Ch. 10 - Pod osłoną nocy

1K 105 92
                                    

Idąc jedną z uliczek, kątem oka spoglądała na drzwi które mijała. Jakiś czas temu spotkała się ze swym informatorem, dzięki któremu zdobyła adres na którym tak jej zależało. Teraz wystarczyło go jedynie znaleźć i przekonać się czy osoba pod nim mieszkająca jest tą, która zaprowadzi ją do mordercy. Mimo późnej pory, na ulicach można było spotkać całkiem dużo ludzi, których musiała unikać. Krycie się w cieniu wychodziło jej całkiem dobrze, ale i tak nie chciała ryzykować.

Widząc przed sobą dwie sylwetki, stanęła jak wryta. Nie rozpoznała w nich nikogo kogo znała. Gdyby to byli złoczyńcy, odetchnęłaby z ulgą, lecz jeśli bohaterowie, zapewne serce wyskoczyłoby jej z klatki piersiowej. O cywilach nie myślała. Nikt o zdrowych zmysłach nie zapuszcza się o tej porze w takie miejsca. Zazwyczaj w takich sytuacjach można było spotkać złodziei, gwałcicieli lub inne osoby o złych zamiarach. Dla niej to jednak nie groziło. Sama należała do jednej z tych grup.

— Ja pieldole... — Odezwał się jeden z nich. Już po samym głosie poznała, że mężczyzna jest w stanie nietrzeźwości, a chwilę później mogła dostrzec także sposób w jaki się porusza. To samo tyczyło się jego towarzysza, który pomagał mu się utrzymać w pionie. — Ale się napiliśmy!

— Cichooo! — Uciszał go towarzysz. Najwyraźniej był nieco bardziej świadomy tego, co się wokół niego dzieje. — Bo ktoś usyszy!

Mimo szeptu, te były na tyle głośne, że stojąca kilka metrów dalej dziewczyna zdołała go usłyszeć, przez co po prostu nie mogła się nie uśmiechnąć. Swoją drogą nie pamiętała kiedy ostatnio upiła się tak jak oni. Może to wydawało się dziwne, ale zazdrościła im. Zazdrościła tej beztroski z którą żyli, nie przejmując się tym co powiedzą inni. Oni przynajmniej nie musieli się chować z obawą o swoją przyszłość.

— O prrrosze — Powiedział ten drugi, gdy zatrzymali się tuż przed dziewczyną. — Witamy pękną paniom.

Mówiąc to starał się skłonić, co nie za bardzo mu wychodziło. Risa jednak w odpowiedzi skinęła głową, na co mężczyzna uśmiechnął się ukazując rząd białych, ostrych zębów. Nie był w podeszłym wieku, na oko miał jakieś trzydzieści lat, co tyczyło się również jego towarzysza, który dopiero teraz spojrzał na nią takim wzrokiem, który mówił sam za siebie, że nie do końca jeszcze ogarnia co się dzieje.

— A so ty tu tak sama? — Wymamrotał kiwając na nią głową. W odpowiedzi wzruszyła ramionami, lecz orientując się, że to za mało, pokręciła głową nie wierząc w swą głupotę.

— Szukam kogoś — Mówiąc to podeszła do ściany i oparła się o nią plecami. Przez jej ciało przebiegł dreszcz spowodowany nagłym zimnem, ale z jednej strony, było to całkiem przyjemne.

— Oho, to może pomożeeemy? — Zaoferował jeden z nich. Sama już nie wiedziała który dokładnie, bo przez tą krótką chwilę wzrok miała wbity w swe czarne buty. — Nie pofinnaś byś tu sama...

— Dziękuję za propozycję, ale muszę odmówić. To tuż za rogiem, więc dam sobie radę. A panowie także chyba gdzieś zmierzają, czy nie tak? — Spytała z uśmiechem. Dwójka mężczyzn wymieniła spojrzenia, jakby zastanawiali się nad tym czy aby na pewno chcą ją poinformować o celu ich podróży. W końcu się jednak przełamali. Ten który kontaktował trochę lepiej, spojrzał na dziewczynę.

— Do Asobi — Powiedział lekko się przy tym uśmiechając. Na dźwięk tego słowa, otworzyła lekko usta, by po chwili ponownie je zamknąć. 

𝚘𝚐𝚗𝚒𝚜𝚝𝚎 𝚜𝚔𝚛𝚣𝚢𝚍ł𝚊 || 𝚑𝚊𝚠𝚔𝚜 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz