i zapalonym papierosem, parsknęła śmiechem.

— Trochę potrwa — przyznała. — Ale po co się tym przejmować, rozluźnij się, zabaw. Imprezy, takie jak ta, nie często się zdarzają.

— Nie często świętujesz schwytanie Yamanaki? — zapytał pozornie spokojnie Naruto. — Jestem zaskoczony.

— Ta żmija jest moim trofeum — odparła z wrogością Sylvia. — Szkoda, że Orochimaru nie może już zobaczyć dzieła, które dokonałam. Tyle czasu...

— Tak, tyle czasu czekałaś — westchnął Uzumaki, wstając. — Znam już tę opowiastkę, ale naprawdę mam ciekawsze rzeczy do zrobienia. Zawołaj mnie, jak coś się ruszy z pendrive'em. A teraz wybacz, madame.

Naruto zdawał sobie sprawę ze złowrogiego wzroku Alvarez. W tym momencie nie zbaczał jednak na niego, po prostu ruszył do wyjścia. Dopiero na zewnątrz mógł chociaż trochę się rozluźnić. Na dworze było chłodno, acz nie aż tak, by musiał ubierać coś więcej niż bluzę.

Stał pod niewielkim zadaszeniem i wciąż rozmyślał. Pływał we własnych wspomnieniach, widząc przed sobą trupiobladą twarz Haruno, gdy upadała na podłogę. Naruto na swoich dłoniach miał sporo krwi, ale ta śmierć była inna niż wszystkie. Była brudna, tak, jak tylko mogło być brudne to słowo. Skażone odorem prawdziwej zdrady.

Pamiętał też nienawiść w ciemnych tęczówkach Uchihy. To zdecydowanie poruszało w nim coś, czego nigdy nie chciał poczuć. Gdyby nie był tak cholernie zdeterminowany, gdyby... och, mógł rozważać. Mógł to robić pieprzoną wieczność, ale co to by zmieniło? Nic, otóż to. Dlatego Naruto nie zagalopowywał się za daleko. Rozdział z Panterą zakończył tak, jak całą swoją przeszłość. Już nie był Lisem, zresztą sam nie wiedział, kim się stał.

— Ojciec powinien być dumy — szepnął z goryczą i kpiną jednocześnie. — Zniszczyłem wszystko to, o co sam walczył.

Nagle dobiegły go dziwne szmery z lewej strony. Czułe uszy Uzumakiego bez przeszkód wyłapały powstały hałas. Otrząsnął się i odwrócił ponownie do drzwi. Na obliczu nadal utrzymywał nieskazitelną, spokojną maskę. Nie ukazał zdziwienia, zaintrygowania, czy rozżalenia. Wiedział, że tutaj kamery także zostały zamontowane. Cały czas mieli go na podglądzie.

Zmysł Zabójcy || SasuNaru ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz