Rozdział 2: Pomysły czasem są ryzykowne, ale niektóre skuteczne

1.9K 93 5
                                    

Josha trenowałam już dokładnie dwa tygodnie. Radził sobie świetnie z umiejętnościami i walką. Ćwiczyliśmy przeważnie w nocy, aby ludzie nie zauważyli nas, choć jeden z sąsiadów o mało nie zadzwonił po policję. Wziął nas za jakiś zbujów.

Tym razem chłopak miał trudniejsze zadanie.

- Nie.

Miał zamiar wyjść z mojego pokoju, lecz powstrzymałam go.

- Musisz - powiedziałam. - Boisz się, że kogoś skrzywdzisz, ale ja jestem innego zdania.

Uniósł jedną brew pytająco.

- Eh... Pełnia budzi potwory, racja - oznajmiłam, nakładając czarną skórzaną kurtkę od bruneta. - Jednak może wywołać uczucia u niektórych. Będziesz, oczywiście, groźny. To, jaki będziesz podczas przemiany, zależy od ciebie.

Stał i patrzył na mnie oniemiały. Chyba zszokowały to moje słowa.

- Dobrze spróbuję.

- Genialnie!

~~~~~~

Do pełni zostały jakaś godzina. Siedzieliśmy oboje w piwnicy, gdzie znajdowało się jedynie małe okno. Chłopak siedział zdenerwowany i bawił się swoimi palcami.

- Aż tak się stresujesz? - spytałam.

- Zawsze...

- Dasz radę - chciałam dodać mu otuchy, jednak jestem w tym słaba. - Nawet najlepsze Alfy przechodziły takie rzeczy.

Nie wiem dlaczego, ale pomyślałam o McCallu...

- Uważasz, że mógłbym stać się Alfą?

- Ugh, gdybyś zdobył własne stado lub zabił jej obecnego przywódcę albo był byś Prawdziwą Alfą...

- Jak ty?

Szczerze, przestała lubić się tak nazywać. Zdolności, które mam, ta cała ochrona Nemetonu, nie są moje. Zdobyłam je przypadkiem. Jestem fałszywa.

- Amaryll gdzie wybyła po południu? - zmieniłam temat, ponieważ czułam się zbyt niekomfortowo.

- Szuka dla ciebie informacji o tym stadzie, co chcesz je zabić.

- Zabić to trochę za mocne słowo - zaśmiałam się. - Raczej unieszkodliwić.

W końcu na ciemnym niebie ukazał się księżyc. Josh wdychał i wydychał szybko powietrze nosem. Wysunął pazury. Chwycił się nimi o stojącą w kącie skrzynię. Widziałam, jak stara się kontrolować.

- Dobrze, Josh, spokojnie...

Kojotołak radził sobie całkiem dobrze z opanowaniem. No właśnie...całkiem. Zrzucił z półki wszystkie narzędzia do ogrodu babki. Jego oczy świeciły się intensywną żółcią.

- Dobrze ci idzie...

Nagle rozerwał sobie koszulkę. Zaczął zbliżać się do mnie. Nie mogłam opuścić pomieszczenia, muszę z nim zostać i mu pomóc. Moja przemiana mogłaby jedynie co rozłościć, więc tylko stałam sztywno.

- Josh...dasz radę...myśl o dwóch tygodniach, jak trenowałeś. Świetnie se radziłeś. Tak będzie i tym razem.

W odpowiedzi warknął na mnie, ale nic więcej nie zrobił. Odsunął się i patrzył mi w oczy. Jego szpony zniknęły, a tęczówki znów były niebieskie. Upadł ze zmęczenia na kolana.

- Ud-dało się? - wydyszał.

- Tak! - klasnęłam w ręce. - Dobry ze mnie nauczyciel!

~~~~~~

Nadszedł dzień naszego wyjazdu. Amaryll przygotowała dla nas prowiant i dała trochę pieniędzy, a jeszcze pożyczyła nam swoje stare auto, które stało zakurzone garażu. Cały arsenał schowałam do bagażnika.

- Uważajcie na siebie - powiedziała moja babcia.

Moja babcia.

Mogłabym się przyzwyczaić.

- Spoko, znajdziemy, zabijemy i przywiozę go z powrotem - odrzekłam.

- Clare, możemy jechać! - krzyknął Josh, kiedy sprawdził, czy z samochodem wszystko dobrze.

Wsiadłam za kierownicę i czekałam, aż chłopak pożegna się z opiekunką. Przytulił ją i usiadł obok mnie na siedzeniu pasażera. Odpaliłam silnik i ruszyliśmy.

- Kierunek Vegas.

479 słów

Rozdział krótki, ale przyśpieszamy z podróżą Clare. Mam nadzieję, że rozdział się podoba ^^ Postaram się, aby następny pojawił się niedługo.

2: She's returned //Teen Wolf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz