Kilka tygodni później
Z głębokim westchnieniem opuszczam sale, w której odbywały się wykłady z muzykologii. Obok mnie pojawia się Rey i Zack. Tydzień temu zaczęliśmy pierwszy rok studiów. Dla Zacka jest to już drugi ale ciągle jest na pierwszym roku. Pokazał nam wszystkie sale oraz okoliczne bary studenckie. Coraz bardziej zaczyna mi się tutaj podoba. Już tak nie tęsknię za Paryżem jak kilka tygodni temu. Bardzo się związałem z Rey i Zackiem, są dla mnie moja własną małą rodziną. Zanim wychodzimy z uczelni zakładam skórzaną kurtkę. Prezent od Rey abym stał sie '' prawdziwym muzykiem ''. Od kilku tygodni, pomaga mi znaleźć mój styl, żebym już nie wyglądał jak Francuz. Uśmiecham się pod nosem ta dziewczyna jest niczym wulkan energii.
-No to... - odezwał się Zack, kiedy milczenie potrwało już odrobinę za długo. - Taco czy orgia?
- Taco - odpowiedzieliśmy chórem.
- Wiedziałem, że to powiecie. Z wami nie ma zabawy- robi zabawną minę a my wybuchamy śmiechem. Zack macha ręką do kumpli z hokeja.
-Ej ziom, a ty zapisałeś się już do jakiegoś kółka sportowego? Bo potrzebujemy nowych rekrutów.
-Hokej? Nigdy wcześniej nie uprawiałem sportu na lodzie, nie wiem czy się do tego nadaje. Myślałem raczej o koszykówce
-Daj spokój stary, hokej jest lepszy. Wiesz ile panienek można na to wyrwać? A zwłaszcza jak jest się przystojnym jak ja- puszcza mi oczko, a Rey przewraca oczami.
-Tak z ciekawości- mówi -rano, po przebudzeniu podziwiasz się w lustrze przez jedną godzinę czy dwie?
-Dwie,- odpowiada wesoło.
-Przybijasz sobie piątkę?
-Oczywiście, że nie. - uśmiecha się. -Całuję każdy z moich bicepsów, a następnie zwracam się do sufitu i dziękuję Najwyższemu za stworzenie tak doskonałego okazu mężczyzny.- śmiej się ponieważ doskonale wiem, że Zack tak robi
-Jesteście obrzydliwi, mówił wam to ktoś? Myślicie tylko o tym żeby kogoś przelecieć-Rey zrobiła zdegustowaną minę, a Zack odpowiada rozpromieniony
-Co mogę powiedzieć? Hokeiści to napalone skurczybyki. Kiedy nie jesteśmy na lodzie, zwykle ujeżdżamy jakiegoś króliczka lub dwa. Albo trzy, jeśli nazywasz się Dante i rozmawiamy o imprezie sylwestrowej z zeszłego roku.-Rey wybucha śmiechem
-Nie no stary, przyjdź jutro na rekrutację. Ogarniesz sobie co i jak. Najlepsze jest to że hokej daje ci +1200 pkt. a koszykówka tylko +800. Możesz dostać dotakowe stypendium czyli dodatkowy hajs.
-Przemyśle to dzięki
Nagle obok nas pojawia się Zoe, tancerka z drugiego roku i wciska w rękę Zacka karteczkę. Całuję go szybko i odchodzi
- Wow co ona ci dała? - Rey patrzy na nią z obrzydzeniem
- Pokój 221 o 22:40, chyba chce się pouczyć na zbliżającą sesje - wybucha śmiechem i chowa karteczkę głęboko w spodnie
-Jest dopiero wtorek, a ona już niemal wykorzystała zdzirowatą normę na ten tydzień.
- Daj spokój Rey wiem dobrze, że gdybyś stała przed wyborem, czy zostać naszą najlepszą przyjaciółką, ale zarazem dziwką, czy dziewczyną cieszącą się dobrą reputacją, która traci naszą przyjaźń, przeleciałabyś wszystkich facetów na świecie.- śmiejemy się razem i wchodzimy do akademika.
-Dobra stary zostajesz dzisiaj sam, masz wolny pokój więc korzystaj - puszcza oczko i uśmiecha się
-Rey chcesz wpaść się pouczyć? - Rey kiwa głową na tak
-Wow ziomy widze że coś iskrzy między wami - Rey uderza go w brzuch i wybucha śmiechem. Patrzę na nią i uśmiecham się. Rey jest wspaniałą dziewczyną, cudowną przyjaciółką. Gdybym tylko umiał zapomnieć o Marinette , byłaby pierwszą dziewczyną którą mógłbym pokochać. Zaskoczony chwilę przystaje. O czym ja myślę?
-W porządku - mrugam oczami i spoglądam na przyjaciół. Szybko się ogarniam i nadrabiam kroku. Znów się uśmiecham czyżbym w końcu zrozumiał, że nie jesteśmy z Marinette stworzeni dla siebie? Może dobrze mi to zrobi, zapomnienie a przeszłości.
-Dobra będę wieczorem. Ciao-Rey skręca i idzie drugim korytarzem
-Miłej nauki frajerzy, ja idę szaleć i radzę Ci zrobić to samo - mruga do mnie
-Przestań Rey jest wspaniałą dziewczyną. Zasługuje na wszystko co najlepsze
-Ale czy ktoś powiedział coś o Rey - robię głupią minę a Zack śmiejąc się wchodzi do pokoju. No cóż chyba trzeba przemyśleć kilka spraw....
Kilka godzin później. Siedzę na łóżku i pisze tekst piosenki o globalnym ociepleniu. Tak właśnie o globalnym ociepleniu. Zadanie na muzykologie. Wzdycham głośno
-Co jest ziom? - Zack wyłania się z szafy, w której przegląda ciuchy
-Możesz mi znaleźć rym do topnieją lodowce? - wybucha śmiechem. Jesteśmy w trzy osobowej grupie ja Rey i Zack
-Stary ogarniemy to jutro, nie rób tego sam. W grupie zawsze lepiej wymyślać rymy do '' topnieją lodowce '' albo '' te jebane pingwiny giną ''. Jutro ogarniemy wszystko i piąteczka wleci - wzdycha po raz kolejny i odkładam notes. Słyszę dźwięk nowej wiadomości. To Marinette. W przeciągu kilku tygodni, wszystko wróciło do normy. Czasami wydaje mi się że zachowujemy się tak jakby z moich ust nigdy, nie usłyszała słów miłości.
~Idę właśnie z Adrienem na kolacje. Trzymaj kciuki żeby nikt nam nie przeszkodził!
~Trzymam mocno! Powodzenia - odkładam telefon z kolejnym głębokim westchnieniem
-Stary bo nie starczy dla mnie tlenu. O co chodzi?
-Moja przyjaciółka, idzie na kolacje
-Marinette? - wystawia głowę z szafy i patrzy na mnie pytająco. Kiwam głową. Zack i Rey wiedzą o Mari. Powiedziałem im o mnie i Mari bo któregoś dnia Juls opowiadała mi że na ich miesięcznie wziął ją na lot balonem, a ja nie mogłem ukryć smutku.
-Mówię ci kobiety są jak szampan, we francuskim opakowaniu od razu stają się droższe. Stary jesteś na studiach, znajdziesz sobie kogoś. Już moja w tym głowa - zaśmiałem się i życzyłem mu pomyślnej nocy
-A żebyś wiedział. Będzie się działo - przybiliśmy piątki i wyszedł. Patrzyłem się przez jakiś czas w telefon a po chwili w przypływie frustracji uderzyłem pięścią w poduszkę
-Ej zostaw ją, co ona ci takiego zrobiła? - szybko podniosłem wzrok i ujrzałem Rey wchodzącą do pokoju. Miała na sobie spódniczke i T-shirt.
-Nie słyszałem jak wchodziłaś. Proszę usiądź. Pięknie wyglądasz tak poza tym-wstałem, uśmiechnąłem i gestem ręki pokazałem jej że może wejść
-Haha zapomniałam o tych twoich francuskich manierach. Dzięki, a teraz powiedz mi czym ta wstrętna poduszka zasłużyła sobie na uderzenie? - usiadła na łóżku i pociągnęła mnie za rękę, żeby usiadł się obok niej. Westchnąłem
-Marinette do mnie napisała i nie wiem jakoś czuję że nie ma już dla mnie miejsca w jej życiu.
-Hmm jesteście przyjaciółmi, a chyba miejsce dla przyjaciela znajdzie nieprawdaż? - pokiwałem głową i gdy miałem się odezwać usłyszeliśmy dźwięk nowej wiadomości. Rey chwyciła mój telefon i przeczytała na głos
~Dziękuję Luka! Mam nadzieję że, w końcu namówie Adriena i uda nam się do ciebie przylecieć! Nie mogę się doczekać aby poznać twoich znajomych! Oraz pragnę ci osobiście powiedzieć o naszej wspólnej przyszłości z Adrienem! Mamy już tyle planów! Tak bardzo go kocham. Trzymaj się Luka!- Rey spojrzała na mnie
-Nie rozumiem jednego Luka, jesteś cudownym chłopakiem, serio. Nie mówię tego żeby się z ciebie śmiać albo coś. Chodzi mi o to że jesteś bardzo emocjonalny, kochany czasami wkurwiający z tą twoją dobrocią ale reasumując nie zasługujesz na takie traktowanie
-Rey daj spokój, zakochałem się z niej ale jej serce było już zajęte. To był mój błąd że pozwoliłem aby moje serce ją pokochało. Może trochę mi z tym źle ale cieszę się że jest szczęśliwa.
-Daj sobie spokój z tą laską, przed nami jeszcze 3 lata studiów, znajdziesz kogoś
-Nie wiem czy na razie jestem w stanie się zaangażować w jakikolwiek związek-uśmiechnąłem się smutno, Rey złapała mnie za dłoń
-Wzięła twoje serce, zabawne, idealne serce... i zniszczyła je. Dlaczego pozwalasz, żeby robiła ci to ciągle na nowo?-spojrzałem jej prosto w oczy, już po raz kolejny Rey daje mi do myślenia
- Pocieszam się tylko faktem że może niedługo ją zobaczę
- Wiesz co? Najbardziej odczujesz brak jakiejś osoby, kiedy będziesz siedział obok niej i będziesz wiedział, że ona nigdy nie będzie twoja.
-Ale może kiedyś... Ach masz rację może powinienem iść dalej, zamiast stać ciągle w tym samym miejscu. Ale nie wiem czemu na samą myśl czuje przypływ złości - wstaje i wściekły chodzę po pokoju
-Nie możesz się wściekać z powodu prawdziwego zakończenia. To na sztuczne happy endy powinieneś się wkurzać.-wstała i mocno mnie przytuliła, zaskoczony dopiero po chwili odwzajemniłem uścisk. Chwilę staliśmy wtuleni w siebie, po chwili usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać o ślubie ojca Rey z Adelin, jej nową macochą. Rey nie chciała o tym gadać, powtarzała tylko, że małżeństwa są jak ketchup - mają swoje terminy ważności
-Dlaczego myślisz, że małżeństwa mają określony termin przydatności? - drążę dalej.
-Jeśli są zawarte z niewłaściwych powodów, to muszą się skończyć rozwodem. Życie z kimś nie staje się z czasem łatwiejsze, wręcz przeciwnie. Jeśli wiążesz się z kimś, myśląc, że w końcu będzie lepiej, to razem z wypowiedzeniem sakramentalnego "tak" możesz uruchomić odliczanie.
-Czyli twoim zdaniem, małżeństwa są głupie?
-Nie wszystkie, moim zdaniem związek powinien być oparty na zaufaniu i miłości a nie na zakładaniu sobie jakiegoś chujowego kawałka złota na palec. Kiedy znajdziesz kogoś, kto rozśmieszy Cię w chwili, w której twoje serce chce płakać trzymaj sie go. Będzie tym, który zmieni twoje życie na lepsze.-spojrzała się na mnie i uśmiechnęła. Patrzyłem się na nią oczarowany. Po kilku godzinach, które spędziliśmy głównie na śmianiu się z Zacka, Rey postanowiła wrócić do siebie. Odprowadziłem ją do drzwi i otworzyłem jej
-Prawdziwy dżentelmen no nie wierzę! Haha Francuziku trzeba z ciebie zrobić Rockmena! Już moja w tym głowa - zaśmiałem się bo już dzisiaj usłyszałem te słowa, w tym samym czasie poczułem oddech Rey na policzku a później jej usta. Natychmiast przestałem się śmiać
-Do zobaczenia Lukas - wyszła i pomachała mi
-Luka - poprawiłem ją bo doskonale wiem, że nabija się ze mnie
-Luka Lukas, brzmi mega podobnie. Sorry - zaśmiała się i zniknęła na korytarzu. Oparłem czoło o framuge drzwi. Głęboko westchnąłem. Chyba
tak to już jest z sercem - kiedy myślisz, że jest już kompletnie przepełnione, nagle odnajdujesz miejsce na jeszcze odrobinę miłości.