16.

3K 236 2
                                    

Iga.

Sobota, sobota i jeszcze raz sobota! W końcu wolne, aż miło wstać, ze świadomością, że nie trzeba pracować, oglądać perfidnego ryja menadżerki i użerać się z otyłymi klientkami, które są rzewnie przekonane, że zmieszczą się w s'ke. Włożyłam swoje wygodne, grube legginsy, szarą starą bluzę i puchowe skarpety. Dzień w domu, z laptopem, albo książką na kolanach. Chwila odetchnienia od dawna mi się marzy.+

Byłam w trakcie przygotowań obiadu, tak to jest, kiedy oczy otwiera się w południe, kiedy zadzwonił dzwonek, po czym ktoś, nie czekając na gest z mojej strony, wszedł do środka. Alan. Coś czuję, że nici z moich dewolaji.

Alan.

Roześmiałem się, na widok Igi. Zwłaszcza tych jej włochatych, różowych skarpetek, w białe grochy.2

- Przebieraj się i lecimy - rzuciłem w końcu.

- Co? Gdzie? - Pytała, zaskoczona, stojąc z surowym mięsem w dłoniach.

Tak, naprawdę bardzo bawił mnie jej widok.

- Nie zadawaj zbędnych pytań, tylko się przebieraj, no już, już! - Poganiałem ją.

Kobiety. Wszystko chciałyby od razu wiedzieć.

Chwilę później okazała mi się jej sylwetka, w prześwitującej czarnej koszuli i jasnych jeansach. Kto chce niech wierzy, kto nie, to nie, ale ma naprawdę świetną figurę! Rozczesywała włosy, stojąc w progu, między kuchnią, a salonem.

- Chowaj mój obiad do lodówki. Miał być taki pyszny, a wszystko mi zepsułeś - zrobiła minę smutnego psa, po czym roześmiała się, mordując nadal, z niesfornymi końcówkami.

Wykonałem grzecznie jej polecenie. Wszystko, żeby tylko szybko skończyła. O kurwa. Moja dwuznaczna myśl, rozbawiła mnie samego. Zboczona podświadomość.

Poprosiłem Igę, żeby wzięła samochód. Nie chciałem tłuc się z nią autobusami. Długo myślałem nad tym gdzie ją zabrać. Basen, kino? To trochę prymitywne. Chciałem zabrać ją w jakieś fajne miejsce, do którego chętnie ze mną wróci. Chociaż w sumie wszystko zrobiłoby na niej wrażenie, przecież w ogóle nie zna tych okolic.

Jechaliśmy jakiś czas, aż zatrzymaliśmy się na parkingu, w innej miejscowości. Wiem, że uwielbia spacery, dlatego jesteśmy w miejscu, które o każdej porze dnia jest piękne. Mamy jesień. Liście powoli z zieleni, zaczynają przybierać różnokolorowe barwy. Jest tu naprawdę cudownie.

- Chodź - wyszedłem z samochodu i otworzyłem jej drzwi.

- Gdzie my w ogóle jesteśmy? - Pytała, śmiejąc się cały czas.

- Nie ważne gdzie, tylko z kim - odpowiedziałem z promiennym uśmiechem, w zamian dostałem to samo.

Szliśmy wzdłuż chodnika, który prowadził do pięknego parku. Iga cały czas rozglądała się dookoła, łaknąć każdy centymetr miejsca, które ja znałem tak doskonale.

- Gofry? - Zapytałem, kiedy zbliżaliśmy do budki.

- Jasne! - Uśmiechnęła się, jak mała dziewczynka.

Zamówiliśmy ogromne porcje, z mnóstwem bitej śmietany i polewą czekoladową, na której widok aż zaświeciły jej się oczy. Usiedliśmy na ławce, nieopodal, gdzie Iga zaczęła wręcz pożerać swojego gofra, z taką zachłannością, jakby nie jadła od lat. W sumie, wyciągnąłem ją z domu tuż przed obiadem, ma pełne prawo do bycia głodną.

- Ubrudziłaś się! – Roześmiałem się, na widok jej twarzy, całej ubrudzonej bitą śmietaną. Nie mam pojęcia, jak to zrobiła, ale miała ją nawet na nosie.

A może miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz