Rozdział 1

727 34 14
                                    

Złączenie

Miałam zasłonięte oczy, widziałam tylko ciemność. Bezkresną, mroczną ciemność, która otaczała mnie w każdym kierunku, w którym to obróciłam jakoś głowę. Ta pusta była przytłaczająca, bałam się tego. Co się ze mną dzieje? Dlaczego tu jestem? Mimo że nic nie widziałam – nadal słyszałam dziwne odgłosy dochodzące z różnych stron. Przerażały mnie i to nawet bardzo. Były tak doskonale słyszalne jakby to działo się tuż obok mnie. Udało mi się wywnioskować, że byłam w jakimś pojeździe z dwójką nieznajomych mi dotąd osób. Nie czułam się zbytnio dobrze, ciągle bolała mnie głowa i nie mogłam się ruszać ani mówić. Nie mogłam nic sobie przypomnieć: co się stało przed tym, jak tu trafiłam? Jedyne co pamiętam to, że nagle ktoś uderzył mnie prosto w głowę i coś podał. Jednak te wspomnienia były ulotne i mało widoczne. Widziałam je jak przez ciemną mgłę, która z każdą sekundą pochłaniała coraz więcej i więcej. Najpewniej coś, co by mnie na jakiś czas unieruchomiło. Nie pamiętam nawet, gdzie mieszkam i co się stało z moją rodziną?... Pamiętam jedynie jak mam na imię. To wszystko. Pamiętam tylko swoje krótkie imię, które mi w niczym w tej chwili nie pomoże. Do czego mi ono w ogóle jest? Imię, które nadają nam rodzice w trakcie naszych narodzin. Niby niezbędne w naszym późniejszych życiu, ale jednak nie. Boję się... Nic nie pamiętam nawet czegoś najważniejszego... Jestem bezradna i słaba. Nie mam już komu ufać. Nie wiem, jak stąd się wydostać. Jedynie pozostaje mi czekać na to co ma za chwilę się stać. W tamtej chwili byłam nikim. Dla siebie ani dla nikogo innego. Nikt mnie nie mógł przytulić ani uratować. Potrzebowałam tak bardzo czyjegoś dotyku i troski. Chciałam ją poczuć. Tak bardzo tego pragnęłam. Byłam sama, niczym bezpański kot, który chodzi swoimi ścieżkami. Weszłam w ślepy zaułek, z którego nie uda mi się wyjść i najpewniej tutaj umrę. Czego ja się niby spodziewałam? Cudu, a może, że nieznajomi mnie grzecznie wypuszczą, a ja wrócę szczęśliwa do domu. Otóż nie tak działa świat, a niektórzy ludzie nie są tacy dobrzy, na jakich wyglądają. Każdy może okazać się wrogiem i oszustem. Nawet ja sama dla siebie. Jestem sama zagrożeniem, które powinno się zlikwidować już na samym starcie.

Co ja tu robię? Co się dzieje? Czemu ja? Czego ode mnie chcą? Może chcą mnie sprzedać albo wyciąć mi organy? To jest bardzo możliwe. Czemu to musi mnie spotykać? Czyżbym źle postąpiła w życiu? Co zrobiłam nie tak? Czyżbym zrobiła coś, co wkurzyło samego Boga?

Wszystko dla mnie nie miało sensu, a pytania, które sobie zadawałam – były nieznośne i mnie ciągle dręczyły. Nie chciały tak łatwo mnie opuścić. Błagałam, tylko by to się skończyło szybko i bezboleśnie. Pierwszy raz nie widziałam swojej przyszłości i planów. Zamiast tego miałam w głowie mrok i narastające pytania. Czułam się jak zwierzę w klatce, a nie jak człowiek. Z każdą minutą czułam się jeszcze gorzej niż wcześniej, choć głosy stawały się bardziej zrozumiałe, a mój słuch powoli się wytężał. Moje nogi mnie okropnie bolały, w dodatku czułam ból porównywalny do tego, jakbym miała rozcięte stopy. Może faktycznie tak właśnie było? Tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy? Czy ja w ogóle coś czułam, prócz pustki? Nie czułam nawet swoich uczuć czy też emocji. W środku jak i na zewnątrz byłam pusta. Ten stan mnie przerażała i przytłaczał. Nie wiedziałam, jaki mógł być tego powód. Moje naturalne emocje zostały stłumione w niewyjaśniony dla mnie sposób.

Musiałam chyba uciekać bez butów po nierównym terenie, gdyż moje stopy dosłownie wrzały, nie dając mi chwili wytchnienia. Strasznie to bolało, a jeszcze grosze było to, że nie byłam w stanie nawet płakać. Nienawidzę bólu i chyba każdy go w pewien sposób nienawidzi. Nie jest niczym przyjemnym, ale jednocześnie jest nam potrzebny, gdyż nasz organizm poprzez ból uświadamia nas o tym, że coś jest nie tak i wtedy możemy jakoś zareagować.

Na swoim policzku poczułam krew – spływała po nim i po ręce. Okropnie mnie to szczypało. Oby tylko nie wdała się jakaś poważniejsza infekcja. Nigdy nic nie wiadomo, ale ważniejsze jest to, jak się stąd wydostanę? Czy w ogóle dam radę się jakoś wydostać? Raczej wątpię, ale może jednak jest jakaś szansa i nadzieja na nowe jutro? Nadzieja co prawda umiera ostatnia, tak samo było i w tym przypadku.

Demoniczne Pragnienie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz