Udałem się do wytwórni, gdzie przywitał mnie Bob Star
-Luka młodzieńcze wiedziałem że przyjdziesz. Masz szczęście bo akurat odwiedził nas Dylan Flyn! - wszedłem do pokoju muzycznego, w którym znajdował się Dylan. Był on największym wydawcą płyt muzycznych w Ameryce
-Dzień dobry, miło mi Pana poznać. To dla mnie zaszczyt - podałem rękę mężczyźnie
-Ach Luka, mam rację? Dużo o tobie słyszałem i chciałem porozmawiać o twojej przyszłości...........
Kilka godzin później
Późnym wieczorem opuściłem wytwórnie Boba. Pogrążony w moich myślach dopiero po chwili zauważyłem zniszczenia dookoła mnie. Akuma. Rozejrzałem się i zauważyłem Marinette wbiegającą do księgarni. Zaniepokojony krzyknąłem
-Marinette! Uciekaj tam jest niebezpiecznie - najwidoczniej mnie nie usłyszałaś. Pobiegłem za Tobą. Gdy znalazłem się blisko księgarni zaakumowana dziewczyna posłała piorun w stronę budynku. Budynku w którym się ukryłaś. Moje serce zmarło. Połowa murów zaczęła pękać. Zacząłem biec szybciej
-Nie! Uważaj Luka to niebezpieczne- przede mną pojawiła się Biedronka chwytając mnie za rękę. Popatrzyłem na nią i wyrwałem się.
-Biedronko w tym budynku znajduje się Marinette! Nie ruszę się z miejsca póki nie będę miał pewności że jest cała i zdrowa - część budynku zawaliła się, a moje serce prawie pękło z przerażenia. Wbiegłem w gruzy i szukałem cię.
-Luka tam jej nie ma, sprawdziłam budynek i nikogo nie było - Biedronka po raz kolejny chwyciła mnie za rękę.
-Widziałem jak wbiegła tutaj - popatrzyłem na zniszczony budynek, czując pustkę w sercu
-Obiecuję Ci że nic jej nie jest - Biedronka dotknęła mojego policzka i odwróciła się aby pomóc Czarnemu Kotu. Mam nadzieję że się nie myli. Po chwili wszystko wróciło do normy. Lecz nigdzie nie było Cie widać ukochana. Poczułem strach ale nie byle jaki strach. To jest ten rodzaj strachu który niszczy cię od wewnątrz. Upadłem na kolana. Oddałbym wszystko abyś była bezpieczna.
-Luka? Wszystko dobrze? - gdy usłyszałem ten głos natychmiast się podniosłem. Marinette. To byłaś ty cała i zdrowa. Odwróciłem się. Stałaś tam delikatnie się uśmiechając. Bez chwili namysłu podbiegłem i przytuliłem cię z całych sił.
-Tak się martwiłem, że już nigdy cię nie zobaczę -przytuliłem Cie mocniej, właśnie trzymałem w ramionach moją ukochaną. Bezpieczną u mego boku
- Nie martw się Luka, ze mną wszystko dobrze. A Tobie nic się nie stało? Byłeś bardzo blisko budynku który się zawalił! - delikatnie chwyciłaś moją brodę abym na Ciebie spojrzał. Poczułem że to jest ten moment, moment aby ci wyznać że jesteś dla mnie najważniejsza. Otwierałem dla ciebie serce oraz usta żeby Ci to powiedzieć ale nie zauważyłaś tego, ponieważ w tym samym czasie krzyknęłaś...
-Adrien wszystko w porządku?! - podbiegłaś do niego, przytuliłaś go, pocałowałaś go..... Poczułem wewnętrzną pustkę. Uśmiechałem się przez łzy,których napływu nie mogłem powstrzymać, odwróciłem i pomachałem Wam na do widzenia. Idąc do domu, zastanawiałem się, myślałem o tej sytuacji. I zrozumiałem. To był przełom, ponieważ nagle zdajesz sobie sprawę, że wszystko się skończyło. Naprawdę. Nie ma już powrotu. Czujesz to. I próbujesz zapamiętać, w którym momencie to wszystko się zaczęło. I odkrywasz, że zaczęło się wcześniej niż myślisz. Długo wcześniej. I to w tej chwili zdajesz sobie sprawę, że to wszystko zdarzyło się tylko raz. I nieważne jak bardzo się starasz, nigdy nie poczujesz się taki sam. Nie byłem jej pisany. Teraz jest szczęśliwa i tylko to się liczy.
Wróciłem do pokoju.
-Jak poszło spotkanie z Bobem i Dylanem? - spojrzałem na mamę
-Dobrze zaproponował mi wydanie mojej solowej płyty oraz opłacenie nauki, chcę abym studiował w Ameryce na Music Collage
-To świetnie, marzyłeś o tym! - mama podeszła i mnie przytuliła
-Jaka była twoja odpowiedź? - Juls właśnie weszła do pokoju i zadała mi pytanie, na które bałem się odpowiadać
- Solowa płyta, college to bardzo dużo, więcej niż mogłem sobie wymarzyć. Zgodziłem się na wyjazd na College ale solową płyta? Na to chyba za wcześnie - mama uśmiechnęła się dumnie do mnie a twarz Juleki nie miała wyrazu
-Więc zamierzasz nas opuścić? Jak tata?!- Juls zaczęła płakać i wybiegła z pokoju. Chciałem za nią pójść lecz mama chwyciła mnie za ramię i ruchem głowy nakazała mi pozostać w pokoju. Gdy znalazłem się sam, położyłem ręce na twarzy i pozwoliłem napięciu opuścić moje ciało. Płakałem z powodu zawodu jaki zrobiłem Juls, z powodu miłości do Marinette. Marinette dlaczego nigdy nie zauważyłaś we mnie kogoś z kim mogłabyś być?. Dlaczego nie powiedziałem Ci tego? Dlaczego po prostu nie moge być Adrienem. Opłakuję coś, czego nigdy nie miałem. Co za absurd. Rozpacz
z powodu przeklętych nadziei, przeklętych marzeń i oczekiwań. Wstałem zły na siebie. Myślę tylko o sobie, jestem egoistą, powinienem cieszyć się ich szczęściem. Jesteśmy w końcu przyjaciółmi. A przy tym wszystkim zraniłem Juls. Nie chcę aby myślała że ją opuszczam. Nie ja. Nigdy nie pozwolę aby czuła się samotna. Kocham ją i powinienem pamiętać że mamy tylko siebie.