11.

3.5K 253 0
                                    

Alan.

Jak to dobrze, że moja mama ma te urodziny. Mogłem iść do każdego innego sklepu, ale po prostu musiałem ją zobaczyć. Pracując wygląda jeszcze bardziej dorośle... Mniejsza o to, ważne, że mam prezent i zaproszenie, którego choćby nie wiem co nie mógłbym odrzucić.
Kiedy wszedłem do domu była prawie szesnasta. Czy ona zaprosiła mnie na randkę, czy po prostu ma ochotę na wieczór w towarzystwie, z kimś, poza kotem? Boże, o czym ja myślę. Po prostu tam pójdę, będę się dobrze bawił rozmawiając z nią o wszystkim i niczym. W jej towarzystwie mogę nawet milczeć.

***

Iga.

Kiedy już odmeldowywałam się z pracy, napisałam do Alana, że niedługo będę. Jeszcze tylko zaliczę jakiś market po drodze, bo nie chcę umrzeć później z głodu, a tym bardziej zagłodzić jego. Nie potrzeba mi niewinnej niczemu duszy, na sumieniu.
Kiedy znalazłam w końcu miejsce parkingowe, przed marketem mogłam spokojnie wyjść na zakupy. Długo szukałam w portfelu jakiejś monety, żeby móc wjechać do niego z wózkiem. Muszę w końcu wybrać jakieś pieniądze z bankomatu, bo niestety kartą za wózek nie zapłacę. Dobrze, że moja kochana matka tak mnie wspiera i moje konto, nawet jeżeli bardzo by chciało, nie będzie puste. Szkoda, że dostaję od niej jedynie wsparcie finansowe, nic poza tym. Nie było nawet głupiego telefonu, sms'a. Wydzwaniało do mnie pół rodziny, kiedy tu zamieszkałam. A z jej strony? Kompletna pustka.
Wciągnęłam w końcu wózek do sklepu, wrzucając do niego ciążącą mi na ramieniu torebkę. Zaraz, zaraz. Ale co ja w ogóle chcę dzisiaj ugotować? Rozejrzałam się po pułkach, mijając kolejne alejki. Spaghetti? Nie, zawsze brudzę sobie pół twarzy, kiedy je jem. Może sałatkę? Szybka opcja, ale... ech, mam nakarmić faceta, a nie królika. Pizza? No i gra! Wkładałam do koszyka kolejno salami, pieczarki, drożdże i inne składniki. No Iga, pora żebyś wykazała swój talent kulinarny. Może a nóż go nie otrujesz?

- Trzydzieści dwa, pięćdziesiąt – wymamrotała kasjerka, po skończeniu podliczania moich zakupów.

Wygrzebałam z portfela kartę kredytową i zapłaciłam, a ta z ciągle niezadowoloną miną obsługiwała klientów. Skąd się biorą takie gbury, ja się pytam?

***

Alan.

Godzina osiemnasta dwanaście. Czy tę porę można już uznać za wieczór? Niecierpliwie się coraz bardziej. Ale przecież nie będę wypisywał do niej, jak wariat, weźmie mnie wtedy za całkowitego dzieciaka. Ta różnica wieku nie dawała mi wciąż spokoju. Nigdy nie miałem do czynienia ze starszą dziewczyną. Tak w sumie, to z kobietą. Można ją było już spokojnie nazwać kobietą. Nie, żebym nie miał koleżanek, w tym wieku, bo mam i to sporo, ale nad żadną nie myślałem jeszcze w ten sposób. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk wiadomości.

Iga: Pomożesz z zakupami?
Ja: Nie musisz pytać dwa razy!
Iga: Zaparkowałam przed blokiem. Czekam. :)

Założyłem szybko swoje vansy i byle jaką bluzę, po czym rzuciłem się pędem na dół. Stała już obok swojego lupo, witając mnie z daleka pięknym uśmiechem.

- Proszę - wyciągała kolejno torby, oddając je w moje ręce.

Chwilę później otwierałem już drzwi wejściowe, od jej mieszkania, puszczając ją przodem. Dżentelmen od urodzenia!
Zostawiliśmy wszystkie toboły na jednym z kuchennych blatów.

- Poczekaj na mnie chwilkę, pójdę się przebrać - powiedziała, odkładając ostatnią torbę. - Zajmij się tym rozdarciuchem, jak możesz.

W kuchni Aleksander próbował wdrapać się na krzesło, miaucząc przy tym niemiłosiernie. Wziąłem łobuziaka w ręce, odprawiając przy tym do jego miseczki. W progu kuchni pojawiła się Iga. Miała na sobie czarne leginsy i biały oversize'owy T- shirt, który pięknie eksponował jej obojczyki. Każda dziewczyna, z jaką się spotykałem, na każdą moją wizytę wyskakiwała w obcisłej spódniczce, albo z cyckami na wierzchu, ale nie ona. Stawiała zawsze na domową wygodę, a była przy tym tak niebiańsko piękna i seksowna, jak żadna inna dziewczyna szykująca się godzinami. Jest naprawdę piękną kobietą.

***

Iga.

Uwolniłam włosy spod niedbałego koka. I wróciłam do kuchni.

- Mam nadzieję, że lubisz pizzę - zapytałam z uśmiechem.

- Jestem tak głodny, że mogłabyś mi nawet podać Aleksandra w panierce, a nie grymasiłbym ani przez chwilę.

Zaśmiałam się patrząc na mojego biednego futrzaka.

- Dobrze, więc pizza będzie ogromna, bo chciałabym, żeby mój kociak jeszcze trochę pożył.

Wyciągnęłam z szafki gruby zeszyt, w którym razem z babcią zapisywałyśmy wszystkie przepisy. Ciasto na pizzę... mam!

- Przepis? Serio? Wyjdź poza schemat - Alan zamkną zeszyt, wysypując na stolnicę mąkę, po czym dodawał do niej kolejne składniki.

Ależ się wczuł. Stałam z boku, tylko się przyglądając, kiedy na mojej twarzy wylądowała porcja białego pyłu.

- Ruszaj się księżniczko, ciasto samo się nie wyrobi - śmiał się, kiedy ścierałam z policzków mąkę, z udawanym grymasem na ustach.

Stanęłam przed stolnicą i wbiłam dłonie w składniki. Alan wtórował mi, stojąc za moimi plecami i wyciągając ręce przed moją sylwetkę. Kochane było to, jak oparł brodę na moim ramieniu. I choć robiliśmy tylko głupie ciasto na pizzę, czułam jego bliskość, której od tak dawna od nikogo nie dostałam.

***

Alan.

Szukałem każdej okazji, żeby jakoś się do niej zbliżyć. I wierzcie mi na słowo, od dzisiaj kocham wyrabianie ciasta!

Rozłożyliśmy w końcu wszystko na blaszce i włożyliśmy ją do piekarnika. Popijając sok siedzieliśmy już w salonie.

- Twoi rodzice nie mają nic przeciwko, że tak do mnie uciekasz? - Zapytała, odkładając szklankę na ławę.

- Moi rodzice są w tym monecie gdzieś w pizdu daleko stąd. Może w Anglii, albo Rzymie, kto ich tam wie - popatrzyłam na niego zdziwiona. - Są "biznesmenami" - zakreślił w powietrzu cudzysłów. - Mają firmę, sam dobrze nie wiem, czym się zajmującą i wiecznie ich nie ma. Odkąd pamiętam mieszkam z babcią.

- Moi rodzice myśleli tylko co zrobić, żeby się mnie pozbyć, dlatego tu jestem - uniosła teatralnie ręce w górę. - Powinniśmy się teraz napić, ale że masz jutro szkołę, a ja pracę przypieczętujemy nasze żale sokiem - stuknęliśmy się szklankami uniesionymi w górę.

Po kilkudziesięciu minutach rozmowy usłyszeliśmy dźwięk piekarnika, sygnalizującego zakończone pieczenie. Zapach pizzy momentalnie uniósł się po całym mieszkaniu. Nawet Aleksander, który dotychczas wylegiwał się w sypialni ruszył do kuchni.

- Głodni? - Zapytała Iga patrząc to na mnie, to na kota.

Tak, to on zdecydowanie był najważniejszym mężczyzną w jej życiu.

- Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo - odpowiedziałem.

Po zjedzonej kolacji siedzieliśmy w salonie. Rozłożyłem się w rogu kanapy, a Iga oparta głową o moje nogi leżała wzdłuż łóżka. Pierwszy raz miałem taką silną ochotę kogoś pocałować, dotknąć. Tak bardzo jej wtedy chciałem... Tym czasem siedzieliśmy po prostu nadal rozmawiając, a ja nie mogłem zebrać się na żaden ruch. Ależ ze mnie pizda!

A może miłość?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz