15

654 43 17
                                    

Narodziny szczenięcia to jest najszczęśliwszy moment w życiu omegi jak i alfy, choć rodzący przeżywa w tym czasie ogromny ból, spowodowany tym, że szczenię musi wyjść z łona matki.

Czas rozłączenia Nialla zaczął się nagle, wody odeszły mu w środku dnia w taksówce, kiedy jechał do swojego alfy, miał jeszcze wtedy dwa tygodnie do planowanego porodu. Zamiast do biura pojechał na porodówkę, a taksówkarz chyba pierwszy raz tak szybko dotarł na miejsce.

Początkowo położna powiedziała, że jeszcze mają dużo czasu i że ma leżeć, czy cokolwiek innego, byle jej nie przeszkadzać. Blondynek w tym czasie drżącymi rękoma wybrał numer swojego alfy.

— Li — sapnął z bólu.

— Za ile będziesz, Ni? — spytał.

— Jestem na porodówce — wyjąkał cicho, przeklęta położna.

— Co!? — krzyknął do słuchawki.

— Rodzę — wysapał.

— Jaki szpital? — spytał spanikowany, chciał być obok swojego partnera.

— Na Pomorskiej — powiedział głośno, kiedy nadszedł kolejny mocny skurcz.

— Będę za dziesięć minut — rozłączył się szatyn i szybko kazał wszystko swojej sekretarce odwołać, a sam jak najszybciej udał się do szpitala.

Kiedy już znalazł się w szpitalu, poszedł od razu na porodówkę. Podszedł do recepcji oddziału.

— Dzień dobry, gdzie jest Niall Horan?

— A pan to kto? — pyta groźnym głosem.

— Liam Payne, ojciec dziecka i partner Nialla — dumnie powiedziałam i delikatnie się uśmiechnąłem.

— Sala numer dziewięć, niech pan zrobi coś z nim, bo nie długo go położna wywali ze szpitala — doszeptała ostatnią cześć, nerwowo rozglądając się po korytarzu.

— Cały czas krzyczy, a położna powiedziała, że jeszcze dużo czasu — powiedziała cicho, a po chwili wyprostowała się jak strona, kiedy do recepcji podeszła, była naprężona niczym struna w gitarze.

— Dzień dobry, co pan potrzebuje? — pyta się.

— Już nic, wszystko wiem, co potrzebowałem — odpowiedział pogodnie.

— Dobrze — zwróciła się do alfy. — Alice zorientuj się, czy doktor Malik będzie w stanie się pojawić szybciej, bo już nie wytrzymam, jak jeszcze raz usłyszę od tego omegi gadkę, że już rodzi — Liam to puścił mimo uszu i skierował się do sali, gdzie miał być Niall.

W środku pomieszczania leżał na łóżku Horan, który stękał z bólu. Kiedy szatyn go zobaczył to zmarszczył brwi, blondynek był już w koszuli szpitalnej, a wokół niego była krew.

— Li — jego oczy zabłyszczały. — Powiedz tej lafiryndzie, że już widać główkę! — krzyknął. Alfa wziął drżący wdech, szybko pobiegł do pierwszej pielęgniarki (w rzeczywistości była praktykantką), zawołał ją. Szatyn miał łzy w oczach, dobrze był świadomy, że wszystko działo się nie pomyśli, bo blondynek według planu miał mieć poród w klinice Zayna, a odbierać miał zaufany pracownik mulata, a wylądowali w publicznym szpitalu, gdzie położna uważała, że jeszcze do akcji porodowej jeszcze ma dużo czasu, a w rzeczywistości już była główka na zewnątrz.

Koniec końców położna nie odebrała porodu, tylko roztrzęsiona praktykantka. Było to bardzo stresujące. Szatyn odetchnął, kiedy do jego rąk trafił malutki chłopiec.

— Dziękuje, pani — skierował te słowa do praktykantki, która stała uśmiechnięta, jednak roztrzęsiona.

— Nie wie pan, ile mieliśmy szczęścia — wzdycha. — Doktor Malik był w tym czasie w swojej klinice przy porodzie, a Hudson powinna to zrobić nie ja, ja nie jestem położną, ja wiedziałam jedynie, co robić z książek, to był mój pierwszy dzień praktyk — mówiła szybko, bardzo się bała, co się stanie, kiedy przyjdzie ordynator, doktor Ed Sheeran. Położna weszła do pomieszczenia.

— No to możemy w końcu się zabrać za ten poród — warknęła na wejściu, zakładając rękawiczki. Szeroko otworzyła oczy, kiedy zobaczyła szczenię w rękach alfy, omega leżał wycieńczony, a nie daleko stały praktykantka. — Co tu się stało!?

— Pan Horan zaczął rodzić, była widoczna już cała główka, a pani nie chciała odbierać, więc ja to zrobiłam — szepnęła zawstydzająco studentka położnictwa.

— Przecież mówiłam, że ma pan nie przeć! A ty wiesz, co się stanie, kiedy doktor Sheeran dowie się o tej twojej samowolce!? — zaczęła krzyczeć.

— Doktor Sheeran pochwali, a później wraz z doktorem Malikiem przebada malucha i omegę — powiedział rudy lekarz, który stał w wejściu w wraz z mulatem, który jeszcze dopisał swój kilt lekarski.

— Przepraszam, że nie przyszedłem wcześniej — wymamrotał mulat. — Przeprowadzałem poród po drugiej stronie miasta — wytłumaczył się.

— Mam nadzieje, że następnym razem nie zapewnisz nam takich atrakcji, Zayn — zaśmiał się blondynek cicho, a Liam się uśmiechnął na myśl kolejnych maluszków, takich słodkich jak chłopiec w jego ramionach.

Na drugi dzień Liam poszedł do Urzędu, aby ich maluszek był przyjęty do watachy jako prawowity członek. W papierach ze szpitala chłopiec miał na imię Lewis, czego Niall nie wiedział, bo był zbyt zmęczony, kiedy szatyn wpisywał imię.

Mały Lewis i Niall wyszli z kliniki (gdzie zostali przeniesieni zaraz po zrobieniu badań). Liam miał torbę na ramieniu, w drugiej ręce trzymał chłopca. Niall obok niego szedł z uśmiechem. Załadowali się do samochodu.

— To co, Nico? W domku obiadek? — zaczyna gadać do chłopczyka, siedział obok niego w samochodzie, Payne siedział za kółkiem.

— Tak właściwie to Lewis — powiedział dosyć niezręcznie szatyn.

— Nie zrobiłeś tego, prawda? — szepnął do siebie. — Teraz wiem, dlaczego wszyscy się na mnie tak patrzyli jak mówiłem imię mojego syna... Liam... czemu Lewis? Czemu tak ukarałeś tak naszego syna? — jęknął.

— Też ciebie kocham, Nini — zaśmiał się.

— Następne dziecko ja zgłaszam i wypełniam papiery — warknął omega.

— Chyba że znowu zaśniesz — zaśmiał się szatyn.

Po kilku minutach dojechali do mieszkania. Po wejściu do niego, Niall wraz z maluszkiem szybko poszli do sypialni, gdzie nadal było gniazdko, choć trochę mniej pachniało nimi. Blondynek wraz z niemowlakiem położyli się w kupie ubrań, po chwili przyszedł do nich alfa.

— Tęskniłeś za swoim gniazdkiem? — spytał, kładąc się obok.

— Tak — szepnął, patrząc na szczenię, które smacznie spało na jego piersi. — Niedługo pora karmienia. Nadal nie wierzę, że nazwałeś nasze dziecko Lewis i to za moimi plecami — westchnął.

— Następne będzie Nicholas, okej? — zaśmiał się szatyn, przybliżając się do swoich myśli.

— Później to ty będziesz tłumaczył mu, czemu ma takie brzydkie imię — mruknął blondynek.

Nagle malutki szczeniak zapłakał, szatyn odrazu zabrał go w swoje ramiona.

— To jego pora karmienia — powiedział Niall, podciągając koszulkę, przejął w swoje ramiona chłopczyka, który po chwili zaczął ssać mleko matki z cycka. Liam spojrzał rozmarzony, uwielbiał taki widok swojego omegi.

Sorka, że nie dodawałam przez jakiś czas, ale miałam wiele rozterek. Teoretycznie miał być to epilog, ale nie potrafiłam tego zakończyć w taki sposób, więc jeszcze się trochę ze mną tu pomęczycie. Wszystkim życzę dużo zdrowia i zostańcie w domu!

Resilient || niamOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz