Rozdział 19: Clare jedna, Clare druga, czyli która?

710 31 2
                                    

— Nie ma takiej opcji! — warknęłam w stronę Dumbara. — Masz się trzymać z dala od Eichen.

— Co to ma znaczyć? — blondyn zmarszczył brwi. — Rozumiem, że się martwisz, ale aż tak o mnie?

Rozejrzałam się po pokoju, gdzie znajdowali się wszyscy, prócz Lydii. Zebraliśmy się, aby zaplanować akcje ratunkową. Ustaliliśmy, że Malia i Josh niszczą zasilanie. Stiles ze Scottem idą po Banshee. Ja mam odciągnąć strażników i psychiczny ( co za ironia) lekarzy oraz pielęgniarki. Liam uznał, iż mi pomoże, nie mogłam się na to zgodzić.

— Clare...

— Siedź cicho Scott — syknęłam, zbliżając się do bety. — Jesteś za młody, od samej wizyty tam można zwariować — pod moim wzrokiem zaczął się kulić. — Wiesz kogo za cholerę mi przypominasz? Mojego brata, a tak przez ostatni czas o ciebie dbałam, więc kurwa nie kłóć się ze mną! — brakowało mi powoli oddechu, byłam zbyt zdenerwowana. — Gdzie jest teraz Mason? Nie wiemy, a jak wróci, powinien mieć kogoś bliskiego na miejscu.

Przystało na moim, chłopiec zostaje. Nasz plan wydawał się w porządku. Czemu nie idealne? Takie plany nie istnieją. Wszystko miało zacząć się za godzinę. Stałam na patio oglądając gwiazdy, oczywiście pijąc też piwo.

— Zawsze będziesz mnie zaskakiwać — Josh stanął obok. — Ostro dzisiaj poszłaś.

— Trzeba było mu przemówić do rozumu — prychnęłam. — Poczeka na potworka.

Niestety, Reaken przebudził bestię, a dokładnie Masona. Współczułem ciemnoskóremu, polubiłam go, a teraz przeżywał katusze.

— Uwolnimy ją — złapał mnie za rękę. — Jesteś dla mnie jak siostra i pójdę za tobą w ogień.

— Zrobiło się za miło — szturchnęłam go palcem w policzek, na co się zaśmiał.

Opanował mnie stres, to jedyna okazja na uratowanie naszej przyjaciółki. Mojej przyjaciółki. Tej pierwszej przyjaciółki...

~~~~~~~~~

— Chodźcie za mną! — ryknęłam na strażników.

Clare, pamiętaj, bez zabijania.

Dobrze, Clare, jedynie trochę uszkodzić.

Biegłam korytarzem Eichen jak w chowanego z Aidenem i Ethanem. ZABAWA. Adrenalina we mnie urosła, miałam więcej sił na uciekanie. Oh, ślepy zaułek, kocham takie niepewne momenty. Ich sześciu, ja jedna. Stali przede mną, uśmiechnięci, pewni wygranej.

— Wy serio myślicie, że taka seksowna dziewczyna da się złapać? — jęknęłam znudzona.

— Nawet siłą mogę cię zaciągnąć do łóżka — syknął jeden z nich.

A fuuu, zboczeniec jeden.

Po pomieszczeniu rozległ się mój ryk. Gdyby cię tylko McCall usłyszał. Oczka mi się zaświeciły, a pazurki wysunęły. Miny im zrzedły.

Ence pence wilkołaczka nie macie w ręce!

Zaczęłam biec prosto na nich, nie wiedzieli, co zrobić. Podcięłam im nóżki. Biedni, rana do końca życia. To źle, że dalej czuje z tego satysfakcję? Upss... Prędko nie wstaną, wystarczająco dużo czasu dałam chłopakom, oby się spisali.

Skręcając w jeden korytarz ujrzałam kogoś, a dokładnie bandę Theo. Schowałam się, zanim mnie dostrzegli. Szli na dół, gdzie przetrzymywali „najdziwniejszych". Musiał mnie wyczuć, więc dlaczego mnie nie zdradził?

Pf, zakochany kundel.

Musiałam znaleźć inne przejście. Odwróciłam się z zamiarem szukania, ale wpadłam na jednego psychopatę. Najgorszy z nich, Valack.

— Clare Namestake — o zaskoczył mnie. — Znam każdego i każdą.

— Jebie mnie to — splunęłam pod jego nogi.

Mężczyzna nie zdążył zareagować, kiedy wykręciłam mu rękę, kopnęłam w brzuch i...

Clare, ani mi się waż.

Ugh, Clare, mała pamiątka jedynie.

Zrobiłam mu małe zadrapanie na policzku, takiego rzuciłam na ziemię. Myślałam, że jest silniejszy. Po jakichś pięciu minutach znalazłam przejście. Tym razem Theo nie miał problemu z zobaczeniem mnie.

— Moja ukochana...

— Osz cholera, mogłam darować sobie konfrontacje z tobą.

Spojrzałam na Tracy, zabijała mnie wzrokiem. Głupia i zakochana, pf.

— Od początku wiedziałeś, że to Mason — warknęłam. — Jesteś bardziej bezduszny niż...

— Ty? Zdecydowanie, dlatego tak do siebie pasujemy!

— Oh ty gnoju...

Poczułam nagle coś dziwnego, chimery także. Oni nie wiedzieli, co to, ale ja tak. Piekielny ogar stanął tuż obok. Parrish przyszedł po to, co jest dla niego warte. Lydia zdecydowanie była. Spojrzał na mnie, rozpoznał mnie, biła od niego niewyobrażalna energia. Strażnik Nemetonu, ten właściwy. W jednym momencie rzucił się na Reakena, tworząc mi drogę do Lydii. Biegłam jeszcze szybciej niż przez całą dzisiejszą noc. Ta mądrala była najważniejsza w tej chwili. Znalazłam ich, Stiles próbował uspokoić dziewczynę. Scott zauważył mnie.

— Co tu robisz?

— Jakby to powiedzieć, każdego się pozbyłam.

— Nie możecie tu być! — Martin krzyczała do nas. — Uciekajcie!!

Nagle w moich uszach zabrzmiał przeraźliwy dźwięk. Upadłam na kolana, a w moje ślady poszli chłopcy. Nie umiałam zebrać myśli, co się dzieje. Nasza banshee trzymała się za głowę. Czułam, jakby było już po mnie, po nas. Jednak Jordan znowu się zjawił (chyba zacznę go traktować jak bohatera). Przytulił do siebie dziewczynę, a okropny dźwięk ustał.

Lydia była cała i nasza.

Dobrze, Clare, wszyscy przeżyli.

Kurwa, Clare, a chciałam poczuć świeże mięsko.

~~~~~~~~

Prawie zasypiałam oparta o Malię. Za dużo wrażeń jak na jedną noc. Ziewnęłam w tym samym czasie co kojotołak. Potrzebowaliśmy wszyscy snu. Deaton opatrzył Lydię, była taka bezbronna i cicha, ale się uśmiechała. Po godzinie odebrała ją pani Martin. Chciała, abym wróciła z nimi, lecz miałam jeszcze jedną rzecz do zrobienia.

Scott stał przed wejściem do kliniki, jakby doskonale wiedział, że chce z nim rozmawiać.

— Hej...

— Hej, Clary — posłał mi ten swój uroczy uśmiech. — Robimy sobie spacer?

— Bardzo chętnie, wilczku.

Złapał mnie za rękę, to było strasznie dziwne, ale przyjemne. Szliśmy jakieś 15 minut w ciszy, jak to ja musiałam przerwać to milczenie.

— Scott, jest jedna sprawa, którą chcę omówić.

— O co chodzi?

— O nas — spiął się, a także zaskoczył. Pierwszy raz użyłam stwierdzenia „nas". — Chcę spróbować.

— Co?

— Inteligencje ci w Eichen odebrało — walnęłam go w ramie. — Chcę być twoją dziewczyną.

— M-Moją?

— Oh ludzie! Ja się dzisiaj z tobą nie dogadam...!

Złączył nasze usta, a ja poczułam jak się rozpływam. Przy nikim nie czułam niczego takiego. Nie przy Theo, nie przy Isaacu, a przy nim. Scott McCall złamał moje zimne serduszko.

Clare, miękniesz.

Clare, zamknij japę.

925 słów 

Wreszcie wracamy! Trzeba skończyć porządnie historie Clare i Scotta!

Jak tam kwarantanna? Dajecie radę?

Macie ciekawe zajęcia?

2: She's returned //Teen Wolf Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz