10.

3.7K 274 9
                                    


Alan.

Iga... Była tak cudowna, jak jej imię. Musiałem ją zobaczyć. Po prostu musiałem przypomnieć ją sobie. Była jeszcze piękniejsza, niż tamtej nocy. Nawet w dresach wyglądała tak nieziemsko seksownie. Nieogarnięte blond włosy, sięgające za żebra, twarz, jak u laleczki, duże, błękitne oczy, poziomkowe usta i ten słodki dołeczek w jej lewym policzku. Rozpływałem się, na samą myśl o niej. Chwilę temu jeszcze byłem w jej mieszkaniu i napawałem się nią tak bardzo, jak tylko mogłem. Teraz, leżąc niestety w swoim łóżku mogę tylko wspominać jej wygląd. Spodobała mi się. I to bardzo. Sam nie wiem, czy bardziej pociąga mnie w niej jej dojrzałość, samodzielność i niezależność, czy po prostu jest tak nieziemsko piękna. I ten jej nieśmiały uścisk dłoni. Ha, a ponoć to ja miałem robić, za przestraszonego gówniarza, w tej znajomości. Wziąłem do ręki telefon. Odblokowałem go i wchodząc w kontakty zatrzymałam się na jej numerze. Tak, ewoluowaliśmy, z listów, na sms'y.
"Sms Iga:
Lecę na trening, odezwę się, jak wrócę. Nie tęsknij za bardzo. :*"
Odłożyłem telefon i zacząłem wpakowywać potrzebne rzeczy do torby. Oby tylko jutro nie męczyły mnie te kurewskie zakwasy. Telefon zabrzęczał na moim łóżku.
"Iga:
Nie wyobrażaj sobie za wiele, chłopczyku. Miłego pocenia. :)"
Jeden sms i uświadomiłem sobie, że jak zawsze zaczynam się za bardzo rozkręcać. Zaczynam się od samego początku zbyt mocno wczuwać. Nie. Nie pozwolę na to, by skończyło się to tak, jak wtedy...

***

Iga.

Następnego dnia obudziło mnie głośne miauczenie Aleksandra. Nieznośny kocur, z powodu braku mleka, w swojej miseczce potrafił wywrócić cały świat do góry nogami. Wchodząc do kuchni o razu szarpnęłam drzwi lodówki. Czego oczywiście nie było? Mleka. Irytujące jest wstawanie rano, kiedy do pracy ma się na popołudnie. Szybko się ubrałam i wyszłam. Od strony korytarza, na klamce zawieszone było pudełeczko, owinięte złotą tasiemką, a przy niej doczepiony blankiecik z napisem:
"Miłego dnia. ~ Alan".
Otworzyłam misternie zapakowany pakunek. Wypełnione było po brzegi żelkami. Poczułam się trochę, jak mała dziewczynka z podstawówki, adorowana przez kolegę z ławki. Ale i tak było to dla mnie nieziemsko urocze i po prostu... miłe. Fajnie poczuć, że ktoś zupełnie obcy robi dla Ciebie nawet takie drobne rzeczy, które mimowolnie powodują, że robi się cieplej na duszy.

***

Alan.

Wpisałem Igę, jako pierwszy punkt na mojej wirtualne liście marzeń. Żeby nie było, nie jest przeze mnie uprzedmiotowiana, ani nawet nie pomyślałbym o tym. Od początku zauważyłem w niej coś wyjątkowego i tego będę się trzymać.
Cały wieczór zastanawiałem się, jak wywołać rano uśmiech, na jej twarzy. I mimo iż powtarzałem sobie, że mam się w to nie wkręcać, nie mogłem tak po prostu przestać o niej myśleć. W końcu wstałem i wyszedłem do sklepu. Kupiłem kilka różnych rodzajów żelków w takich malutkich paczuszkach. Tak, to zdecydowanie mi się podobało. Wpakowałem je do pudełka, które znalazłem w domu, owinąłem folią i zawinąwszy tasiemką zawiesiłem przy jej drzwiach, wychodząc rano do szkoły.
A tymczasem tutaj jest tak, jak zwykle. Nie dość, że na co dzień nie potrafię się skupić na matmie, to teraz tym bardziej, kiedy moje myśli owładnęła Ona. Ukradkiem wysuwam telefon z kieszeni, żeby sprawdzić godzinę. Dziewiąta trzynaście, jeszcze nie wstała? Nim zdążam schować go z powrotem, zaczyna gwałtownie wibrować w mojej kieszeni. Odpisała!

„ Iga:

Osłodziłeś mi poranek, a najsłodziej możliwy sposób. Dziękuję! <3"

Szczerzę się do telefony, jak małe dziecko, któremu wręcza się długo wyczekiwaną zabawkę na święta. Już zapomniałem, jak to jest, kiedy jedna wiadomość, jedno zdanie, może zapewnić Ci humor, na cały nadchodzący dzień. Niesamowite, co? Ale za to jakie prawdziwe.

***

Iga.

Co jest najgorsze w pracy, w galeriach handlowych małych miast? Poranki i przedpołudnia! Obłędny koszmar, z nudów można popaść w paranoje. Po sklepach plątają się od czasu, do czasu, jakieś zbłąkane dusze, które po uniesieniu jednej metki z ceną, przy byle jakim ciuchu, od razu wychodzą. A najgorsze jest to, że kiedy naprawdę nie masz dla siebie żadnego zajęcia, bo ubrania są rozwieszone, prezentują się na wieszakach idealnie i nie ma kogo obsługiwać, to i tak, ze względu na paskudną menadżerkę, musisz udawać, że coś robisz. Pytanie tylko, co? Odeszłam z zza kasy, przy której usilnie próbowałam udawać, że segreguje monety, żeby leżały w odpowiednich przegródkach i poszłam na magazyn. Dźwięk sms'a oderwał moje usta od butelki wody, którą zamierzałam wypić. W myślach łudziłam się... ba! Ja byłam pewna, że napisał do mnie Alan.

„Kuba:

Dziś znowu balujemy, wchodzisz w to, maleńka? Ostatnio baaardzo mi się podobało. ;)"

Sukinsyn. Już na samą myśl moje ciśnienie gwałtownie wzrosło, a dłonie wpadły w jakąś niepochamowaną delirkę. Po takim numerze ma czelność się jeszcze do mnie odezwać? Choć w sumie, z drugiej strony, on nie ma o niczym pojęcia. Ani o moim kacu moralnym, ani o wyrzutach sumienia, nie wie nic. Pewnie nawet jest przekonany, że świetnie podobała mi się tamta noc, dlatego zaproponował powtórkę. O nie. Automatycznie kasuję wiadomość. Nie chce mieć z nim nic wspólnego, a tym bardziej wdawać się z nim w jakąś umoralniającą go dyskusję. To jego życie, niech robi z nim co chce. Ale ode mnie wara.
Do magazynu weszła jedna z ekspedientek.

- Iga, ktoś do ciebie – powiedziała Aśka, z uśmiechem.

A kto niby mógłby mnie odwiedzić? Kuba tak bardzo oburzył się, na brak odzewu z mojej strony, że postanowił sam się tu pofatygować i wytargać ją ode mnie siłą, po czym przelecieć na ladzie? A może Aleksander zżarł całego tuńczyka, jakiego zostawiłam mu w misce i wzięło go, na zażalenia? Alan. Tak, to było on. Stał przede mną unosząc delikatnie kącik ust, z lewej strony. Nie potrafiłam zapanować nad swoim uśmiechem, tworzył się na mojej twarzy, jakby był to jakiś odruch bezwarunkowy.

- A co Ty tu robisz? – Wypaliłam na wstępie. – Nie, żebyś nie mógł robić zakupów, czy coś, ale sklep z damską odzieżą? To chyba nie ten kierunek, no chyba, że...

- Wyluzuj – wszedł mi w zdanie.
I dobrze, w takich nieco stresowych sytuacjach dostaję takiego słowotoku, że nie jestem w stanie zapanować, nad wszystkimi słowami, które wypluwam ze swoich ust.

- Chciałem tylko zapytać, czy mi pomożesz. Głupio mi, że zawracam Ci głowę, ale za dwa dni moja mama ma urodziny, no i tu zaczynają się schody. Jestem tylko facetem, nie mam pojęcia, co lubi, co mam jej kupić – westchnął.

Znowu powalił mnie na kolana swoim urokiem osobistym. Mimo mocnych rys twarzy widzę w nim małego, kochanego chłopca.
Przeszłam z nim po sklepie, ciągle ukradkiem zerkając w jego stronę. Mam nadzieję, że tego nie zauważył. Szukaliśmy czegoś, dla jego matki. Nie mam pojęcia, kim ta kobieta jest, jaki lubi kolor, co na siebie zakłada, ani nawet, jaki ma rozmiar, on z resztą tak samo.

- Pierścionek! – Krzyknęłam, kiedy z oddali zobaczyłam dział z biżuterią. – Nie spodziewaj się prawdziwego złota, czy coś, ale jeżeli chcesz jej sprawić przyjemność, nie będzie zwracała na to uwagi – uśmiechnęłam się.

Wybraliśmy pozłacany, cieniutki pierścionek, z masywnym, karminowym kamieniem, po środku. Naprawdę piękny, ma gust.

- Myślisz, że jej się spodoba? – Zapytał, kiedy obsługiwałam go już przy kasie.

- Głupku, mógłbyś jej dać kartkę z zeszytu, z durnymi życzeniami, a i tak by się jej spodobały. To Twoja matka, nie martw się.

- Dzięki – dodał, kiedy już odchodził od kasy.

- Alan! – Krzyknęłam za nim, kiedy był już w połowie drogi, do wyjścia.

Odwrócił się w moim kierunku, w ułamku sekundy.

- Wpadnij do mnie wieczorem – dodałam, a on tylko nieśmiało się uśmiechnął i wyszedł.

A może miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz