13.

3.3K 237 5
                                    


Iga.

Najchętniej zatrzymałabym czas i nie przewracała kartek w kalendarzu...
Ale nie jestem cudotwórcą, lecz tylko jedną, małą, niczemu niewinną Igą, która dała się wkręcić w imprezę, z za przeproszeniem gówniarzami, bo jestem już za stara, żeby być ich rówieśniczką. Ponad to od kilkunastu minut siedzę. Jak dureń, pod szafą i już sama nie wiem, czy faktycznie nie mam się w co ubrać, czy ja po prostu wcale nie chcę się ubierać i gdziekolwiek wychodzić. Ech. Wybór pada na moją ulubioną, musztardową kamizelkę, w której przeżyłam masę ognisk i trapery w tym samym kolorze. Szara bluza i rurki khaki, i patrząc w lustro czuję się, jak typowy obozowicz. Witaj przygodo, hej!

Alan.

Dlaczego te włosy wyglądają w tak koszmarny sposób, zawsze, kiedy musze wychodzić? Żaden lakier nie jest w stanie ich okiełznać. I choć za kilka godzin, kiedy przestanę już liczyć, ile w siebie wlałem, nie będzie robiło to dla mnie różnicy, to teraz, kiedy wyjście już za chwilę, chce dobre wyglądać. Ostatnia warstwa lakieru i mogę wychodzić.
Dobrze, że mieszka tuż obok. Swoją drogą, to fajne, że jesteśmy tak blisko siebie, nie musze zjeżdżać pół miasta, albo tłuc się autobusem przez kilka miejscowości, wystarczy, że przejdę kilka kroków i nawet nie wyjdę z budynku. Zadzwoniłem do jej drzwi.

- Hej – zdążyła tylko powiedzieć, bo oboje kwiczeliśmy ze śmiechu.

Wyglądaliśmy IDENTYCZNIE. Nie żartuję, jakbyśmy kupowali dokładnie te same ciuchy, z różnicą rozmiarów i działów w sklepie.

- Niezły masz gust – skwitowałem.

- Ty też niczego sobie wyglądasz. Ale ja lepiej – droczyła się.

Zaśmiałem się, a ona odpowiedziała tym samym. Znów mogłem podziwiać jej piękny, perlisty uśmiech, którego nie zamienił za nic, na świecie.
Nieopodal osiedla stanęliśmy na przystanku, gdzie podjechać miała po nas taksówka. Nie musielibyśmy iść aż tak daleko, ale była to znacznie szybsza opcja.

- Chcesz? – Ujrzałem przed sobą paczkę papierosów, którą Iga wyciągnęła w moją stronę.

- Poczęstuję się – wyjąłem jednego.

Nie miałem pojęcia, że pali. Nawet ideały mają swoje wady, cóż. Sam nie palę nałogowo. „Sportowcowi nie wypada", jak mawia mój trener. Ale od czasu, do czasu nie zaszkodzi nikomu, chyba.

- Ile tam będzie osób?- Zapytała, pomiędzy kłębami dymu.

- Sam chciałbym wiedzieć – mimo iż się zaśmiałem, mówiłem całkowicie szczerze.

Jedno, czego można się było spodziewać po moich znajomych, to jedno, wielkie NIC. Są najbardziej nieprzewidywalnymi ludźmi na świecie, więc może tam być dwadzieścia osób, albo całe dwie setki. Spodziewaj się niespodziewanego. Może tam być nawet tuzin ludzi, ważne, że tego wieczoru mam tę jedną, do której będę mógł się przytulić.

Iga.

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, miałam ochotę włożyć sobie głowę, w imadło. I choć nie dawałam tego po sobie poznać, serce tak szalało, że miałam wrażenie, że zaraz wyrwie się, spod klatki piersiowej. Wdech, wydech.
Szliśmy wzdłuż wąskiej drogi. Matko, wszystkie horrory się tak zaczynają. A jak to ukartowany, zbiorowy gwałt. Albo są jakąś chora sektą i będą chcieli złożyć ze mnie ofiarę i spuścić mi krew, żeby później się w niej kąpać i... dobra Iga, stop. Koniec z horrorami w nocy. Stanowczo! Na moje szczęście zaraz zobaczyłam przed sobą wielkie ognisko, które płonęło w najlepsze i ludzi, to siedzących w ogół niego, to szwędających się tu i ówdzie.

- Siema, w końcu jesteście! – Krzyknął jeden, z chłopaków.

- Cześć wszystkim, to właśnie jest Iga – Alan wykonał ruch ręką, objeżdżający mnie, z góry na dół.

Chóralnie wszyscy przywitali się ze mną, to podchodząc, to machając ręką z daleka. Usieliśmy na jednej, z ławek, ustawionych dookoła ogniska. Zaczynało robić się chłodniej.

- Alan, chodź się mną, na chatę, browar się wykrusza! – Krzyknął chłopak, który nas przywitał.

Jak się domyśliłam, był organizatorem całego zamieszania.

- Zaraz wracam – Alan niechętnie podniósł się z miejsca.

Kurwa. Znowu obudziła się we mnie niezręczność, której ledwo co zdążyłam się nie tak dawno pozbyć. Dziwnie się czuję, wśród obcych ludzi. Nieswoja atmosfera i spojrzenia rzucane z każdej strony. Odruchowo wyciągnęłam z kieszeni papierosy. Kiedy palę, nigdy nie czuję się sama.

- Hej – jakiś chłopak zajął miejsce, obok mnie. – Adrian jestem – przedstawił się, podając mi dłoń. – Co tam?

- Jestem tu od pięciu minut, wszystko jeszcze się okaże, póki co, jest okej – uśmiechnęłam się.

- Trochę wypijesz i będziesz się czuła lepiej, jak my wszyscy. Atmosfera się rozluźni – kiedy mówił, czuć było od niego piwo. – Później after w domku, w nocy będzie za zimno, żeby tutaj siedzieć.

Nic nie odpowiedziałam, nie miałam w sumie zamiaru się dziś spić.

- Ty palisz? Dziewczyno, wyrzuć to gówno! Mam coś lepszego – z kieszonki bluzy wyciągnął blanta. – Odpal to.

W sumie... chciałam się wyluzować.

Alan.

- Niezła ta Twoja panienka – rzucił Marcin, kiedy szliśmy po piwo.

- Szkoda tylko, że starsza – odpowiedziałem, bez entuzjazmu.

- Stary, im starsza, tym lepsza! Wiesz, co ona musi wyrabiać, w łóżku? – A ten ciągle, o jednym i tym samym... - Chętnie sam bym się za nią zabrał, ładniutka jest.

- Bierz sobie każdą, ale od niej wara – sprzedałem mu kuksańca w ramię.

- Nie ze mną te numery, nigdy nie ruszam tego, co nie jest moje – mrugnął. – No chyba, że chodzi o fajki.

Iga.

Skręt tlił się pomiędzy moimi palcami. Kiedy jeszcze chodziłam do technikum, zioło było wyznacznikiem każdej, dobrej imprezy. Swoją drogą, dawno nie paliłam.

- Dajesz mała – Adrian położył dłoń, na moim udzie, kiedy się zaciągałam.

Dobra, koniec zabawy. Oddałam, mu blanta i poderwałam się z miejsca, z błagalnym spojrzeniem wyszukując Alana. Kiedy dojrzałam go na horyzoncie, ze skrzynką piwa, odetchnęłam z ulgą.

- Spadaj zjarusie, bo nas tu zaczadzisz – Adrian podniósł ręce, w geście obronnym i jak szybko się zjawił, tak szybko się zmył.

Chwilę później siedziałam już wtulona jednym bokiem w tors Alana, popijając jakieś piwo, nawet nie zwracałam uwagi, kiedy sięgałam po kolejne butelki, bo było mi... dobrze. Po prostu dobrze. Atmosfera faktycznie się rozluźniła, mój język się rozplątał, wszyscy bawili się, pili, śpiewali. A mi było z tym fantastycznie.

A może miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz