13

663 51 7
                                    

Niall już był w siódmym, prawie ósmym, miesiącu ciąży, jego brzuszek był już widoczny, Liam był bardzo tym podekscytowany, nie raz wracał z pracy z nowymi ubrankami dla dzidziusia, zawsze były neutralne, bo jeszcze nie znali płci, bo jak byli na ostatniej wizycie to maluch wystawił im jedynie tyłek i nie chciał się odwrócić.

Od jakiegoś też czasu ginął rzeczy Liama, alfa to zauważył, jednak się nie odzywał. Powoli też zaczynało mu brakować i chodził w swoich nie za bardzo lubianych rzeczach.

Za tym wszystkim stał Niall, który jak tylko Liam wychodził, wyciągał jego rzeczy spod ich łóżka i na nie kładł, aby mieć swoje bezpieczne gniazdko, czasami też robił je na podłodze, ale wtedy też brał kołdry i poduszki, które pachniały mocno jego alfą. Omega bardzo potrzebował zapachu swojego partnera, a on był ostatnimi czasami mocno zapracowany.

Już pewnego dnia naszedł punkt kulminacyjny. Dokładnie wtedy kiedy Liamowi zniknął jego ostatni sweter, a było tego dnia bardzo zimno. Założył tego dnia, cieplejszą bluzę, która była Nialla, a nie jego, nie zrobił tylko dlatego kłótni, że śpieszył się na spotkanie w sprawie firmy.

Wrócił wcześniej, żeby zobaczyć, co jego omega robi z ubraniami. Otworzył drzwi bardzo cicho i poszedł do sypialni, gdzie był hałas. Lekko uchylił drzwi, a tam zobaczył, jak jego omega leży ubrany w jego sweter i spodnie, a na nóżkach ma skarpety, które trzy dni miał na nogach, a później w praniu zaginęły. Wszedł do sypialni, a blondynek podskoczył.

— Czyli to robisz z moimi ubraniami? — spytał Liam, siadając w gniazdku swojej omegi, który właśnie spuścił głowę.

— Ja po prostu potrzebuje twojego zapachu — jąka cichutko, nie chciał, aby Liam się z niego śmiał.

— Kochanie — spojrzał na niego z rozczuleniem. — Nie mogę chodzić na golasa do pracy — śmieje się. — Dasz mi ubrania, które już nie pachną mną, a ja będę oddawał ci, które już mną nasiąknęły, dobrze? — proponuje.

— Ale wtedy nie będzie tutaj tak miękko i ładnie pachnieć — jęczy zrezygnowany niebieskooki.

— Pachnie tu moim potem i perfumami — śmieje się szatyn.

— Ładnie — warczy blondynek.

— Ty ładniej pachniesz, Ni — słodzi mu. — Mogę w domu opatulać się kocami, wtedy będziesz miał nadal mięciutko w swoim gniazdku, bo jeśli dobrze wiem, to zacząłeś gniazdkować — głaszcze go po głowie i kładzie się obok omegi w górze swoich ubrań. Skrzywił się delikatnie, kiedy nawet swoje bokserki zobaczył na tej górze. — Moje bokserki mogłeś sobie darować, Ni — pstryknął go w nos.

— Nie ma cię bardzo długo i ja potrzebuje zapachu twojego, Lili — mówi cicho.

— Dobrze wiesz, że muszę pracować, by później mieć wolne albo chociaż móc robić to w domu, kochanie — głaszcze go po włosach. — To ja pójdę po kocyki i jakieś jedzonko, poczekaj na mnie — cmoknął go w usta, a po chwili wyszedł. Omega odrazu po wyjściu przesunął się na miejsce Liama i zaczął wdychać zapach pozastawiony, wtulił głowę w bluzkę, na której przed chwilą leżał szatyn.

Liam jak wszedł z kupą koców i siatką mandarynek. Rozczulił go widok, jaki zastał. Podszedł do Nialla i przykrył go jednym z koców, na drugim się Liam położył, a trzecim się przykrył, potem zdjął bluzkę.

— Mogę? — spytał nieśmiało Niall, wskazując na materiał. Liam się uśmiechnął i mu ją podał, blondynek szybko przytulił ubranie, mocno się zaciągając. Payne przytulił omegę.

— Mogę jeden swój sweter zabrać? Potrzebuje, aby się ubrać — mruczy do ucha.

— No dobrze, ale będę mógł te koce i dzisiejsze ubranie? — patrzy na niego prosząco.

— No spodni ci nie oddam, chyba że też mi oddasz jakieś z tej kupy — śmieje się. — Koce dostaniesz — zapewnia go.

— Dziękuje, Li — cieszy się i wtula się w alfę, wdycha jego zapach. — Mogę mandarynkę? — wskazuje na siatkę.

— Tak, przyniosłem je przecież dla nas — mówi Liam, podając blondynowi owoc, a później sam bierze i obiera ze skórki. Po chwili szatyn obrał mandarynkę, a małe kawałki wsadzał sobie do ust.

— Dlaczego we wszystkim jesteś lepszy? — jęczy Niall, nadal męcząc się z odbieraniem owocu. Liam oddał mu przed chwilą obraną przez siebie mandarynkę, a jego wziął i zaczął ściągać z niej skórkę.

— Nie jestem lepszy we wszystkim od ciebie — mówi Liam.

—  Niby w czym? — sarka blondynek.

— Jesteś dobry w sprawach psychologicznych, bo przecież jesteś psychologiem. Jesteś dobry w tłumaczeniu — cicho się śmieje na wspomnienie ich pierwszego razu, Niall po chwili rozumie, o co chodziło i też chichocze z czerwonymi policzkami. — Jesteś też dobrym mamusią — głaszcze jego brzuch.

— Nie wiesz tego jeszcze — burczy Niall.

— Jesteś wspaniałym mamą! Już teraz chronisz swoim brzuszkiem naszego maluszka! Dajesz mu jedzenie, tlen i schronienie — zaczął mu tłumaczyć przejęty słowami Horana Liam.

— Dobrze wiesz, że z jedzeniem idzie mi nadal opornie — mówi zrezygnowany niebieskooki.

— Starasz się! — krzyczy Payne.

— Nie chcę malucha skrzywdzić, a boje się, że to zrobię. Nawet nieświadomie! — dzieli się swoimi obawami.

— Nie zrobisz tego, Ni! Kochasz przecież naszego dzidziusia — zapewnia go szatyn.

— To prawda — mruczy. — Kochamy ciebie! — wykrzykuje blondynek i wtula się w szatyna.

— Ja was też kocham! Już nie mogę się doczekać, aż zobaczę małego Lewisa na świecie — szepcze.

— Nie wiesz, czy to chłopak. Proszę, nie nazywajmy dziecka przezwiskiem Louisa — prosi go cicho ze śmiechem.

— Ale ja chciałem syna z tym imieniem, nim poznałem męża Harry'ego. Jeszcze mamy rozwiązanie na Dalia — mruczy.

— Jeszcze lepiej — jęczy Niall, odzywając się od alfy.

— A przed chwilą potrzebowałeś mojego zapachu — śmieje się ciemnooki.

— Zabiorę ci koc — mówi Horan, wystawiając język. Uwielbiali się ze sobą drażnić.

— A co jeśli wyjdę i nie wrócę przez kilka dni, to mój zapach wywietrzeje — zaśmiał się Liam, a Niall otworzył szeroko oczy.

— Nie zrobisz tego! — fuknął, jednak sam zaczął się bać, że tak mogło się stać.

— A co jeśli zrobię? — dalej się z nim drażnił Payne.

— Nie zrobisz, bo mnie kochasz — szepnął niepewnie. Liam do niego podszedł i przytulił.

— Nie zrobię, bo was kocham — potwierdził Liam, nie sadził, że takie żarty Niall weźmie do siebie, zwłaszcza że nie raz sobie tak żartowali.

— My ciebie też kochamy, Li. Nie zostawiaj nas, ja już nie będę niemiły — mówił w panice.

— Nie byłeś niemiły, Ni — pogłaskał go po włoskach.

— Byłem — mruknął.

— Przecież sobie tylko żartowaliśmy, nic się nie stało, a ja nigdzie się nie wybieram, nawet jakbyś mnie bardzo wkurzył, bo to też mój dom — zaczął go uspokajać.

Resilient || niamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz