9.

625 22 6
                                    

Obudziłam się jako pierwsza i nie chciałam budzić reszty, dlatego po cichu wzięłam swoją torbę i poszłam do łazienki Cheryl. Umyłam zęby, pomalowałam się i ubrałam ciuchy wybrane na dzisiaj, a mianowicie to

 Umyłam zęby, pomalowałam się i ubrałam ciuchy wybrane na dzisiaj, a mianowicie to

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Gotowa wyszłam z łazienki z zamiarem pójścia do kuchni w celu zjedzenia śniadania. Poszłam szybko odłożyć torbę, ale przed wejściem do pokoju Cheryl zetknęłam się na SweetPea.
- Hola, hola gdzie tak pędzisz.- spytałam roześmiana, bo chłopak wyglądał komicznie. Roztrzepane włosy, wory pod oczami.
- Muszę jechać po Josie.- powiedział chłopak i zatrzymał się spoglądając na mnie.
- Tak wcześnie? Jest 10! Nic nawet nie zjesz?- spytałam. Ta dziwka już sobie go owinęła wokół palca.
- Nie jestem głodny. Muszę jechać. Do zobaczenia w szkole.- chłopak przytulił mnie na pożegnanie i pobiegł na dół. Nagle coś sobie przypomniałam.
- Kurwa!- mruknęłam pod nosem. Przegrałam zakład z Cheryl. Założyłyśmy się o to, kiedy SweetPea stanie się pantoflem. Ja stawiałam na około tydzień, a Cheryl mówiła, że wcześniej. Wiem, że to chamskie zakładać się o takie rzeczy, ale chłopak sam tego chciał, więc przynajmniej się trochę pośmieje. Wracając, odłożyłam torbę i poszłam do kuchni. Mój brzuch bardzo domagał sie jedzenia, więc od razu podeszłam do lodówki.
- A ty czego tu szukasz?- spytała pani ruda. Nawet jej nie zauważyłam, może dlatego, że czaiła się w rogu.
- Y normalni ludzie szukają w lodówce jedzenia, pani Blossom.- powiedziałam z politowaniem.
- A węże nie jedzą przypadkiem żab?- spytała.
- Raczej wiewiórki.- powiedziałam i zaczęłam zbliżać się do niej, oblizując przy tym usta. Kobieta szybko wyszła z pomieszczenia i jęknęła po drodze, jakby ruchał ją Hal.

Byłam w trakcie przeżuwania kanapki, gdy do jadalni wszedł Reggie. Trzymał się za głowę i popijał wodę. Spojrzał na mnie jakby dopiero sobie uświadomił, że też tu jestem.
- Harley..- zaczął i podszedł bliżej.
- Nie. Nie tłumacz się. To moja wina. To ja za długo go całowałam. Przepraszam.- powiedziałam i podeszłam do niego.
- Kocham Cię.- nie powiedział nic więcej, tylko mocno mnie przytulił.
- Ja Ciebie też, Reggie.

- Słodkie to, nie?
- Omg to wielki ship!- usłyszałam szepty za sobą i od razu odsunęłam się od chłopaka. Przy wejściu do jadalni stały Betty i Veronica. Wpatrywały się w nas i robiły co chwilę maślane oczka.
- Pierwszy raz widzicie przytulających się ludzi?- spytałam rozbawiona.
- Nie, ale wy wyglądacie razem tak słodko, że normalnie nie wiem.- powiedziała uradowana Veronica. Zaśmiałam się pod nosem i poszłam do góry po rzeczy, bo musiałam wracać już do domu, ponieważ dostałam telefon od taty, że muszę się dziś uczyć. Pożegnałam się ze wszystkimi nieśpiącymi i ruszyłam do domu.

- Tato, ale ja na prawdę tego nie rozumiem!- kolejny raz próbowałam się wymigać od robienia lekcji.
- Jezus. Dobra idź stąd, a ja ci to zrobię, ale nikomu ani słowa.- powiedział mój kochany tatuś, który już od godziny tłumaczył mi bez skutku jakiś temat z fizyki.
- Dziękuję, tato. Kocham cie!- krzyknęłam wychodząc z pokoju.

Właśnie miałam włączać serial, ale przerwał mi odgłos otwieranych drzwi. W przejściu zobaczyłam SweetPea, Toni, Fangsa i Juga.
- Harley jest duży problem.- zaczął ten ostatni.
- Co jest?- spytałam wstając z kanapy.
- Złapaliśmy członka Ghoulies. Próbował włamać się do White Wyrm.- wytłumaczył Fangs.
- Kto się chciał włamać? Co się dzieje, dzieci?- jeszcze tego brakowało, żeby tata się dowiedział.
- Nic tato. Ja muszę iść. Bardzo Cię przepraszam, kiedyś ci wszystko wyjaśnię.- powiedziałam i ubrałam buty.
- Wróć przed północą.
- Postaram się. Kocham cie, pamiętaj.- powiedziałam i przytuliłam mojego stwórcę.

- Dobra, gdzie on jest?- spytałam, gdy wyszliśmy z przyczepy.
- W barze z resztą i Tall Boy'em. Pilnują go, żeby nie uciekł do Peabody.- powiedziała Toni. Chwilę później byliśmy już w White Wyrm. Podeszłam do zakładnika i spojrzałam mu głęboko w oczy. Jego twarz wyrażała pogardę. Odważny chłop, widzę.
- Zacznijmy od początku. Od kiedy należysz do Ghoulies?- spytałam.
- Nic ci nie powiem, szmato.- odrzekł i chwilę później siedział z zakrwawionym przez uderzenie Reggie'go nosem.
- Jeszcze raz. Od kiedy należysz do Ghoulies?!- krzyknęłam, bo traciłam do niego cierpliwość. W odpowiedzi dostałam tylko milczenie.
- Harley, z tego nic nie będzie.- szepnęła mi do ucha Betty.
- Po prostu go zabij.- powiedziałam do Tall Boya.
- Co?! Nie! J-ja wszystko powiem!- zaczął się wierzgać i krzyczeć. Odwróciłam się z uśmiechem w jego stronę i podeszłam do niego.
- W takim razie znasz pytanie. Słuchamy.- powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
- Od roku.- westchnął.
- Co robisz dla Peabody?
- Nic!
- Jebnij go.- powiedziałam spokojnie do Chucka, który stał akurat koło mnie. Po jego mocnym uderzeniu, twarz mężczyzny była cała zalana krwią.
- Co robisz dla Peabody?- powtórzyłam.
- Miałem tylko zniszczyć tu coś, żeby dać wam znak, że Peabody zaczyna atakować! Nic więcej, przysięgam!
- Dobra, zabierz go stąd.- powiedział zrezygnowany Jones do Tall Boya.
- I co mam z nim zrobić?- spytał mężczyzna.
- Jak to co? Zabij go!- powiedziała Cheryl, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Spojrzałam się zdziwionym wzrokiem na rudą, bo nie wiedziałam, że ma takie popędy. Myślałam, że jest zwykłą nastolatką, chociaż w sumie w tym mieście nikt nie jest normalny.
- I co teraz?- spytała Ronnie.
- Nic. Wracajcie do domów. Zobaczymy się jutro w szkole.- powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia z baru.
- Tak bez pożegnania?- podbiegł do mnie Reggie, gdy wyszłam z White Wyrm.- odprowadzę cie.- rzekł i złapał mnie za rękę. Szliśmy powoli, rozkoszując się ciszą.
- Myślisz, że poradzimy sobie z Ghoulies?- spytał chłopak.
- Mam nadzieję, że tak. Wierzę w nas, bo razem jesteśmy bardzo silni.- odpowiedziałam i stanęłam przed drzwiami do mojej przyczepy. Pocałowałam Reggie'go na pożegnanie i kątem oka zobaczyłam, że firanka w oknie lekko się poruszyła.
- Do zobaczenia jutro.- powiedział chłopak i poszedł w swoją stronę.

Weszłam do domu i od razu skierowałam się do salonu, w którym siedział mój tata.
- Młody Mantle, mówisz? Miejmy nadzieję, że nie wdał się w ojca. Nie lubiłem go.- powiedział mężczyzna, nawet na mnie nie patrząc.
- Znałeś pana Mantle'a?- spytałam, siadając koło niego.
- Jasne, że tak. Chodziłem z nim do klasy, która w sumie składała się z samych rodziców twoich znajomych.- odpowiedział spokojnie.
- Ale super. Nie miałam pojęcia.- uśmiechnęłam się i wzięłam butelkę wody ze stołu.
- Dobra młoda jest już północ, a ty jutro masz kartkówkę z polskiego.- powiedział mój stwórca i wstał z kanapy.- do kąpania i spać.- dokończył takim tonem, jakby gadał do pięciolatki.
- Jaką kurwa kartkówkę?!- krzyknęłam załamana.
- Ciiiszej, bo jeszcze FP zadzwoni do Kellera, że zakłucamy ciszę nocną, a kartkówkę masz z 451° Fahrenheita.- powiedział i klepnął mnie w ramię, wychodząc z pokoju.
- Japierdole.- mruknęłam załamana, ale w drodze do łazienki przypomniałam sobie, że przecież siedzę z Jugheadem, który na pewno będzie wszystko umiał. Z tą myślą zasnęłam.

węże potrafią kochać~ Southside SerpentsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz