27.

2.5K 213 5
                                    


Iga.

- Co Ty...

- Zakładaj sukienkę - nie pozwolił mi skończyć.

- Ale... – próbowałam.

- Żadnego "ale" i przede wszystkim żadnych pytań. No już, już, nie mamy czasu – poganiał mnie.

Nie odzywając się już ani słowem zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy i wróciłam do łazienki. Czyli nici, ze spokojnego wieczoru, w luźnych dresach i kolacją w łóżku. Ale co On kombinuje? Nie zastanawiając się dłużej zrobiłam lekki makijaż, rozpuściłam włosy i włożyłam na siebie jedyną sukienkę, jaką za prośbą Alana zabrałam ze sobą. Kiedy po raz kolejny weszłam do pokoju, zobaczyłam uśmiech rysujący się na twarzy mojego chłopaka. "Mój chłopak" - nawet mówiąc to sobie w myślach, ciągle nie mogę oswoić się z tym określeniem.

- Wyglądasz ślicznie – usłyszałam po chwili milczenia.

- Ty też niczego sobie – mrugnęłam w jego stronę.

Nie czekałam długo, aż Alan złapał moją dłoń i wyprowadził z pokoju zamykając za nami drwi na klucz, który wsunął do kieszeni czarnych, obcisłych spodni. Weszliśmy do windy. Wybrał parter, wciskając guzik, z numerem 0. Kiedy wyszliśmy prowadził mnie w stronę dużych, szklanych drzwi. Domyślałam się co nieco, co kryje się za nimi, słysząc gwar, rozmowy, śmiechy. Alan utwierdził mnie w domniemaniach, wprowadzając nas do restauracji. Lokal był średnich rozmiarów, utrzymany w jasnych barwach, ze złotymi dodatkami. Bardzo przytulny, aczkolwiek w oczy bił wysoki poziom. Spodobał mi się.

- Czyżby jakaś romantyczna kolacja?- Zapytałam, kiedy lawirowaliśmy wśród stolików.

- Wiesz... – zaczął – niezupełnie – i wtedy stanęliśmy przy stoliku usytuowanemu w głębi sali. – Iga, poznaj moich rodziców.

Zamarłam. W pewnym momencie całą mnie sparaliżowało. Od stóp, po czubek głowy moje ciało ogarnął dziwny dreszcz.

- Bardzo nam miło – jego mama przerwała w końcu krępującą ciszę. Stać mnie było jedynie na głupi uśmiech.

- Alan... – zwróciłam się do mojego chłopaka, kiedy odsuwał moje krzesło, żebym zajęła miejsce. – Zaprowadź mnie proszę do toalety.

- Prosto i po lewej przy drzwiach – nie na to czekałam.

- Nie znam dobrze sali, chodź – wymuszony uśmiech przez zęby, wdarł się na moją twarz.

Czułam coraz to silniejsze uderzenia gorąca, pomieszanego ze złością.

- Chodź – wyraz mojej twarzy musiał zdradzić mu wszystko, gdyż bez słowa udał się za mną.

Co prawda było to niekulturalne z mojej strony, ale lepsze takie rozwiązanie, niżeli jego rodzice mieliby oglądać, jak swoją złość wyładowywałabym, dźgając nożem zamówioną za chwilę potrawę.
Kiedy tylko weszliśmy do toalety, wybuchłam:

- Co to ma być? Czemu o niczym mi nie powiedziałeś?! – Krzyczałam, wymachując rękoma, jak jakaś wariatka.

- Ej, spokojnie...

- Jak mam być spokojna, kiedy chwilę temu wyszłam przed Twoimi rodzicami, na kompletną idiotkę? – Schowałam twarz w dłoniach.- Przepraszam – Alan przyciągnął mnie do siebie i oplótł ramionami.- Nie chciałam, żeby tak wyglądało to spotkanie.

- Skarbie, przecież nic strasznego się nie stało – pogłaskał wierzchem dłoni mój policzek. – Wracajmy już, dobrze?
- Jasne – uśmiechnęłam się blado i wyszliśmy z toalety.
- Wszystko w porządku? – Zapytał tato Alana, kiedy usiedliśmy przy stoliku.

- Jest okej, - zapewnił Alan - co zamawiamy?

- Czy Ty zawsze musisz być taki narwany? - Komentarz jego mamy nieco mnie zdziwił.

Nie zwracając jednak na to uwagi, podniosłam menu i kiedy już kelner odchodził z naszymi zamówieniami, zostałam zbombardowana masą pytań. Czułam się dziwnie, musząc opowiadać obcym ludziom, o prywatnych sprawach, moim życiu osobistym i wielu innych.

- Dużo zarabiasz w tym butiku? – Alan niemal udławił się akurat przełykanym kawałkiem łososia, na dźwięk pytania, zadanego przez swoją matkę.

Jednakże ja, jak pokorny piesek odpowiedziałam tylko: "wystarczająco.", po czym ze smakiem wróciłam do swojego zapiekanego halibuta.

- Mamo, czy możesz przestać?

- Alan, o co Ci chodzi? Nie wtrącaj się proszę i zajmij jedzeniem, skoro tak bardzo na nie czekałeś – odchrząknęła.
- Skończyłaś technikum, a mimo wszystko pracujesz w jakiejś podrzędnej sieciówce? – Tym razem odezwał się jego ojciec. – Chyba nie poszła Ci matura... - popatrzył na mnie, z głupkowatą miną. – Nie łatwiej było Ci skończyć jakąś szkołę zawodową, albo kurs obsługi kasy fiskalnej? Przecież wyszłoby na to samo.

W pewnym momencie pąsowy odcień zalał moje polika.

- Dość - powiedziałam tak cicho, że nie byłam pewna, czy ktokolwiek mnie usłyszy.

Ale usłyszeli. Ich oburzone spojrzenia lądowały to na mnie, to na Alanie, zabijając nas swoim chłodem.

- Było nam bardzo miło – wstali od stołu, jak oparzeni, rzucając tylko gdzieś między talerze banknot, pokrywający rachunek.

I odeszli. Tak po prostu wyszli, zostawiając nas samych.

Alan.

- Wiedziałem, że tak to się skończy – zacząłem. – Jest mi tak cholernie wstyd.

Iga nie podnosiła nawet wzroku.

- Chodźmy stąd, straciłam apetyt.

Ja tak samo. Każdy kolejny kawałek ryby, nie byłby w stanie nawet przejść przez moje gardło, w którym, zgromadziła się cała moja gorycz, formując kulę, nie do przejścia, dla żadnej substancji.
Czułem się upokorzony. Wiedziałem, że ten wieczór nie zakończy się fenomenalnie, ale serio? Aż tak musieli go zepsuć? Aż tak pognębić mnie i siebie samych? Na to nie byłem gotowy. Ale stanowczo bardziej gotów jestem na Igę, Martini i długi sen.


A może miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz