Rozdział 36

7 2 0
                                    

Przekonałaś go do przyjazdu. Nieźle ...

Lecieliśmy już jakiś czas samolotem. Nie mogłam zasnąć, choć próbowałam. Myślałam o właściwie wszystkim głównie o tym, co dalej? Myślałam, że nie będziemy mieli już problemów z prawem i nie będziemy musieli uciekać.
Czy dam radę z tym wszystkim ponownie?

— Chcesz drinka, Lara? — zapytał nagle Richard.

Spojrzałam w jego stronę, stał nade mną z drinkiem.

— Nie dziękuję — rzekłam obojętnie.

— Co ci Lara? — zapytał Richard.

— Nie nic takiego — odpowiedziałam, patrząc na chmury za oknem.

— Przecież widzę, że coś jest nie tak, Lara — odparł, przybliżając się do mnie na znaczącą odległość.

Czy po mnie jest to aż tak widać? Czy demony już tak mają?

— Mówię, że nic mi nie jest — oznajmiłam.

Nagle Richard zajął miejsce obok mnie i stwierdził:

— Nie oszukasz mnie, Laro. Nie tylko Mefisto umiał rozgryźć cię, ale również ja. Więc co się dzieje?

— Chodzi o to, że najpewniej znów będziemy musieli się ukrywać i nie....

— Nie dam rady ponownie tego znieść, zważywszy, że wtedy był przy mnie Mefisto i mnie wspierał, choć tego nie okazywał — dokończył za mnie niemalże natychmiastowo.

Po co się mnie pytał, skoro znał dokładną odpowiedź? Może chciałbym to sama przyznała, a może po prostu by zrobiło mi się lepiej, jeśli o tym mu powiem.

Nie odpowiedziałam już na jego odpowiedź, bo nie miałam co. Nie wiedziałam co w ogóle mam zrobić? Mefisto od tamtego feralnego dnia nie widziałam i chyba już nigdy więcej nie zobaczę.

— Ojej Lara. Wyluzuj — rzekł Richard, siadając obok mnie i kładąc rękę na moje ramię.

Jak niby mam wyluzować?! Chyba muszę odpocząć. Tylko jak kiedy nie mogę w żaden sposób zasnąć i ciągle myślę o tym?

— Masz jakieś tabletki na sen? — zapytałam.

— Raczej to nie będzie potrzebne — odparł, po czym podniósł prawa dłoń i kierował prosto na moje czoło. Szybko zatrzymałam jego dłoń i zapytałam poważnie:

— Co ty chcesz zrobić, Richard?

Richard wziął dłoń i głośno westchnął. Po chwili wziął łyk alkoholu i odparł:

— Chciałem cię uśpić, ale jeśli wolisz się faszerować tabletkami to śmiało.

— Potrafić mnie uśpić!? Wiedziałam, że potraficie manipulować nami i zmieniać wspomnienia, ale tego nie wiedziałam — oznajmiłam zaskoczona.

Jak to działa? Używa jakichś mocy czy może to jest bardziej złożone i skomplikowane dla mnie?!

— Umiemy więcej, niż ci się wydaje, Laro — odparł Richard.

Więcej? Co takiego jeszcze potrafią? Może lepiej, żebym teraz się o tym nie dowiedziała?

Ułożyłam się wygodnie na oparciu. Chcę mi się spać, ale nie mogę jakoś zasnąć. Staram się o tym nie myśleć, ale po prostu nie mogę. Mefisto nadal zaprzątuje moją głowę. Ciągle przypominam sobie te chwile, w których byliśmy naprawdę szczęśliwi. Chciałabym wrócić do tych dni.

Jestem naprawdę dziwna ostatnio, najpierw nie chcę do niego wracać, a potem nagle zmieniam zdanie i pragnę znów poczuć jego dotyk. Zobaczyć jego twarz i dotknąć go i pocałować namiętnie prosto w cudownie całujące usta. Tak mi go jednak brakuję...

Nagle usłyszałam dziwne pikanie. Otworzyłam swoje ciężkie powieki. Zobaczyłam, że w samolocie pogaszone są wszystkie światła. Jedynie jakieś tam maleńkie elementy się świeciły.

Jednak udało mi się zasnąć. Moja głowa! Za dużo...

Złapałam się za obolałą głowę.

To chyba z niepotrzebnych nerwów. Mam za swoje.

Spojrzałam na monitor, na którym wyświetlała się mapa świata. Byliśmy nad Oceanem Atlantyckim i powoli zbliżaliśmy się do Waszyngtonu, a raczej nasza trasa nie przebiegała przez Waszyngton a jakieś okoliczne miasta.

Pewnie teraz roi się od agentów i policji w Waszyngtonie. Może Richard nie chcę niepotrzebnie ryzykować?

Obok mnie nikogo nie było ani Richarda, ani Marka. Powoli podniosłam się i poszłam się trochę przejść po samolocie. Niby miałam problemy z chodzeniem przez skręconą kostkę, to nie było już tak źle się poruszać o własnych siłach. Noga mnie już praktycznie przestała boleć.

Poszłam w stronę kuchni, która mieściła się na tyłach samolotu. Nagle usłyszałam głos Richard, który mówił coś najpewniej do Marka:

— Odpuść ją sobie, Mark. Mówiłem ci już to od samego początku, żebyś w niej się nie zakochiwał.

Nie zakochiwał się? Przecież nie da się tego zatrzymać. Czemu mówił, by tego nie robił i go ostrzegł przede mną? Czyżby było to związane z Mefistem?

— Kiedy ja ją kocham. Czego ty nie rozumiesz, Richard?!

— Ty kochasz, ale czy ona ciebie kocha? Mark opuść, bo wyślę cię, gdzieś gdzie nie będziesz nas widział. Powiedz jej, że z waszego związku nic nie wyjdzie i tyle, w czym masz problem? — odparł poważnie Richard.

Jeśli pojawi się nagle Mefisto, to nie nie wyjdzie, ale jeśli nie to, kto wie? Może jednak?

— Nie zrobię tego, nie chcę jej ranić — odpowiedział Mark.

Nie zranisz mnie... Nie takim czymś przecież nadal będziemy przyjaciółmi. Mark, tak bardzo chciałabym ci powiedzieć prawdę, ale nie mogę.

— I jej nie zranisz. Ona to zrozumie. Na pewno — rzekł Richard, patrząc prosto na Marka.

Czy on to robi dla jego dobre, by potem Mark przeze mnie nie cierpiał?

Postanowiłam wkroczyć do akcji i przeszkodzić im tę zbędną rozmowę. Weszłam do kuchni i zapytałam zaspana, jakbym nic z ich rozmowy nie słyszała:

— O czym rozmawiacie?

Widziałam, że Mark lekko się zmieszał na mój widok. Nie potrafił na mnie spojrzeć. To do niego niepodobne. Czyżby to przez tę rozmowę?

Chwilę później Mark bez słowa opuścił kuchnię i poszedł usiąść na kanapie.

Nie powinniśmy nigdy się poznać. To przeze mnie musi cierpieć. To moja wina, bo nie mogę powiedzieć mu prawdy o nas. Może Richard dobrze robi? Mark powinien sobie odpuścić związek ze mną.

— Richard, co robimy? — zapytałam, kierując swój wzrok na niego.

Richard westchnął, po czym odpowiedział:

— My nic, Lara. Na razie możemy zająć się tylko tym, jak nasze dane wyciekły? Mark musi sobie wszystko dokładnie przemyśleć.

Tak... Przemyśleć... Co, jeśli coś sobie zrobi?

— Lara, musimy się tym zająć — dodał poważnie Richard.

Ach... tak misja.

— Dobrze — odpowiedziałam.

Czemu nagle musimy? Niech mnie w to nie wplątuje.

Usiedliśmy razem na kanapie. Richard oglądał wiadomości, by sprawdzić, co aktualnie dzieje się na świecie natomiast ja zajadałam się śniadaniem, które przyniosła nam jedna ze stewardess.

Jak to jest możliwe, że nie wytropili naszego samolotu? Baza Kontroli powietrznych powinna już dawno nas znaleźć. Mimo to czemu...?

— Richard, jak to zrobiłeś, że jeszcze nas nie znaleźli w przestrzeni powietrznej? Powinni widzieć nasz samolot — zapytałam nagle.

Richard oderwał się od wykonywania swojej czynności, po czym spojrzał na mnie i odparł:

— Owszem powinni nas widzieć i widzą, ale jako samolot pasażerski, a nie prywatny.

Jak on to zrobił? Chyba nie ma dla niego rzeczy niemożliwych, a są same wyzwania.

Skończyłam jeść swój posiłek, którym było danie Huevos rancheros.

— Czegoś się dowiedziałeś? — zadałam pytanie.

— Nie, jakoś mają dziwną tendencję, by wszystko ukrywać przed światem — oznajmił Richard.

Z tym się z nim muszę zgodzić. Owszem mają. Pamiętam, że długo ukrywali prawdę przed ludźmi o nas tajnej organizacji The Dark End.

— Czyli nie dowiedzieliśmy się nic? — zapytałam.

— Bynajmniej tak — rzekł Richard — Ach... Dajmy sobie z tym spokój — dodał, nalewając sobie do szklanki wódkę, po czym wypił ją na raz i nalał kolejną porcję.

— Naprawdę Richard przesadzasz z piciem — odparłam poważnie.

Richard spojrzał na mnie ukradkiem, po czym westchnął i odparł:

— Lara, już ci mówiłem, że mnie nic po takim czymś nie będzie. Poza tym miło, że się o mnie martwisz.

Ja się o niego nie martwię! Po prostu przesadza i tyle.

Po kilku męczących dla mnie godzinach lotu bezpiecznie wylądowaliśmy w Kansas City. Na szczęście w tym mieście było jeszcze jakoś spokojnie. Nigdzie nie widziałam agentów FBI ani miejskiej policji. Może jednak mamy trochę szczęścia w życiu?

Szłam prosto za Richardem, dość wolnym tempem z wiadomych przyczyn nie mogłam szybciej. Byłam tu zupełnie niepotrzebna i nieporadna. Mark był od ostatniej rozmowy z Richardem jakiś mało rozmowny i w ogóle przestał rozmawiać ze mną, jak i swoim przybranym ojcem. Nie byłabym zła na niebo, choć on naprawdę czuję większą miłość do mnie niż ja do niego. Nie potrafię już mu jej dać. Czuję się w tej chwili jak rasowa suka, która rucha się ze wszystkimi, nie zważając na ich uczucia. Jest mi z tego powodu głupio, bo nie powinnam tak postępować. Tym bardziej, jeśli jest to taki wspaniały mężczyzna jak Mark. Martwię się nadal o niego...

Nie mieliśmy ze sobą kompletnie nic. Telefony zostały w autach, dokumenty swoją drogą chyba też. Może Richard je wziął? Kto wie, on zawsze jest nieprzewidywalny i potrafi zaskoczyć człowieka. I to niekiedy nawet bardzo, kiedy najmniej się tego spodziewam.

Richard zadzwonił ponownie do kogoś, po czym stanął na opustoszałym parkingu, do którego kierowaliśmy się wcześniej. Richard niecierpliwie tupał nogą, jakby zaraz miał zaraz zrobić dziurę w betonie. Był ostro wkurwiony i to było widać. Jak jeszcze nigdy. Wolałam się nie odzywać, bo nie wiem, jak by zareagował, chociaż najpewniej strzeliłby jakiś żart albo znów jakiś swój typowy podtekścik.

Czekaliśmy kilka minut, aż na parkingu pojawił się czarny Jeep. W środku siedziała dwójka mężczyzn, którzy mieli na sobie czarne garnitury i okulary tego samego koloru. Nie wyrażali żadnych uczuć ani nie robili zbytnio gwałtownych ruchów. Po chwili wyszli z samochodu, a Richard podszedł do nich i krzyknął:

— Ile można było kurwa czekać na was?! – Richard obrócił się w naszym kierunku — Wsiadajcie do wozu — rzekł spokojnym tonem.

Nic nie mówiąc, weszłam do auta i usiadłam na miejsce, zapinając pas. Mark też wsiadł i też posłuchał się Richarda. Nie miał dziś zbytnio nastroju. Siedział jakiś... smutny? Od kiedy on jest smutny? Chyba od wtedy kiedy dowiedział się, że z naszego związku nic nie będzie.

Demoniczne Pragnienie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz