• 19 •

43 1 0
                                    


16:51

Kolejne kilka godzin spędziliśmy w parku na spacerze, nad pobliskim jeziorem i ściganiu się na placu zabaw. Niby dla dzieci, ale huśtanie się na huśtawce wciąż dawało frajdę.

- Powiesz mi w końcu gdzie idziemy? - zapytałem cicho wzdychając, będąc przez jakieś dobre kilka minut ciągniętym za rękę, która zresztą powoli zaczynała mnie boleć.

- Bądź cierpliwy, zobaczysz. - uśmiechnął się do mnie.

Po jeszcze kilku minutach drogi zauważyłem jak zaczynamy powoli zbliżać się do małego kocyka, na którym były już przygotowane kieliszki, wino, oraz mały koszyczek, w którym prawdopodobnie znajdowały się przekąski. Na jego widok odrazu się uradowałem i spojrzałem na chłopaka. Był zachód słońca, czyli cudowna atmosfera, klimat i niebo pełne gwiazd, wraz z ukochaną osobą, przy winie i słodyczach.

- Urządziłeś nam mały wieczór na kocyku? - zapytałem, gdy Yoongi nagle skręcił w bok, a ja zmarszczyłem brwi nie wiedząc o co chodzi.

- Co? - rozglądnął się nie rozumiejąc co mam na myśli i lekko się rozglądnął. - A... Nie, to chyba kogoś innego. - zaśmiał się delikatnie, jednak tak, aby mnie nie urazić i lekko podrapał sie po karku. - Idziemy w inne miejsce.

- Oh, a szkoda.. - posmutniałem i znowu zacząłem iść za chłopakiem.

- Następnym razem zrobię ci taką niespodziankę i będzie sto razy bardziej efektowna, niż to co teraz widziałeś. Ale nie smuć się. - cmoknął mój policzek, delikatnie się uśmiechając, a ja ten uśmiech odwzajemniłem.

- No to gdzie idziemy?

- O tam. - wskazał palcem na mały stadion, na którym prawdopobnie odbywały się żużle.

- Oo, też fajnie. - uśmiechnąłem się i dorównałem mu kroku.

- Wiem, dlatego tam idziemy.

Po kilku minutach dotarliśmy pod bramki, w których można było zakupić bilety. Z tego co zauważyłem, było tam dość sporo ludzi, dlatego wolałem trzymać się blisko Yoongiego.

Chwyciłem mocniej jego dłoń, przy okazji na wszelki wypadek splatając nasze palce dla mocniejszego chwytu.

- Ile to trwa? - zapytałem.

- Coś koło półtorej godziny. - odpowiedział i podszedł do kasy, w której później zakupił bilety dla naszej dwójki.

Następnie przeszliśmy sprawnie przez bramki, skanując nasze bilety i skierowaliśmy się na schody, aby zająć nasze miejsca.
Usiedliśmy na krzesełkach, a ja swój bilet schowałem do kieszeni, postanowiłem, ze zachowam go sobie na pamiątkę. Tak samo z biletem z gondoli.

- Po co ci ten bilet?

- Na pamiątkę. - uśmiechnąłem się.

Yoongi tylko przytaknął, a pół godziny później żużel się zaczął.

*Około pół godziny później*

- Yoongi, muszę do toalety, poczekasz tutaj? - wstałem z krzesła i spojrzałem na niego.

- Jasne, leć. - powiedział nie odrywając wzroku od wyścigujących się ludzi na torze.

- To zaraz wracam. - uśmiechnąłem się do niego i zacząłem schodzić po schodach. Za bardzo nie orientowałem się gdzie tutaj może jest toaleta, dlatego kiedy tylko zauważyłem jakiegoś mężczyznę, sprzedającego orzeszki, podszedłem do niego.

- Przepraszam, wie pan gdzie jest toaleta? - zapytałem z uśmiechem.

Mężczyzna odwrócił się do mnie. - Tak, prosto, po schodach w dół i na lewo. A po za tym, chce pan kupić orzeszki? - zapytał z uśmiechem.

- Dziękuje, może na powrocie. - odwzajemniłem uśmiechem i ruszyłem w stronę schodów.

Kiedy w końcu trafiłem na poszukiwaną tabliczkę z napisem WC, Odrazu wszedłem do środka.
Jednak po tym co tam poczułem, odrazu chciałem zwrócić dzisiejszy obiad. - Jezu... - mruknąłem cicho zatykając swój nos. - Kiedy tu ktoś ostatnio sprzątał. - powiedziałem pod nosem i zacząłem szukać wolnej kabiny.

Najchętniej wcale bym się tu nie załatwiał, ale czuje, ze jeśli tego nie zrobię, eksploduje mi pęcherz, a wole nie nazbierać kamienia w nerkach.

Jak się okazało, chyba byłem tu sam, wiec wszedłem do pierwszej lepszej kabiny, aby następnie załatwić swoje potrzeby.

Chwile później wyszedłem z kabiny dosuwając swój rozporek, gdy nagle mocnym ruchem zostałem przyszpilony do ściany.

Jęknąłem pod nosem, z delikatnego bólu, gdyż dodatkowo uderzyłem się w głowę. Uniosłem wzrok do góry i ujrzałem jakiegoś nieznanego typa.
Ziomek po czterdziestce, spocony oblech.

- Czego ty ode mnie chcesz typie? - zapytałem mocno marszcząc brwi, a przy okazji cały czas mocno się szarpiąc.

Spojrzałem po raz kolejny na jego twarz i na samą myśl brało mnie na wymioty. Nie dość, że ślinił się jak jakiś buldog, to na dodatek jechało od niego tanią wódą i potem, jakby nie mył się conajmniej przez dwa tygodnie. Z ust leciało mu tanimi fajkami, a włosy tłuste, jakby smażono na nich frytki na starym oleju.

Mężczyzna się nic odezwał, tylko conajmniej pożerał mnie swoim wzrokiem, jakby chciał mnie zaraz zgwałcić. Po chwili doszło do mnie, ze właśnie takie zamiary mógł mieć...

W końcu po co jakiś stary oblech miałby atakować mnie w kiblu na stadionie, w którym prawie nikt nie przebywał.

Po krótkiej chwili byłem już dość mocno przestraszony i cały czas próbowałem się szarpać.

- Nie szarp się tak, bo ci zaraz przywalę kurwa. - warknął mężczyzna, gdy poczułem, ze zaczyna się do mnie dobierać.

- To mnie do kurwy puść ty stary cepie! - wydarłem się prosto w jego twarz, kiedy ten nagle z otwartej dłoni uderzył mnie w policzek.

Poczułem tylko mocne pieczenie i łzy, które napływały mi do oczu, nie tylko z powodu bólu, ale i sytuacji, w której się znalazłem, będąc świadomym, ze w tej chwili nikt mi nie pomoże.

- Bądź grzeczny, albo dostaniesz dwa razy mocniej. - powiedział wsadzając mi dłonie w spodnie, a z moich oczu upłynęły tylko kolejne łzy.

- Zos-taw-mnie, chuju! - krzyknalem i z całej siły uderzyłem kolanem w jego krocze, co z pewnością go zabolało. Uśmiechnąłem się tylko dumnie przez łzy, widząc jak ten zwija się na obszczanej podłodze z bólu.

- Zapłacisz mi za to.. - wysyczał spoglądając na mnie spod przymrużonych oczu.

- Możesz mi naskoczyć. - splunąłem obok jego twarzy i wybiegłem przerażony z pomieszczenia...

Kwiat dzikiej róży II YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz