I.Crescent Pines.

72 12 11
                                    

 — Możesz zdjąć nogi ze stołu?

— Po co?

— Masz brudne buty, zostaną plamy.

— I?

Cress westchnęła, patrząc na mężczyznę, z którym przyszło jej mieszkać. Ale od początku:

Crescent Pines była przede wszystkim nie dość dobra.

Miała wielką moc — mogła formować rzeczywistość i równie szybko niszczyć ją, a potem na nowo odtwarzać. A jednak jej własna matka zignorowała ją. Wielka królowa, miłość jej rodziców, pierwszy demon umarł nim zdążyła nauczyć się mówić, ale lata później — powrócił. W umyśle jej dziecka. Nie w jej samej. Ją Mabel Gleeful zignorowała; potraktowała, jak nic nieznaczący przedmiot, stojący jedynie na drodze do czegoś o wiele cenniejszego. Choć ojciec Cress, Gideon, wiele razy powtarzał jej, że Mabel kochała ją i chciała jej życia, radości, szczęścia, nie potrafiła już w to wierzyć. Obserwowała swoje dzieci, rozmawiające z babcią, i napełniała się zazdrością.

Była piękna — niezależnie od tego, jak bardzo została zraniona, jej skóra wracała do pierwotnego, bladego i gładkiego stanu. Siniaki, zadrapania czy poważniejsze ślady znikały, gdy jeszcze kłótnia trwała w najlepsze. Do tego nie starzała się. Trwała w wiecznym zawieszeniu, wyglądając jak osiemnastolatka. Za to lata wcześniej była nazywana najpiękniejszym dzieckiem w całej wsi i jeszcze dalej; ludzie zjeżdżali się z całego świata, by móc uchwycić choćby fragment jej urody na płótnie i opowiadać innym o bogini, którą spotkali. Podobno królowe zazdrośnie szeptały między sobą i swoimi służkami. A jednak najpierw nie mogła znaleźć sobie męża — kandydatów gotowych łamać wszelakie zasady i zaciągać ją do łózka było wielu, ale już do ręki ledwie garstka — a potem... jej mąż okazał się, jak to nazwał go pewien demon, zdradzieckim prosiakiem. Z miłego, czułego i piszącego jej wiersze, przeistoczył się w hałaśliwego potwora.

Czasami dalej oferował jej białe róże.

Wciąż jej pragnął — dosłownie potrafił popłakać się na jej widok, obrzydliwie ślinił się, gdy była naga i oddawał jej cześć, jakby widział bóstwo, ale jednocześnie rozdziewiczał każdą służącą jaką mieli; ciągał je po schowkach i pustych pokojach.

— To wina twojej mocy — wyznał pewnego dnia chłopiec, który sam w sobie też był zaledwie wytworem jej mocy, a zarazem, przez większość czasu, jedynym towarzyszem. — Nie kontrolujesz jej.

— To byłoby łatwiejsze, gdyby ktoś zostawił mi instrukcję obsługi — odparła wówczas, myśląc o swoich dzieciach, które bez problemu radziły sobie i nie doprowadzały ludzi do szaleństwa.

— Nie obwiniam cię za braki w wiedzy — powiedział, przeciągając się leniwie. — Ale jeśli czegoś nie zrobisz on będzie chciał jeszcze więcej i więcej, aż pewnego dnia postanowi cię pożreć. Dosłownie.

I miał rację.

Zaledwie tydzień później, Cress obudziła się czując ból lewej nogi. W pierwszej chwili pomyślała, że to wina przekroczonego limitu. W drugiej uświadomiła sobie, że wszystkie kończyny ma mocno związane, a mówić nie może przez prowizoryczny, materiałowy knebel.

Tamtej nocy błękitny ogień zniszczył całą ich posiadłość, a na jej nodze pojawiło się pęknięcie — niewielkie, wyglądające, jak rysa na porcelanie. Samo w sobie nie stanowiło problemu, nie szpeciło jej, ale... z wnętrza szybko zaczęła wydobywać się czarna breja. Do tego jej wybuch mocy sprowadził na nią inne demony. Zaciekawione zjawiały się jeden po drugim, a gdy docierało do nich, kogo widzą — próbowały wszystkiego, żeby ściągnąć ją do ich świata. Kilka razy nawet udało im się, a ona tylko cudem uciekała, nie plamiąc sobie przy tym rąk krwią.

[D0]PRZERWANA BAŚŃOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz