8

3.3K 195 126
                                    

Leżenie w szpitalu jest cholernie nudne. Nie żebym narzekał na warunki, bo są o niebo lepsze niż te, które panują w więzieniu. Jednak jeśli mam być szczery, nie jestem przyzwyczajony do tego, że ktoś wokół mnie skacze i o mnie dba. A tutaj każdego dnia po parę razy przychodzi pielęgniarka, podaje mi różne leki, podłącza kroplówki. Dwa razy na dzień wpada też lekarz i pyta o moje samopoczucie, bada mnie. Czuję się z tym dziwnie.

Dziwne uczucie, gdy ktoś się o ciebie troszczy, gdy kogoś obchodzisz.

Każdego dnia przychodzi też Harry i siedzi przy mnie. Jest dla mnie trochę jak niańka, spędza ze mną dużo czasu, jakby się bał, że kiedy zostanę sam, to znów coś mi się stanie.
Akurat do tego zdążyłem się już przyzwyczaić. Nie ukrywam, podobało mi się to, że po prostu jest, że chce przychodzić tu dla mnie. Poczułem się... ważny? Chociaż dla niego.

Ale nie podoba mi się ten cały Luke. 

Parę razy widziałem jak rozmawiał z Harrym, i to nie tylko na mój temat. Wydaje mi się, że są bliższymi znajomymi. Może to jego były? Niewiele jest osób, które po rozstaniu chcą dalej się przyjaźnić, a raczej nie czują się niezręcznie po wszystkim, co razem przeżyli. Podziwiam takie osoby, bo sam chyba bym nie zniósł tej atmosfery. Harry i doktor Hemmings, jeśli kiedykolwiek byli razem, nie wyglądają na takich ludzi, którzy po zakończeniu związku siebie unikają i czują zażenowanie. No nic, w każdym razie nie podoba mi się to, jak blisko się trzymają i mam zamiar mieć oko na MOJEGO doktorka... i tego drugiego.


***

Harry's pov

Odkąd Louis trafił do szpitala, ciężko było mi się skupić na pracy. Nieważne co robiłem, czy to uzupełnianie dokumentacji, opatrywanie ran więźniów, czy zwykła konsultacja medyczna, i tak wracałem myślami do mężczyzny. W miarę możliwości starałem się go odwiedzać w szpitalu. Najczęściej robiłem to po południu, kiedy kończyłem swoją zmianę. Prawdę mówiąc, to było o wiele lepsze, niż siedzenie samemu w mieszkaniu. Przynajmniej miałem do kogo się odezwać. Myślę, że te wizyty w szpitalu trochę pomogły nam się do siebie zbliżyć. W końcu teraz mieliśmy wiele okazji, by na spokojnie porozmawiać, pożartować... albo się całować. O tak, pocałunek w jego celi zdecydowanie nie był naszym ostatnim. Strażnicy, którzy uparcie stali za drzwiami 24/7, oczywiście zmieniając się, nie mogli nam nic zrobić. Wewnątrz sali mogliśmy być sobą. 

Dzisiejszy dzień nie jest żadnym wyjątkiem - po skończonym dyżurze pojechałem prosto do szpitala, nie mogąc się już doczekać, by zobaczyć szatyna. Piętro i numer sali znałem już na pamięć, więc bez problemu tam trafiłem. Zresztą z daleka widać było dwóch osiłków w mundurach, czatujących na korytarzu przed wejściem do sali. Rzuciłem im jedynie znudzone spojrzenie, po czym krótko zapukałem i wszedłem do środka.

- Hej, hej, jak się dziś czujesz? - zapytałem z uśmiechem, kiedy zamknąłem za sobą drzwi. Louis odwrócił głowę w stronę drzwi i nieco podciągnął się do półsiadu, opierając się z tyłu plecami o dużą poduszkę.

- Pytasz mnie o to za każdym razem, niewiele się zmieniło, doktorku - Louis przewrócił oczami lekko rozbawiony. Zdawało się, że miał dziś dobry humor, co bardzo mnie ucieszyło.

- No tak... wybacz - uśmiechnąłem się głupio i podszedłem bliżej niego. Zamiast na krześle, usiadłem na skraju łóżka i pochyliłem się, całując krótko mężczyznę w usta, kiedy ten zrobił dzióbek. Właśnie to miałem na myśli, mówiąc o tym, że się do siebie zbliżyliśmy.  Nie było między nami niezręcznie, kiedy któryś z nas chciał wykonać ruch, nie musieliśmy pytać się o zgodę. 

The Prisoner |Larry 1/3 ✓ POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz