— Mogę wiedzieć, gdzie się podziewałaś? — Właśnie takie pytanie wyszło z ust złotookiego, gdy tylko przekroczyła próg pomieszczenia w którym zazwyczaj pracował. Nawet teraz, po tylu dniach jej nieobecności, nie raczył zaszczycić jej choćby jednym, małym spojrzeniem. Wzrok utkwiony miał w wypełnianych przez siebie papierach, najpewniej dokumentach Yakuzy. Risa poprawiając maskę na twarzy, zajęła miejsce na kanapie, naprzeciw niego.
— Spotkałam naszego starego znajomego. Udało mu się mnie trochę poharatać, więc nie byłam w stanie dojść tu o własnych siłach — Mówiąc to wzruszyła ramionami, zawieszając wzrok na suficie. Nic się tu nie zmieniło. Nikt nie przejął się jej nagłym zniknięciem. Nie była to wina obojętności wobec dziewczyny, lecz przyzwyczajenia. Już nie raz znikała bez śladu na kilka dni lub dłużej. Niektórzy członkowie Yakuzy porównywali ją do kota mówiąc, że ta zawsze wraca. A Chisaki? Mimo iż wydawał jej się najbardziej obojętny, tak naprawdę myślał o niej każdego dnia podczas jej nieobecności. Nie rwał się do szukania jej, bo dobrze wiedział jak bardzo jest samodzielna. Zresztą nawet jeśli by chciał, to nie miał na to czasu. W końcu wróciła, tak jak zawsze.
— Więc przez te kilka dni leżałaś w jakiejś zapyziałej dziurze? — Westchnął chłopak, odkładając plik papierów, by po chwili sięgnąć po kolejny. Risa spoglądając na niego spod byka, cmoknęła z niezadowoleniem. Nie przepadała za jego humorem, który w niektórych momentach był zbyt humorystyczny na jego sposób. Chisaki był poważny, a dodając do tego jego próby żartu, trudno było rozpoznać czy aby na pewno tym razem nie mówił na poważnie.
— Nie, przygarnął mnie znajomy na te kilka dni — Powiedziała obojętnie, jakby cała ta rozmowa zupełnie jej nie interesowała. A prawda była inna. Wpatrując się w swego rozmówcę, czekała na jego reakcję, która przyszła równie szybko. Chłopak momentalnie zaprzestał swojej dotychczasowej czynności, przenosząc wzrok na blondynkę, która pod wpływem jego spojrzenia, uśmiechnęła się zwycięsko.
— Jakiś czas temu wspominałaś, że więcej się z nim nie spotkasz — Powiedział wyprostowując się. Risa dobrze widziała poziom jego zirytowania, które dla innych skutecznie maskował za kamienną twarzą. Chisaki nie słysząc nic prócz ciszy z jej strony, splótł ze sobą palce, nie odrywając od niej wzroku. — Przygarnąłem cię do Yakuzy, dałem ci wolną rękę, ale wiedz, że jeśli przez ciebie ucierpi nasza grupa, konsekwencje cię nie ominą.
Po tej wypowiedzi nastała dłuższa chwila ciszy. Oboje mierzyli się spojrzeniami, czekając aż drugie w końcu ulegnie. Jednak na to nie zanosiło się ani ze strony Chisaki'ego, ani Risy, która intensywnie myślała nad jego wypowiedzią. Z jednej strony czuła się z tym źle. Miała kontakt z bohaterem przez naprawdę długi czas, zresztą nie tylko z jednym, ale z drugiej strony wiedziała, że Keigo nie zrobi nic by jej zaszkodzić. Mimo iż są po przeciwnych stronach.
— Nie zrozum mnie źle, Chisaki — Złotooki słysząc swe nazwisko, zmarszczył brwi. Nie lubił gdy go używała, co robiła dość często, jednak w momentach gdy byli sami, nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. — Jestem ci wdzięczna za to wszystko co dla mnie zrobiłeś, ale widzę, że z każdym dniem przestajesz postrzegać mnie jako członka Yakuzy. Mam wrażenie jakbyśmy się od siebie coraz bardziej oddalali.
Nieco skołowana, spuściła wzrok. Pierwszy raz rozmawiała z nim o tym co czuje. Wcześniej nie widziała takiej potrzeby. Zresztą dla chłopaka było to coś zupełnie niepotrzebnego do życia. Jeśli czegoś pragnął, po prostu po to sięgał. W końcu mimo młodego wieku był bardzo ważną osobą w ich świecie. Choć czasami jej się wydawało, że jest zbyt pewny siebie.
— Między nami nic się nie zmieniło. Dobrze wiesz, że mam zbyt dużo pracy — Odpowiedział równie pewnym głosem. Podniósł się z kanapy, nakładając przy tym swą zieloną kurtkę. Dziewczyna westchnęła z niezadowoleniem, wiedząc że właśnie w ten sposób za każdym razem kończy się ich rozmowa, gdy ta już go nie interesuje. Niby się do tego przyzwyczaiła, ale w głębi serca czuła żal. Chisaki nie był typem romantyka, fakt, ale mimo to było w nim coś co ją intrygowało. Coś przez co podążała za nim jak pies za swoim panem. Jednak ona nie była psem, a on nie był jej panem. — Co do twego skrzydlatego przyjaciela, rób jak uważasz, ale pamiętaj o granicy.