Ch. 4 - Uziemienie

1.2K 126 54
                                    

Otwierając oczy, nie spodziewała znaleźć się w miękkim łóżku, tym bardziej, że nie należało ono do niej, ani do nikogo kogo znała. Od przebudzenia, czyli od jakichś dziesięciu minut, leżała wpatrując się w biały sufit. Dzięki promieniom słońca padającym przez szklaną ścianę znajdującą się naprzeciw łóżka, wiedziała przynajmniej, że jest już dzień. Nie była w stanie nic zrobić, czując jak coś ją blokuje. Jej umysł zajęty był myślami dotyczącymi wczorajszego zdarzenia. Pamiętała wszystko do momentu w którym straciła przytomność. Nie miała jednak pojęcia co się stało ze złoczyńcą, z którym stoczyła walkę. Po upadku nawet nie zadała sobie trudu by go odszukać, czy chociażby rozejrzeć po okolicy. Wzrok utkwiony miała w niebie i znajdujących się w oddali, czerwonych skrzydłach. I właśnie na tę myśl otworzyła szerzej oczy, zdając sobie sprawę, że to nie było przywidzenie spowodowane ciężkim upadkiem. 

Zbierając w sobie siły, udało jej się podnieść do siadu, czemu towarzyszył oczywiście ból w łokciach oraz prawym barku. Zacisnęła zęby łapiąc się za to miejsce, jednak po chwili jej uwagę przyciągnął opatrunek na policzku. Końcówkami palców zaczęła badać stan swego ciała, chcąc się upewnić, że nie jest zbyt tragiczny. Po chwili udało jej się też wyczuć bandaż, obwiązany dookoła głowy.

Rozglądając się po pomieszczeniu, mogła śmiało stwierdzić, że jest w jednym z nowoczesnych mieszkań.

Stawiając bose stopy na miękkim, białym dywanie zajmującym całą powierzchnię pomieszczenia, poczuła jak ból rozchodzi się po reszcie kości. Mimo to nie zamierzała tu siedzieć i czekać. Z grymasem na twarzy, wolnym krokiem ruszyła do drzwi. Po ich otworzeniu, jej oczom ukazał się biały korytarz. Gdy upewniła się, że wokół niej nie ma żywej duszy, postanowiła ruszyć dalej. Po chwili znalazła się, jak zdążyła zauważyć, w salonie. Był duży, a do tego wszędzie znajdowały się te wielkie okna, pozwalające na szerokie pole widzenia. Musiała przyznać, że nawet jej się podobał. Mimo iż w swoim życiu widziała wiele drogich domów, ten najbardziej przypadł jej do gustu. W pewnym momencie w jej oczy rzuciły się drzwi niepasujące do pozostałych. Wykonane były z metalu, a z boku znajdowała się konsola z cyferkami. 

— Risa? — Zatrzymując się w półkroku, wbiła zdziwione spojrzenie w windę, od której dzieliło ją dosłownie pół metra. Przeklęła się w myślach, wiedząc że tak niewiele brakowało. Od początku nie pasowała jej cisza z którą się obudziła, a teraz jeszcze ten głos.

Powoli odwróciła się za siebie, a gdy to zrobiła, spotkała się z jego właścicielem. Blondyn którego miała nadzieję już nigdy więcej nie spotkać, właśnie przed nią stał, trzymając tacę pełną różnorakiego jedzenia, co oznaczało, że najpewniej zmierzał do sypialni w której się obudziła.

— Keigo — Powiedziała, odwzajemniając złote spojrzenie znajomego, któremu mogła się teraz lepiej przyjrzeć. Tym razem nie miał na sobie stroju bohatera, a zwykłe codzienne ciuchy. Prawie nic się w nie zmieniło. Blond czupryna, oczy, postawa czy też spojrzenie. Jedyną zmianą był delikatny zarost na brodzie, czy też doroślejszy wygląd. 

Hawks w tym samym czasie także analizował wszystkie szczegóły. Tamtejszej nocy nie był w stanie dostrzec zmian, które teraz widział gołym okiem. Dziewczyna wyraźnie wydoroślała, a co za tym szło, zyskała kobiecych kształtów, których kiedyś jej brakowało. Miała też dłuższe włosy, a także tatuaż na lewej ręce, co chyba najmocniej zaskoczyło chłopaka. Doskonale pamiętał, że nie chciała o nich słyszeć. Najwyraźniej zmieniła się bardziej, niż początkowo przypuszczał.

Nie mieli pojęcia ile czasu stali w ciszy i wpatrywali się w siebie nawzajem. Początkowo była to po prostu zwykła ciekawość dotycząca tego, jak się zmienili na przestrzeni lat. Jednak potem przerodziła się w niewiedzę, brak pomysłu na przerwanie ciszy i tym samym rozpoczęcie rozmowy. Na szczęście po chwili chłopak jako pierwszy zdołał oprzytomnieć.

𝚘𝚐𝚗𝚒𝚜𝚝𝚎 𝚜𝚔𝚛𝚣𝚢𝚍ł𝚊 || 𝚑𝚊𝚠𝚔𝚜 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz