Rozdział 22: Koniec łamigłówek, koniec nienawiści

784 35 5
                                    

Rzucaliśmy przed domem piłkę. Najlepiej wychodziło to Derekowi i wujkowi Peterowi. My z Corą raczej obrażałyśmy, gdy piłka przelatywała nad naszymi głowami. Był bardzo słoneczny dzień, a wujek w końcu miał dla nas czas. Uwielbiałam go, zawsze wesoły. Zrobiliśmy sobie przerwę, Talia przyniosła nam po lemoniadzie.

— Skarbie — zwróciła się do Cory. — Masz błoto na twarzy, idź się umyj.

Dziewczynka skinęła głową. Ja obserwując każdego, popijałam kwaskowaty napój. Derek odebrał telefon i odszedł gdzieś na bok. Talia wróciła do domu, aby zanieść szklanki.

— Wujku?

— Tak, Clare?

— Czemu nie masz żony?

Wzdrygnął się. Nie mógł być to dla niego przyjemny temat. Patrzył prosto w moje oczy, a ja dopiero po wielu latach zrozumiałam, iż nie ukazywały one żal, a smutek i troskę.

— Moja kobieta wybrała inne życie — wziął mnie na kolana, aby poprawić rozpadnięty warkocz. — Wystarczacie mi wy, moon.

Moon... Tylko on tak mnie nazywał. Uśmiechnęłam się do niego.

— Kocham cię wujku — przytuliłam go, na co jego wszystkie mięśnie się napięły, nie spodziewał się tego z mojej strony.

— Ja ciebie też, Clarie, nawet nie wiesz, jak bardzo...

Clare? Słuchasz mnie?

Otrząsnęłam się i spojrzałam na Stilesa, z którym jechałam do szpitala do Lydii. Wzięło mnie na delikatne wspomnienia. Wtedy było cudownie. Mała Clare zapomniała o stracie bliskich, bo dzięki innym, dobrym ludziom zyskała nowy dom. I tak który straciła później. Osoba, którą uważałam za wujka był moim ojcem. Mogłabym powiedzieć, że od początku Petera nie było w moim życiu, ale to kłamstwo. Miksturę, jaką podawała mi matka, abym przemieniła się później, powodowała zaniki pamięci. Peter często nas odwiedzał, gdy... „tata" był w pracy. Jasne, Ellie Namestake nie zdradziła Adama, lecz wiem doskonale, kto był jej miłością. Kiedy wróciłam do Beacon Hills i spotkałam Petera, miałam ochotę go zabić. Jak mógł poświecić Laurę, nadal mu tego nie wybaczyłam. Nie był tą samą osobą, którą pamietam jako dziesięciolatka.

— Wybacz, to przez walkę dzisiejszą...

— Rozumiem — chyba nie tylko martwił się Martin. Jego zatroskany wzrok co raz lądował na mnie.

Nasza banshee oberwała od Bestii. Cholernie się bałam. Tak, Prawdziwa Alfa, która zabiła całe stado w Las Vegas boi się o kogoś. Moja najlepsza przyjaciółka cierpiała, miałam tylko nadzieję, że sobie poradzi. Musi, jest silna.

Razem z człowiekiem od razu udaliśmy się do sali, gdzie leżała rudowłosa. Miała spory opatrunek na szyi. Oczy miała otwarte, lecz wzrok nieprzytomny. Stiles chwycił ją za rękę, kundelek zakochany.

— Poradzisz sobie — mówił cicho do niej. — Jesteś nam potrzebna. Jesteś mi potrzebna.

Uroczo, ale jeszcze muszę przywyknąć do tego.

— Lydia — zaczęłam — ty jedyna możesz powstrzymać Bestię. Ty jesteś rozwiązaniem, potężna banshee.

— Potężna banshee? — zaśmiał się cicho syn szeryfa. — Trochę jak superbohaterka.

— Tak...

Nagle do sali weszli Liam, Scott i pani McCall. Ten drugi spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami.

2: She's returned //Teen Wolf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz