6:30
Obudził mnie jak zwykle poranny budzik, którego szczerze nienawidziłem. Codziennie dzwonił i brzdękolił mi tylko po to, aby poinformować mnie, że już czas wstawać.
Stęknąłem z niezadowolenia, przetarłem zaspane oczy, a po kilku chwilach słuchania tego okropnego dźwięku budzika, wyciągnąłem rękę w stronę telefonu, który leżał obok mnie. Musiałem zasnąć podczas oglądania filmu... Z resztą, standard. Z zamkniętymi oczami wyłączyłem budzik, który przyprawiał mnie o mdłości. Słyszałem go więcej razy, niż brałem prysznic w ciągu całego miesiąca.
Dziesięć minut później, przeciągnąłem się, ziewnąłem przeciągle, a następnie usiadłem pół przytomny na łóżku. Westchnąłem z myślą, że to właśnie dziś zaczyna się pierwszy dzień kiedy mam się wybrać do szkoły prosto po wakacjach... Ach wakacje. Wszystko co dobre, kiedyś się kończy...
6:45
Po kilku minutach męczenia się z budzikiem, po jego wyłączenie, kolejnych kilku nad rozmyślaniem nad tym, że to właśnie dziś kończy się wolne od szkoły, wstałem z łóżka, przez moment się chwiejąc, podszedłem do krzesła i zabrałem wiszące na jego oparciu ubrania, które wcześniej przygotowałem, aby w razie "w" móc bez grzebania w szafie mieć już ubiór gotowy. Skierowałem się do łazienki, po drodze gładząc swojego pupila, Charliego, czarnego kocura, ale potulnego jak baranek. Wszedłem do pomieszczenia, ułożyłem na pralce ubrania tak, aby ich nie pognieść, rozebrałem się do naga, wszedłem pod prysznic, aby następnie odbyć krótki poranny prysznic, który trwał dokładnie sześć pełnych minut.
Po krótkim, orzeźwiającym prysznicu, wytarłem się dokładnie ręcznikiem, sięgnąłem po suszarkę, włosy wysuszyłem dość szybko, aby następnie włożyć na siebie bokserki, zresztą, te ulubione, ponieważ czułem się w nich jakoś tak... Najbardziej komfortowo i jakby... Pewnie? No nie ważne. Po założeniu bielizny wsunąłem na siebie czarne jeansy z małymi dziurami na kolanach, białą koszulę oraz białe skarpetki. Psiknąłem się dwa razy perfumami o delikatnym zapachu, sięgnąłem po grzebień i uczesałem moje jasne blond włosy, które później ułożyłem w lekkim, artystycznym nieładzie.
Gdy w końcu po dwudziestu paru minutach wyszedłem z łazienki, wszedłem do kuchni, zaglądnąłem do lodówki, wyjmując z niej następnie mleko, które postawiłem na blacie, wyjąłem z szafki miskę, lecz aby to zrobić, musiałem najpierw niestety stanąć delikatnie na palcach. Z szafki obok wyciągnąłem płatki czekoladowe w kształcie tak zwanych "muszelek" (i tutaj teraz kłótnia wszechczasów - najpierw płatki, czy może mleko? XD), wsypałem płatki, zalałem zimnym mlekiem, ponieważ takie najbardziej lubiłem. Odstawiłem mleko do lodówki, wyciągnąłem z szuflady łyżkę, którą wsadziłem do miski z płatkami i zabrałem miskę w dwie dłonie. Gdy kierowałem się do jadalni, przelotnie spojrzałem na zegarek wiszący na ścianie. 7:13, idealnie. Jedzenie płatków podczas oglądania serialu zajmie mi jakieś piętnaście minut, do tego jeszcze mycie zębów, myślenie czy na pewno wszystko wzięte i dziesięć minut drogi do szkoły. Niby niczego nie planuję tak zwykle, ale w pierwsze dni szkoły zawsze wolę mieć wszystko idealnie.
Postawiłem na stole miskę, pobiegłem do pokoju po tablet. Wracając potknąłem się o kabel prawie się przewracając. Na szczęście udało mi się nie zaliczyć gleby. Przeklnąłem tylko pod nosem, usiadłem na krześle przy stole, postawiłem tablet na przeciwko siebie, wziąłem w dłoń łyżkę i biorąc do ust pierwszą porcję płatek włączyłem serial.
Po zjedzeniu śniadania, wyłączyłem tablet i odłożyłem go na bok. Wróciłem do kuchni i włożyłem miskę wraz z łyżką do zlewu. Popatrzyłem na nie chwilę z myślą, że zrobię to po powrocie ze szkoły.
Idąc do pokoju ponownie przelotnie spojrzałem na zegarek, wszedłem do pomieszczenia i zabrałem spod biurka plecak, podszedłem do łóżka i zabrałem z niego telefon oraz słuchawki, które leżały pod poduszką. Jak zwykle poplątane. Modlę się o dzień, w którym będą one choć raz w takim stanie, że będę mógł sprawnie posłuchać muzyki bez katowania się z nimi.
CZYTASZ
Kwiat dzikiej róży II Yoonmin
Fanfiction𝐏𝐥𝐞𝐚𝐬𝐞 𝐭𝐫𝐮𝐬𝐭 𝐦𝐞, 𝐚𝐧𝐝 𝐬𝐚𝐲 "𝐈 𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐲𝐨𝐮." ❣︎ 𝐧𝐞𝐯𝐞𝐫 𝐬𝐚𝐲 𝐧𝐞𝐯𝐞𝐫.