Epilog: Coś się kończy, a coś się zaczyna...

957 51 0
                                    

— Matka chciała cię zabić, a prawie zabiła Stilesa? — zaśmiałam się głośno, popijając piwo.

Malia opisała mi i Lydii, co się działo pod naszą nieobecność podczas domu. Breaden pomogła jej pokonać rodzicielkę. Matką roku to ona nie zostanie.
Siedziałyśmy przy stole w domku nad jeziorem pani Martin. Nasza kochana banshee zorganizowała imprezę na koniec roku. Mason i Stiles tańczyli na środku podwórka wśród innych uczniów. Liam uciekł na molo z Hayden.

— Gdzie zgubiłaś Josha? — spytała Lydia Tate.

Kojotołak odwrócił wzrok. Coś tu nie grało.

— Malia?

— Wrócił do wioski.

Słucham? Żarty jakieś?! Żadnego słowa, ani nic... A ha!

— Pojechał po swoje rzeczy, bo się do ciebie wprowadza! — wielka Malia Tatę się zarumieniła. — O, nie zabrał mnie do babci... Bardzo dobrze!

— Nie łapię tego, co mówisz — zaśmiała się Martin.

— Josh i ja mamy system nie mówienia sobie wielu rzeczy — prychnęłam.

— Tak, chciał ci zrobić na złość — Malia posłała mi chytry uśmiech. Dobrali się.

Weszłam do domu, żeby wziąć kolejne piwo. W kuchni siedział na stołku Scott. Uśmiechał się bardzo szeroko. Myślałam, że mu żuchwa wypadnie. Wstał i przybliżył się do mnie.

— Spytałabym, ile wypiłeś, ale to byłoby głupie z mojej strony — rzekłam, gdy objął mnie w pasie.

— Chodź ze mną na molo — rzekł, a ja spojrzałam na niego pytająco. — Tylko na chwilę, potem popatrzymy na pijanego Stilesa.

Zaśmiałam się, miałam bardzo dobry humor. On raczej też.

Nic więcej nie mówiąc, pociągnął mnie w stronę wyjścia. Oczywiście, zdążyłam chwycić piwo. Dookoła na podwórku rozmawiało, tańczyło pełno ludzi. Liam szeptał coś na ucho Hayden. Conor i Mason grali w piwnego pingponga. Byliśmy już blisko wody. Na belkach o różnej wysokości porozwieszano lampki, które pięknie oświetlały wejście na molo. Zauważyłam, iż na jego samym końcu leżał koc.

Zaplanował to. Od początku chciał mnie tu zaciągnąć. Scott pozwolił usiąść mi na czerwonym materiale, co uczynił również po chwili. Nie patrzy na mnie, a na błyszcząca powłokę stawu. Jego czekoladowe oczy lśniły równie cudownie.

Na stado, robię się jakaś słodka. Zawoła ktoś doktora?

— Przy tobie czuję się najlepiej — w końcu się odezwał i zwrócił się w moją stronę.

— Nie pomijaj Stilesa.

— No tak, ale on należy do innej kategorii — mówiąc to, splótł nasze dłonie. — Chcę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie bycia z kimkolwiek innym niż ty. Jesteś jedyna w swoim rodzaju, Clare.

— Cóż, jeśli chciałbyś za dziewczynę inną morderczynię, to musiałbyś szukać pod ziemią.

Roześmiał się, lecz taka prawda. Darah czy Kali raczej dobrymi kandydatkami by nie były.

— Zaplanowałem coś dla nas na wakacje...

— Ślub?

— Nie, na to sobie poczekasz. Wyjazd do Europy.

— Żartujesz? — aż się wyprostowałam. Byłam w szoku. — Chyba nie sami, co?

— Nie, Stiles i Lydia jadą. Malia i Josh dojadą w trakcie.

— Woah, zaskoczyłeś mnie.

Zbliżył się do mnie i delikatnie musnął moje usta, po czym pogłębił pocałunek. Ah, romantyk z tego Scotta.

— Hiszpania, Grecja, Szwajcaria i wiele więcej krajów, które odwiedzimy — wymienia, gładząc mój policzek. — Mam nadzieję, że tym razem nie uciekniesz.

— Już cię nie zostawię, wilczku.

Moi drodzy! Dziękuje bardzo wszystkim za bycie przy tej książce!❤️

Możliwe, że pojawi się jakiś krótki rozdzialik dodatkowy, który mówi o kolejnych losach Clare, ale nie obiecuje niczego!

Trzymajcie się, buziaki 💕

2: She's returned //Teen Wolf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz