III.Jej wybór.

67 16 7
                                    

 Dipper zamrugał.

Jakaś jego część najchętniej w ogóle nie odrywałaby wzroku od Willa, ale wydłużająca się cisza zaczęła go zalewać falami niepokoju i wreszcie wymusiła na nim zerknięcie na scenę. Kiedy odwracał głowę przemknęło mu jeszcze przez myśl, że być może wspomnienia znowu ruszyły, ale nie. Dalej tkwili w pogrążonym w ciemności salonie, a Melody leżała na ziemi z dłońmi na brzuchu i oczami wbitymi w sufit. Mając przed sobą jej nagie ciało zdał sobie sprawę z dwóch rzeczy:

Po pierwsze — fizyczne obrażenia zadane przez jej brata nie regenerowały się. Z nosa wciąż ciekła krew, a skóra wokół oka miała ciemną, wręcz fioletową barwę. Nawet krwiste ślady po paznokciach nie goiły się; dalej tkwiły na biodrach.

Po drugie — jakaś jego część w absurdalny sposób czuła jakieś powiązanie między nim, a nią. I nie chodziło tylko o fakt, że przebywał w jej głowie i widział wszystko niemalże jej oczami. Chodziło o tę konkretną sytuację.

Brat Melody dosłownie rozbił jej życie, przejmując nad nim kontrolę. Eksperymentował na niej. Naciągał granice, przywłaszczył ciało. Pewnie samą obecnością — on pijany i zdecydowanie silniejszy — wywierał na niej presję, i...

Mabel nigdy go nie zgwałciła. Właściwie — praktycznie go nie dotykała, ale jej obecność i tak przytłaczała. Do tego — to ona miała władzę nad jego ciałem. To od niej zależała jego forma, moc. W zasadzie z czystego kaprysu, który Dipper kiedyś nazywał rozpaczą, w ogóle zaczęła tą całą zabawę, podczas gdy brat Melody zaczął przez śmierć ich rodziców.

Tylko że... on i Melody byli uczeni tego samego; byli równi sobie. Mabel zaś... ona była nieludzka. Oderwana nawet od demonów. Wiele jej zachowań wynikało z kompletnego niezrozumienia emocji, uczuć i jednoczesnej chęci ich posiadania. Tak bardzo goniła za tym wszystkim, że nie zauważała, jak świat dokoła niej płonie. Czasami płakała i uparcie powtarzała, że go kocha, choć jej paznokcie przebijały mu skórę, a on sam wątpił czy w ogóle jest zdolna do kochania. Posyłała uśmiechy tamtego Pinesowi — chyba Gideonowi — i całowała Pacyfikę Southeast, ale z pewnością nie miałaby oporów przed przejęciem nad nimi kontroli, gdyby coś zaczęło iść po jej myśli. Może już to zrobiła?

Dipper pokręcił gwałtownie głową.

Nie mogę tak myśleć — warknął na siebie i odgarnął włosy z mokrego od potu czoła. Uniósł ręce, a umysł Melody nie szarpał się z nim, kiedy przyśpieszał tę scenę i pozwalał kolejnym wspomnieniom ukazać kolejne tragedie. Mnóstwo tragedii.

Nawet nie mógł powiedzieć, że niczym poprzednie są zamglone czy odrobinę zniekształcone. Te były ostre i całkowicie wypaczone, pokryte mnóstwem czerwieni i oprawione wrzaskami. Zacisnął oczy, nie chcąc patrzeć na szczegóły.

Podczas ostatniego zadania był całkiem spokojny — nie narzekał, może nawet z lekką ciekawością obserwował wspomnienia demona o siwej brodzie i tatuażach na połowie twarzy. Chyba raz wybuchnął śmiechem, podziwiając jego miłosne niepowodzenia. Teraz nadużywał własnej mocy, brnąc do ostatecznej, najgłębszej traumy.

Bo to nie był koniec.

W umyśle Melody tkwiło coś jeszcze; coś, czego w pierwszej chwili nie mógł uchwycić — wspomnienie wyślizgiwało się z jego palców, a jego ostre krawędzie raniły mu ręce i wymuszały regenerację. W końcu jednak wbił w nie palce i wepchnął je przed siebie i Will.

Uchylił powieki.

Melody w tym wspomnieniu siedziała w łazience na krawędzi wanny. Ręcznik owijał się wokół jej ciała, a ona sama wymachiwała nogami i wpatrywała się w lustro. Już wtedy jej dłonie miały zielone plamy, a miejscami wręcz skóra była wyżarta, odsłaniając kości, ale... w tym wspomnieniu jej moce jeszcze walczyły; niewielkie płomyki krążyły po krawędziach, próbując odbudować zniszczenia. A ona je blokowała. Zduszała.

[D0]PRZERWANA BAŚŃOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz