Rozdział 34

6 2 0
                                    

Znajomości

Jak to możliwe, że on tutaj jest? Skąd on zna Holzera? Czekaj... To oni się znają, a ja o tym nic nie wiedziałam? Przez cały czas współpracował z nim, zapewne. Czemu ja się nie skapnęłam wcześniej? Głupia ja.

Nagle znikąd pojawiła się Ava, która wskoczyła niemalże w ramiona Samielowi.

— Wujku! — odparła zadowolona Ava — Przyjechałeś — dodała.

Co się dzieje? Czemu...? Niemożliwe dzieje się dokładnie to, co w Pentagonie. Co jeszcze musi się stać? Błagam, niech to wszystko się w końcu skończy.

— Laura, jak miło mi cię poznać — odrzekł nagle Samiel.

Miło? Poznać? O nie my się chyba zbyt dobrze znamy. Samiel...


— Miło mi..... — odpowiedziałam cicho.

Chyba już nic mnie nie zdziwi. Poza tym nie mam już siły się na nim mścić. Chcę, aby ta kolacja przeminęła jak najszybciej.


Usiadłam z boku, by nikomu nie przeszkadzać ani nie zaczynać jakiejś rozmowy z nikim. Niespodziewanie do pokoju weszło kilku mężczyzn. Byli to dokładnie ci mężczyźni, którzy mnie napadli.

Co oni tutaj robią? Czyżby przybyli razem z Samielem?

Holzerowi nie powiem prawdy, bo by mnie tylko wyśmiał najprawdopodobniej. Ciekawe co takiego dokładnie planuję z Samielem?

Zaraz ten list! Zapomniałam całkowicie o nim, przecież tam było napisane, że to właśnie Samiel został zaproszony na tę kolację. Jejku nie powinnam być z tego powodu zaskoczona, a raczej mogłam się tego spodziewać, tyle że przez to, co się stało, zupełnie wyleciało mi to z głowy.

— Laura, może przyłączysz się do rozmowy — oznajmił Samiel.

Czy się przyłącze? Z tobą nie ma o czym rozmawiać. Nienawidzę cię tak bardzo, że zrobiłabym wszystko, aby cię zniszczyć. Tyle że wiem, że to jest niemal niemożliwe.

Nie wiedziałam co w tej sytuacji odpowiedzieć. Czy grzecznie się przyłączyć do rozmowy, czy może grzecznie odmówić?

Nagle Holzer odparł:

— Raczej ona nie jest chętna do żadnych rozmów po śpiączce.

Co takiego?! Przecież to nie prawda! Wcale tak nie jest, on tylko zmyśla. Tylko czemu nie chcę, abym się udzielała? To jest na maksa dziwne. Czemu nie powiedział do mnie po imieniu, tylko użył "ona"? Jakbym dla niego była tylko nędzną marionetką i nikim więcej.

Przysięgam Holzer, że jeszcze tego pożałujesz. On nie chcę, abym po prostu się udzielała dobrze więc niech tak będzie. W takim razie nie jestem tutaj w ogóle potrzebna. Pewnie nie będzie mu przeszkadzało, że pójdę, chociaż zapewne powie coś typu "Gdzie idziesz?" i żebym wracała tutaj w tej chwili. Muszę mieć jakiś dobry powód, by się stąd jak najszybciej ulotnić tylko jaki?

Nagle przyszło mi powiadomienie na telefon od Marka. Treść SMS była taka: "Jedziesz dziś z nami poza miasto?".

Poza miasto? Czyli gdzie? Cholera chciałabym, ale nie mogę.

Odpisałam na wiadomość jednoznacznie "Nie mogę Mark, choć bardzo bym chciała. Holzer nie da tak łatwo mi teraz wyjść z domu, w dodatku powiedz Richardowi, że tamtej list nie był fałszywy, Samiel jest tutaj ze mną."

Nie wiem, czy to był dobry pomysł pisać mu o Samielzie, ale mam nadzieje, że Richard znajdzie jakieś wytłumaczenie.

Miałam już chować telefon, kiedy nagle dostałam wiadomość zwrotkę, która brzmiała "Będziemy za kilka minut".

Co takiego? Czy on chcę sprzeciwić się Holzerowi? No to ostro. On mnie niedługo zabije za te moje wybryki.


Cieszyłam się z jednej strony, że nie będę tutaj sama z Samielem.

Nagle usłyszałam skrzypienie drzwi. Holzer chwilę później zamilkł, nie wiedząc, co się dzieje tak jak ja.

Czyżby przyjechali aż tak szybko?

Po chwili w pomieszczeniu stanął Richard. Jego włosy były w nieładzie, a jego krawat był luźno zawiązany. Następnie podszedł do mnie i odparł, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek:

— Witam i żegnam, przyszedłem tylko po Larę.

Potem wziął mnie szybko na ramię i zaczął iść w stronę wyjścia. Nie widziałam miny Holzera, ale można powiedzieć, że się nawet nie przejął, że nawet nic nie mówił. Dziwne myślałam, że zaraz zacznie krzyczeć na Richarda.

— Co ci w nogę? — zapytał nagle.

— Skręciłam sobie ją — odpowiedziałam.

Cholera nawet go nie widzę. Czuję się jak zwierzę, kiedy tak mnie, trzyma. Nie jest mi ani trochę wygodnie.

Po chwili dodałam:

— Richard, możesz z łaski swojej jakoś inaczej mnie trzymać niż do góry nogami.

Nieoczekiwanie Richard zaczął nieść mnie inaczej tak, że jedną ręką trzymał mnie, a drugą miał wolną.

W końcu...

— Tak więc, jak to się stało? — zapytał raptem.

Chodzi mu o tę skręconą kostkę?

— Czekałam w centrum, aż Simon po mnie przyjedzie. Okazało się, że miał problemy z autem, wtedy jacyś goście mnie napadli, a ja próbowałam uciec i stało się to. Byli to ci sami goście, którzy stali obok Samiela — odparłam — Tak w ogóle gdzie jedziemy? — zapytałam.

— Dziwne, że wysłał swoich ludzi na ciebie, a zmierzamy do Leipzig — odpowiedział cwanie.

Leipzig? Po co tam jedziemy i czemu chcą, bym z nimi tam jechała? Holzer będzie na mnie zły i to bardziej niż wcześniej.

Richard podszedł do szarego lamborghini i otworzył tylne drzwi. Następnie postawił mnie do środka i zamknął drzwi.

— Hej Lara — odparł nieoczekiwanie Mark obok mnie.

— Och... hej Mark — rzekłam.

Nie wiedziałam, że siedzi na tyle. Jak mogłam go nie zauważyć?!


Nagle Mark spojrzał na moją nogę w gipsie i odparł zaniepokojony:

— Co ci się stało?

— Zwykłe skręcenie nic poważnego — odrzekłam.

— Mam taką nadzieję, że to nie przez Holzera — oznajmił.

Z jednej strony to jest moja, jak i wina Holzera, pewnie on wynajął Samiela albo Samiel wynajął jego. Dobrze, że nie musiałam się tam męczyć z nimi. Nie przeżyłabym tej kolacji, gdyby po mnie nie przyjechali. Miło z ich strony, że się o mnie martwią.

Zapięłam pas, po czym Richard odpalił w tym samym czasie silnik i ruszył prosto przed siebie. Oparłam się o zagłówek i patrzyłam na widoki miasta, które było pochłonięte przez ciemność.

To miasto skrywa tyle tajemnic, jak i jest przepiękne, chyba jest tak w każdym miejscu na świecie. Każdy chcę zatuszować to, co się w danym miejscu dzieje cudownymi widokami i centami rozmaitych rozrywek.

Po chwili Mark zmienił miejsce i przesiadł się bliżej mnie w tym przypadku na środek.

— Pięknie dziś wyglądasz, Lara... — szepnął mi raptownie do ucha, podgryzając lekko małżowinę uszną, na co lekko wzdrygnęłam.

Po chwili dodał, szepcząc przekonywającym głosem:

— Nie mogę się doczekać, kiedy to z ciebie zdejmę.

Więc to planował od początku zrobić. Zabrać mnie ze sobą, a potem przespać się ze mną. Zapewne sobie wszystko przemyślał dureń. Tak łatwo ze mną nie będzie dzisiaj. O nie tak łatwo się nie dam mu omotać! Nie dałam się demonowi to i jemu się nie dam!

— Tak w ogóle, po co tam jedziemy? — zapytałam.

Błagam, niech Richard nie wymyśla nic dziwnego. Mam dość tego dnia.

— Planowałem zabrać nas na pewną uroczystość, która odbywa się w ratuszu New Town Hall — odparł Richard — Jest organizowana przez mojego znajomego z Niemiec — dodał.

Rozumiem znów jakaś nudna impreza ze znanymi celebrytami nic nowego u Richarda. Nie zmarnuje nawet nudnawej imprezy. Ma dziwne nastawienie do życia. Ciągle imprezuje i korzysta z życia nie to, co ja. Mimo że próbuję, to zawsze nie wychodzi.

Nie był mi wygodnie na tym zagłówku, przekręciłam głowę na ramię Marka, który w tym czasie patrzył się w zupełnie innym kierunku ode mnie.

Cieszę się, że spotkałam takiego kogoś, jak Mark niewiele ludzi na świecie niesie aż taką pomoc innym.


— Może tym razem KFC? — zaproponował Mark, patrząc na mnie.

On chyba zawsze jest głodny, kiedy jesteśmy gdzieś razem. Najpierw McDonald, a teraz KFC co jeszcze Burger King albo Subway.

— Co takiego? Za mało ci tego niezdrowego jedzenia. Będziesz tłustą świnią, jak będziesz jadł to w takich ilościach — odpowiedziałam, patrząc prosto w jego oczy.

— Ojj.. Lara to ostatni raz poza tym jestem głodny, a nigdzie indziej nie zrobią tego tak szybko jak tam — stwierdził Mark.

Nie da mi zapewne z tych KFC spokoju, więc odmowa nie wchodzi w grę. Nie ma sensu się z nim o takie rzeczy kłócić.

— Niech ci będzie — westchnęłam ciężko, odpowiadając.

Jechaliśmy ciągnącą się niemal wieczność autostradą, na której Richard jechał około trzystu kilometrów na godzinę. W sumie się nie dziwię, mógł jechać ile, tylko zapragnął, w końcu nie ma tutaj limitu.

Po godzinie zatrzymaliśmy się w KFC, a raczej podjechaliśmy do Drive'a, bo Markowi nie chciało się ruszać z samochodu kilku set metrów. Poza tym musiałby mnie taszczyć, więc też odpadałam. Nie chciałam, by ktoś mnie specjalnie jak księżnę jakąś niósł. Richard niby wziął moje kule, ale ja nie miałam siły się poruszać z nimi. Już od tych kul mi ręce odpadały. Nie byłam teraz na tyle silna, by coś robić.

Mark zamówił duży kubełek dla nas obojga, po czym zapłacił ze swojej karty, a raczej z Richarda, który nie miał nic przeciwko. Niezwykle dobrze się ze sobą dogadują nawet bez słów. Łączą ich naprawdę mocne więzi, mimo iż nie są spokrewnieni, a dogadują się jak rodzina.

Nie musieliśmy długo czekać, aż zamówienie było już w naszych rękach. Po chwili Richard spojrzał na nas za lusterka i odparł poważnie:

— Tylko tam nie nabrudzić dziś wypożyczyłem ten samochód.

Nie wiedziałam, że dba aż tak o samochody.

— Oj daj spokój Richard dla ciebie, to nie jest jakaś wielka cena za ten samochód — oznajmił rozbawiony Mark — Możesz równie dobrze z dziesięć takich sobie zafundować — dodał po chwili.

Zajadaliśmy się kurczakami, starając się nie nabrudzić. Nie chcieliśmy robić mu na złość. Kilka razy kłóciliśmy się o nędzne kawałki, a Richard po cichu się z nas nabijał, bo w końcu kto normalny się kłóci o jakieś fast foodowe jedzenie. Nie robiliśmy sobie jakoś na złość, przez to raczej potem wychodziło na to, że chcieliśmy się podzielić, ale ostatecznie dawałam wszystko Markowi, który niemal miał ochotę akurat na ten kawałek mięsa.

Demoniczne Pragnienie [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz